Strach przed śmiercią – wiecie, że od urodzenia umarłam już tysiąc razy? Na początku były to bardzo proste umieranie. Ze śmiechu lub dziecięcego strachu. Że ten potwór, co to w szafie siedzi, okaże się kiedyś prawdą. Że ta strzyga za nocną zasłoną tylko czyha na moment, kiedy mama wyjdzie z pokoju. Z radości też umierałam wielokrotnie. Za każdym razem kiedy tata podrzucał pod samo niebo, śpiewając pod nosem wymyśloną piosenkę o pustułce. Albo wtedy kiedy mama bawiła się ze mną w wymyślony dom, na wymyślonej polanie.
Dorastając zaczęłam umierać z miłości.
Umierałam kilkukrotnie z różnym skutkiem. Czasem był Happy End, czasem była śmierć po śmierci. To umieranie było najbardziej spektakularne. Okupione łzami, rozpaczą i deklaracją, że jeśli nie ten, to już na pewno żaden. Dziś bawi mnie tamto umieranie, bo dziś umieram z innych powodów. Dziś nie umieram już z miłości.
Dzisiejsza śmierć codzienna wiąże się głównie ze strachem.
Ze strachem o najbliższych. Każdy telefon z rodzinnego domu o dziwnej porze powoduje, że umieram. Gorączka syna czy późny powrót męża do domu powoduje powolne umieranie ze strachu. Jest też umieranie z zazdrości. Dopada mnie za każdym razem kiedy widzę beztroskę w oczach kobiety, która macierzyństwo ma dopiero przed sobą. Prawdziwie umieram z zazdrości widząc wyspaną twarz kobiety beztroskiej. „Tak wiele jest słabości i śmieszności nietrudnych do podrobienia” – pisze Szymborska. Nie przypuszczałam, że śmierć prawdziwą tak łatwo jest podrobić codziennym umieraniem z tak błahych powodów.
Im bardziej dorastamy, tym mniej w naszym życiu tego umierania codziennego.
Oswajamy się ze swoimi słabościami, nabieramy grubej skóry i mało co jest w stanie nas uśmiercić. Nie zaskakuje nas strach, bo zetknęliśmy się już z nieuchronnym. Nie uśmierca nas już zazdrość, bo mamy wszystko co w życiu najcenniejsze. A kiedy już przestajemy umierać w życiu umieramy naprawdę. Na śmierć. Bo w sumie co to za życie, kiedy nic nie jest w stanie w nas umrzeć. Póki jednak żyjemy umierajmy codziennie do woli. Umierajmy z najbardziej błahych i powierzchownych powodów. Bo to umieranie uczy nas jak żyć.
Umieranie z błahych powodów tak. Umieranie ze strachu o najbliższych zdecydowanie nie. Mam nadzieję, że ja już wyczerpałam limit umierania ze strachu o najbliższych.