W ostatnim czasie przelała się przez nasze media fala artykułów hejtujących „januszowe” wakacje części naszych rodaków. Oto kilka osób postanowiło ruszyć dupę nad polskie morze. Ku ich zaskoczeniu okazało się, że zamiast opalonego dywanu na klacie Davida Hasselhoffa i silikonów Pameli Anderson spotkali tam swoich rodaków. A zamiast budek dla ratowników rodem z kalifornijskiej plaży, swojskie parawany. Na bałtyckiej plaży leżeli kolejno Taksówkarz Janusz z wąsem i klimakteryjną żoną Krysią, typowe polaki cebulaki. Dalej Seba – dres z bloków z charakterystycznym tribalem na obojczyku, w towarzystwie równie pięknie wydziaranej Andżeli z Wielką Gwiazdą Afryki w pępku. Wszyscy smażyli się w letnim słońcu za typowo polskim parawanem, który w naszym kraju urósł do symbolu wypoczywającej polskiej rodziny.
Czemu o tym piszę?
Bo dziwi mnie, że dopiero teraz zauważyliśmy, jak wypoczywamy, że wakacje dla Januszy, to są tak naprawdę typowe wakacje każdego Polaka. Nad polskim morzem nie bywam w wakacje od lat. Raz, że w ogóle mało wypoczywam. Dwa, że nie lubię leżenia na plaży dłużej niż 20 minut. Trzy – nie przepadam za polskim morzem w sezonie, a cztery, że ogólnie to nie moja estetyka. Ale daleki jestem od krytykowania kogokolwiek za takie spędzanie czasu. Zawsze to dobre miejsce, aby spędzić rodzinne wakacje. W końcu tanie nie znaczy, że gorsze.
Mało tego – wkurwia mnie niemiłosiernie hipokryzja ludzi krytykujących januszowe wakacje. Jak wsiadasz w Warszawie do taryfy to sympatyczny Taksówkarz Janusz opowiadający sprośne dowcipy o blondynkach jest przez całą podróż twoim najlepszym ziomem. Jeszcze przez kilka dni błyszczysz w towarzystwie kserując jego żarty. A żona Janusza, pani Krysia z mięsnego? Uwielbiasz ją nie tylko dlatego, że te jej rubensowskie kształty kojarzą ci się z ogniskiem domowym i wewnętrznym, opiekuńczym ciepłem typowej Matki Polki. Podświadomie czujesz, że nawet dziś solidnie by cię podkarmiła gdybyś tylko poprosił.
Ona zawsze poleci ci najświeższą szyneczkę prosto z beczki, polędwiczkę palce lizać i cudowny boczuś. Jej spracowane dłonie z paluszkami jak serdelki migiem pokroją w plasterki zakupioną wędlinkę dokładnie na taką grubość, jaką lubi twoja nastrzykana hialuronem i botoksem narzeczona. Która zresztą byle żyłką potrafi się zakrztusić, bo przecież to dziewczę wychowane w domu z fortepianem. Nie wyśmiewajcie się więc z januszowania, bo to wcale nie oznacza, że tacy ludzie są gorsi.
Wsiadasz do swojego SUVa z tymi zakupami i nagle okazuje się, że spaliła się żarówka nad rejestracją.
Sam nie wymienisz bo raz, że świeżo ogarnąłeś właśnie manicure. Dwa, że bicki już w tym tygodniu robiłeś w fitenss klubie. A trzy, że z ciebie pizda, nie mechanik. Dzwonisz więc do pana Sławka. Sławomir jest dobrym mechanikiem i z trzech bitych Cayennów zrobił ci tego jednego, całego, którym weekendami zrywasz asfalt pod klubami na Mazowieckiej. Mechanik Sławek to poczciwa dusza i w chuja klientów nie robi. Żonka powiła mu trzech chłopaków naraz – taki z niego farciarz. Trochę się Sławek cieszy, bo zakład może kiedyś przejmą. A trochę martwi, bo przez całe życie tyle się nie nazapierdalał co teraz, odkąd się dzieciaki urodziły. Z kolei brat Sławka, Mirek glazurę u ciebie kładł. Nie masz bracie w całym mieście lepszego glazurnika niż Mireczek. A terminy ma fachura tak odległe, że prędzej jebniesz w kalendarz, niż się doczekasz nowych płytek w kiblu. Taki jest rozchwytywany.
No i jeszcze jest Pani Marysia.
Matką twoją mogłaby być i podobnie jak to często matki czynią, sprząta ci chałupę. Bo przecież ta twoja nastrzykana cizia ma dwie lewe ręce i Mr.Propera raz w życiu widziała. W filmie o Kojaku. Kobita o czwartej rano wstaje, bo już o szóstej ma pierwszą panią, u której sprząta. Potem jedzie do ciebie i jak przed 19stą jest w domu to dobrze, bo to znaczy, że wcześniej dziś skończyła. Maria ma dwójkę wnuków. I córkę, co to dwa razy źle ulokowała uczucia. A potem dwa razy ktoś ulokował w niej coś innego. Córka na wychowawczym, bo dzieciakami się zajmuje za 2 razy 500+, a Marysia zasuwa, żeby dzieciaki z córką choć na dwa tygodnie nad morze zabrać – wystarczające miejsce na spędzenie rodzinnych wakacji.
Zresztą podobnie Mirek ze Sławkiem.
Tylko oni bardziej w Mazury cyrklują, bo połowić rybki lubią. Z kolei Janusz z Krysią mają taki zwyczaj, że tylko do Sopotu jeżdżą. Może nie jest najtaniej, ale gdzie teraz jest tanio, panie! A w Sopocie to się poznali. Jeszcze siedemdziesiąte lata były. Po całym roku wyrzeczeń chociaż ten tydzień pocelebrują swoją miłość i spędzą podczas atrakcyjnych dla nich wakacji. Mają taką panią, co to im co sezon pokoik niedrogo wynajmuje. Lidl jest obok, to Argusy bracie kupisz i cały dzień na plaży można leżeć. Szczególnie jak jeszcze Krysia z rana kanapek narobi. A kto robi lepsze kanapki jak nie januszowa Krysia!
Potem tylko prędko na plażę, parawanik rozłożyć obok dzieci, które już tu są i zajęły im miejsce. Dzieci to Seba i Andżela. Znasz ich z początku tego wpisu. Krysia też by sobie taki kolczyk w pępku zrobiła jak synowa, ale żartuje, że by się jej pod biustem i tak schował. A potem „psssyt” po Argusie i pełen relaks nad Bałtykiem – januszowanie pełną gębą.
I wtedy nad to polskie morze wkraczasz ty.
Wiadomo – cały na biało. Za cholerę nie wiem, po co wybrałeś te destynację, skoro zamiast schabowego i flądry wolisz ostrygi i langustynki. A zamiast oranżady z wódą, szampana i prosecco. Jedziesz tam i przypierdalasz się do rzekomo „Polaków cebulaków”, tych bogu ducha winnych ludzi, którzy całe życie ciężko zapierdalają, żeby ci się lepiej żyło i też mają ochotę chwilę odsapnąć. Kapeńkę odpocząć na swoich rodzinnych wakacjach. Mają do tego prawo jak mało kto. A że robią to tak, jak potrafią, bo nikt ich wcześniej tego nie nauczył? Zapewniam cię, że szybciej oni nauczą się jeść ostrygi i popijać je szampanem, niż ty kłaść równo płytki w swoim kiblu.
Imiona bohaterów nie zostały zmienione.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Toż w definicji “Janusza i Grażynki na wakacjach” nie chodzi tyle o prostych (czyt. niewykształconych) ludzi a o nie umiejących (lub nie chcących) się zachować prostaków. To dotyczy każdej warstwy społecznej. Trafiałam już na przeuprzejmych taksówkarzy oraz aroganckich i chamskich lekarzy. Pozdrawiam.
Jak jadę na wakacje, to też jestem takim Januszem. Taszcze ze sobą parawan, i inne badziewie niezbędne na plaży 😂 Uwielbiam tą błogość, która ogarnia w momencie posadzenia tyłka na ciepłym piasku. Nie zwracam uwagi na innych, oni też przyjechali odpocząć, naładować akumulatory. Na wakacjach nawet się nie maluje, bo zwyczajnie mi się nie chce 😉
I na koniec każdy wyobraził sobie jak któryś z jego znajomych bliższych lub dalszych jest osobą wkraczającą w bieli na plażę, u nas 100% zgodności 😁
Święta prawda!!!
Świetny wpis, bardzo prawdziwy. To przykre i wkurzające jak ‘dorobkiewicze’ traktują ludzi o niższym statusie majątkowym , nie tak ‘obytych’ jak oni.
Pozdrawiam całą rodzinkę Super Styler 🙂
A mi sie w tekście nie podoba, że został pominięty MOET 😂 I plastik-fantastic białe lampki #bozewidziszaniegrzmisz 😂
haha! Racja. Kelner proszę: Moet, raz! 🙂
Za ten wpis, masz u mnie wódeczkę z oranżadą zapewnioną, tylko na kierunek wakacji obierz południe.
Robi się! 🙂
Tekst mistrz. Przybijam wielka piątkę a od siebie dodam jeszcze jedno. Kiedy jestem na wakacjach to sobie odpuszczam wszelką spinę! Muszę gdzieś szybko wyskoczyć bez czasu a tym bardziej chęci do szykowania się żeby wyglądać bezbłędnie to i w byle jak związanych włosach wyjdę, i w niedopasowanych spodniach do bluzki i nawet bym w tych skarpetkach do sandałów wyszła. Czemu? Bo zawsze sobie powtarzam- MAM WAKACJE, nie spinam się, odpoczywam. Nie maluje się jak mi sie nie chce, nie będę się szykować 15 minut żeby kupić bułkę i kiełbe na ognisko nad jeziorem, albo dlatego ze w tych skarpetkach do… Czytaj więcej »
W sumie nic dodać, nic ująć. Też lubię prostotę, a ja mnie czasem nachodzi ochota na “ęą” to cyrkluję we Włochy czy Francję, a nie wyjazd nad polskie morze i pretensja, że towarzystwo nie jest jak z żurnala. Swoją drogą, na Zachodzie też często nie jest, tylko nam się tak wydaję, że jak ktoś powie “bonjour” to na pewno ma klasę i wycięty jest prosto z Vogue’a.
Piękny wpis. Duże brawa dla Ciebie. Zrobiłaś kawał dobrej roboty.
A ja mieszkam blisko morza, ba nawet Sopotu osławionego, w którym więcej jest Warszawiaków niż Sopocian. Często gęsto sadzam tyłek na plaży i patrzę gdzie te wąsate Janusze, o których mowa i wiecie co? Chyba trochę za bardzo wierzymy temu czym nas karmią zewsząd, bo ani smrodu rybki, ani wódy z oranżadą, ani Sebka ni widu ni słychu. Estetyka polskiego morza nie zachwyca, bo to nie lazurowe wybrzeże, albo może od czasu do czasu trzeba zmienić plaże z sopockiej na trochę mniej wylansowaną?:) Era parawanów za nami, seriously. Także mimo wszystko zapraszam zaaktualizować wakacyjne informacje! 🙂 PS: panowie w suvach… Czytaj więcej »
Cóż dodać? Spieszmy się kochać parawany, tak szybko odchodzą. Ze spa w dziczy pełna zgoda. Byłem, widziałem, jest dokładnie tak jak piszesz. Ale wracając jeszcze do parawanów to jak kiedyś byłem na plaży we Władku, to 50 metrów do morza szedłem chyba pół godziny, właśnie przez te parawany. Czyli mówisz, że ich era dobiega końca?
Ostatnio o tym pisała Magda z KK i mam wrażenie, że jej perspektywa była NIESTETY z punktu “cała na biało” 😉
Panie Janie, świetny tekst!
Zajebiście dobry tekst! I prawdziwy! W sumie to takie nasze polskie krytykować cudzy sposób na… wszystko. Bo każdemu wydaje się, że jest lepszy od tego drugiego. BTW – czytałam kiedyś w Wysokich Obcasach Extra świetny tekst o Polakach na wypoczynku za granicą autorstwa pracownicy biura podróży. Jak go odnajdę, podeślę Wam skan. Bo też trafia w punkt, jeśli chodzi o nasze polskie kompleksy i mentalne “wieśniactwo”.
Ja jako dziecko jeździłam nad morze nasze Polskie i żaden Janusz mi nie przeszkadzał. Dzieci nie patrzą na takie rzeczy i nie zwracają na nie uwagi. Potrzebna jest im tylko woda i piasek. Mi tak jak piszesz estetyka nie odpowiada i dlatego nie jeżdzę już jako dorosła. Ale nie krytykuje, każdy wypoczywa tak jak lubi. Jeżdzę z dziećmi za granice na wakacje, bo wolę też mieć pewność że przy +30 stopniach nie będzie w wodzie 10 i zakazu kąpieli. Jak zwykle tekst na medal! Pozdrawiam