Od lat święcą triumfy książki o tym, jak stać się bogatym człowiekiem, jaki jest przepis na sukces, jak oszczędzać kasę, jak inwestować, żeby nie stracić i jak rozkręcić biznes większy niż Apple i Amazon razem wzięte. Chuj z tym, że piszą to ludzie, którzy największy biznes zrobili na pisaniu tych wszystkich mniej lub bardziej mądrych książek. W sumie to pusty śmiech mnie ogarnia, bo wierzcie mi, że jak ktoś kosi naprawdę gruby hajs, to nie ma czasu na wydawanie książeczek o tym, jak dorobić się tak jak on, bo zarabia setki razy więcej robiąc to, co robi. No chyba, że robi to z nudów na emeryturze, ale porządny przedsiębiorca zasuwa, póki mu zdrowie pozwala.
Owszem, jest teoria o tym, że człowiek wyniesiony na wyżyny sukcesu ma obowiązek spuścić windę na dół po kolejnych chętnych. Nawet pamiętam, kto powiedział tę piękną i mądrą formułkę. Był to Kevin Spacey, a jak wiemy Kevin lubił spuszczać windę szczególnie po młodych chłopców. I w ogóle spuszczał chyba nie tylko windę…
Prowadzenie bloga to nie lada wyzwanie
Kilka dni temu wybuchła afera w światku blogowo-vlogowo-influencerskim. Nie, nie mówię o tej fitnessowej patoli, o której myślicie. Mówię tu o vlogerce, która zaproponowała hotelowi współpracę, ten w swoim stylu ją wyśmiał, choć szacun, bo anonimowo, a ta zbulwersowana nagrała materiał, podkładając się ludziom na całej linii. W światku internetowym zawrzało, a że nius o tym podlinkowały chyba wszystkie branżowe portale, więc było co poczytać w komentarzach. Że dobrze, że ktoś jej wygarnął, że co to jest, że blogerzy to jak kryptowaluty, że jebana bańka, że kto w to wszystko wierzy, że kiedy się to skończy, że pieprzone nieroby, że do prawdziwej roboty by się wzięli i tak dalej.
A że kilka tygodni temu jakaś czytelniczka wygarnęła nam w komentarzu, w typowo polskim stylu, że nie cierpi takich jak my, co to im skapuje z nieba, gdy ona sama zapierdala i gówno ma pomyślałem, że skoro tylu biednych i sfrustrowanych ludzi mnie otacza, muszę im jakoś pomóc. Blog to świetny pomysł na życie, biznes, który może wesprzeć grono osób. Dlatego po raz pierwszy napiszę wam naprawdę dokładny przepis na bloga, przepis na sukces – na to, jak dojść do tego, żeby mieć poczytnego bloga, kupę kasy, być zapraszanym do śniadaniówek, mieć oddanych czytelników i przy okazji być opluwanym w różnych zakamarkach sieci. Ale to, jak wiemy VAT od sukcesu, a ten w naszym kraju jest szczególnie wysoki.
Poza tym, jak mawia przyjaciółka naszej rodziny: „Lepiej płakać w Bentleyu niż śmiać się w tramwaju.”
Od razu zaznaczę, że przepis na sukces i na bloga, jest jak przepis na bigos, czyli każdy ma własny, ale jedna cecha jest wspólna – długo się gotuje. A zatem po kolei.
Jak prowadzić bloga, przepis na sukces – składniki:
Urodź się, najlepiej w niezbyt bogatej rodzinie, byś miał do czego dążyć. Miej marzenia, rozwijaj je, zmieniaj, ciągle chciej więcej, snuj swój własny przepis na sukces, ciesząc się jednocześnie z tego, co masz. Miej mądrych rodziców, bo przy głupich będzie ci zwyczajnie trudniej osiągnąć blogowy sukces. Sam bądź mądry i mądrzej każdego dnia. Popełniaj błędy i wyciągaj z nich wnioski. Nie popełniaj nigdy dwa razy tego samego błędu, bo świadczyć to będzie o tym, że jednak jesteś debilem. Postaraj się być zdrowy, silny, sprawny. Bez tego też dasz radę, ale wtedy będziesz musiał nadrabiać siłą woli. Rozwijaj się w tym kierunku, w którym masz predyspozycje.
Jeżeli w czymś nie dajesz rady, ucz się tego i doskonal tylko na tyle, na ile jest ci to konieczne, by pójść dalej w swoim rozwoju. Poznaj swoje słabe strony i się z nimi pogódź. Unikaj w życiu ich eksponowania i sprawdzania swoich możliwości na tych płaszczyznach. Rzadziej będziesz upadał.
Nieustannie myśl o tym jak stworzyć swój przepis na sukces. Od samego początku czuj, że możesz osiągnąć naprawdę wiele. Więcej niż twoi bliscy czy znajomi. Nigdy nie czuj się lepszy od innych. To prosta droga do zostania dupkiem. Nie tak należy budować pewność siebie. Ona musi wynikać z przekonania popartego doświadczeniem i twardymi danymi, że wiesz co robisz.
Ciekawość to pierwszy stopień do…
Bądź ciekawy świata. Polub uczenie się i ucz się nieustannie. Przepis na sukces, bez tego się nie sprawdzi. Obserwuj ludzi, którzy cię otaczają. Wyciągaj wnioski z ich sukcesów i porażek. Obserwuj ich przepis na sukces. Zastanawiaj się, co zaważyło na ich sukcesie lub na porażce w danej dziedzinie życia. Nie myśl tylko o spełnieniu zawodowym czy biznesowym, bo gdy osiągniesz sukces, może się okazać, że nie masz z kim się napić. Od małego myśl o tym, czy chcesz mieć rodzinę, dzieci, jak będzie wyglądać twój partner i czy ważniejsze jest, żeby się dobrze bzykał, czy czytał Heideggera w oryginale. A może jedno i drugie? Zbieraj doświadczenia również na tym polu, żebyś wiedział, z czego rezygnujesz, co tracisz albo co zyskałeś, bo może to znacząco się przyczynić do sposobu, w jakim będziesz prowadzić bloga.
Od małego bądź aktywny.
Ucz się odwagi, nie tylko fizycznej, ale również cywilnej. Uczciwie przyznawaj się do błędu. Mów prawdę. Nie kłam, chyba, że to co zrobiłeś nie ma żadnego znaczenia, a możesz bezpowrotnie stracić ukochaną osobę. Wtedy kłam, ale w ramach pokuty i psychicznej higieny odrób to w polu, żeby nie przyszło ci do głowy, że możesz sobie z tego zrobić zwyczaj. Taka samodyscyplina może Ci w przyszłości pomóc w prowadzeniu bloga.
Wychodź do ludzi, rozmawiaj z nimi, bądź ich ciekawy i otwarty.
Radź się tych, którzy sobie dobrze radzą. Nie daj sobie wchodzić na głowę i zaznaczaj wyraźnie granice swojej wytrzymałości, ale też nie dawaj się prowokować ludziom, których paliwem jest nienawiść, jątrzenie, skłócanie. Omijaj ich szerokim łukiem niczym gówno, ponieważ wchodzenie z nimi w interakcję, to jak wchodzenie w interakcję właśnie z gównem. Nic nie ugrasz, a się upierdolisz i będziesz śmierdział jak oni. To podobnie, jak w przypadku prowadzenia bloga.
Rozwijaj poczucie humoru.
Ono przyda ci się w szkole, w pracy, w łóżku. Przyda ci się, gdy chory na Alzheimera dziadek, z którym mieszkasz, stwierdzi, że ten 10 latek to złodziej i zacznie cię ganiać po chałupie z najdłuższym nożem jak macie w domu i wtedy, gdy umrze twoja matka, a ty zostaniesz praktycznie sam. Dobrze jest wtedy zostać z kimś, z kim się przynamniej dobrze bawisz.
Po takich życiowych katastrofach ogarnij się jak najszybciej.
Rozkminiać swój los można zawsze, a śmieci same się nie wyrzucą. Nigdy kurwa nie myśl, że jesteś jakiś biedny, doświadczony przez los, że wszyscy przeciwko tobie. Tak myślą ludzie, którzy gówno osiągną. Powodów życiowych porażek jest multum, ale to nigdy nie jest pech, urok czy inna bzdura. Co najwyżej rachunek prawdopodobieństwa. Komuś te wszystkie złe rzeczy się zdarzają i dziś wypadło na ciebie. Zastanów się, czy mogłeś jakoś temu zapobiec. Jeżeli tak – wyciągnij wnioski i w przyszłości zapobiegaj. Jeżeli nie, idź dalej i żyj, póki nie zaczną brać z twojej półki. Szukasz przepisu na bloga? Najpierw sam spróbuj go ułożyć!
Znajdź sobie drugą połówkę, chyba, że twoja droga do sukcesu zakłada zostanie papieżem albo biskupem.
Nie daj sobie wmówić, że bycie singlem jest zajebiste. Jeżeli jednak naprawdę uważasz, że bycie singlem jest zajebiste najpewniej jesteś cynicznym skurwielem, a to oznacza, że albo umrzesz jako nieszczęśliwy i przegrany człowiek, albo twoje życie będzie pasmem spektakularnych sukcesów jak z bajki. Ja w bajki nie wierzę, co nie znaczy, że czasem ktoś mi ich nie opowiada, jakby były najszczerszą prawdą.
Składniki na przepis na sukces mniej więcej mamy, przejdźmy zatem do realizacji.
Miej siedem lat w roku 1990. Otrzymaj komputer Commodore C64. Niech on źle działa. Co ja piszę! One przecież kurwa zawsze źle działały! Wymarz sobie komputer na komunię, ale zamiast tego otrzymaj długopis z ołówkiem Parkera. Zanotuj sobie tym długopisem, że chrzestny to kutwa. Niech rok później komputer kupi sobie twój ojciec. Ten komputer będzie jego świętym narzędziem pracy, u niego w domu, więc wiele się na tym sprzęcie nie nauczysz. Twój kuzyn dostanie komputer. Bądź przy jego składaniu. Zazdrość mu tego kompa, jak nigdy nikomu niczego nie zazdrościłeś.
Zacznij zbierać kasę na własny sprzęt. Przy okazji zacznij kupować najlepsze czasopismo o komputerach w kraju i czytaj je w wypiekami na twarzy, od deski do deski, choć sam nawet nie masz komputera. Poznaj budowę komputerów od podszewki. Zacznij składać własny sprzęt. Niech twoja mama, widząc twoją wieloletnią determinację sprzeda swoją złotą biżuterię, którą odziedziczyła i da ci te pieniądze ze łzami w oczach, na najdroższe elementy sprzętu, który budujesz. Poczuj na własnej skórze najgorszą odmianę szczęścia, gdy widzisz swojego ukochanego rodzica spełniającego twoje marzenie własnym, ogromnym kosztem.
Doceń to i uwierz, że właśnie otrzymałeś największą szansę w życiu.
Szansę na poznanie dziedziny, która będzie przyszłością i kiedyś otoczy nas z każdej strony. Gdy twoi koledzy będą grali w gry, ty się ucz systemów operacyjnych. Gdy będą wymieniali się pornolami poproś tylko o te, naprawdę warte obejrzenia, a przez resztę czasu poznawaj programy do grafiki 3d, muzyki, fotografii. Nie stań się przypadkiem nerdem od tego wszystkiego i zrób przerwę na jedną płytkę z Jenną Jameson. Podłącz Internet tak szybko jak to możliwe. Połącz się z numerem 0202122. Usłysz dziwne dźwięki z modemu i pomyśl, że zjebałeś komputer. Otrzymaj po miesiącu rachunek jak za sekstelefon na Hawajach i tym samym wpierdol od matki.
Ni gwarantuje, ale może to w przyszłości skutkować sukcesem Twojego bloga.
Już w podstawówce pisz dobre teksty, wykorzystując i doskonaląc swoje poczucie humoru.
Bierz udział w przedsięwzięciach teatralnych, wygrywaj konkursy recytatorskie i krasomówcze. Zrozum, że słowo pisane i mówione ma wielką moc. Pierwszy raz pomyśl o tym, że mógłbyś kiedyś tak zarabiać na życie. Blog to dobry pomysł na biznes, ale to już wiesz.
W liceum kontynuuj te pasje.
Zostań klasowym pajacem. Zapamiętaj słowa polonistki: „Nie rób Janek krzywej miny, tylko chodź tu czytać całej klasie „Dziady”. Kiedyś ktoś będzie ci płacił ciężkie pieniądze za czytanie i pisanie”. Pani Profesor – chylę czoła. 13 lat przed powstaniem bloga wiedziała Pani, że się z tego kiedyś utrzymam! Wiele bym dał, żeby zapytać teraz Panią o przewidywania dotyczące kursu Bitcoina. Tymczasem ty cały czas poszerzaj wiedzę z zakresu hardware’u i software’u. Ponieważ pochodzisz ze słabo uposażonej rodziny zrozum, że jeżeli nie zarobisz sam, to nikt nigdy nie zrealizuje twoich marzeń. Marzeń o pisaniu tekstów, kręceniu filmów i robieniu zdjęć.
Marzeń, które przecież w latach 90. i na początku dwutysięcznych nie były związane z żadnym konkretnym zawodem.
Zrób coś z tym, bo przecież nie masz za co postawić piwa dziewczynie.
Złóż 14 CV do 14 firm rekrutacyjnych szukając dorywczej pracy w wakacje. Niech nikt do ciebie nie oddzwoni. Wpadnij na pomysł, że zaczniesz naprawiać ludziom komputery. Zaprojektuj ogłoszenie zrywkę, niech ci je mama w pracy skseruje dwieście razy. Jeździj na rowerze kilka nocy z rzędu i rozklejaj je po mieście. Odsypiaj w dzień. Niech nikt nie zadzwoni z tych ogłoszeń. Zacznij dawać ogłoszenia w Stołecznej Wyborczej. Niech zaczną wreszcie dzwonić. Nie masz auta, nawet prawa jazdy. Jeździj autobusami o każdej porze dnia i nocy do ludzi z zepsutymi komputerami.
Odwiedź podejrzanego typa
Który mieszka razem ze swoją żoną, choć mówi o niej per „stara kurwa”, bo są w separacji i pomóż mu odwirusować kompa, na którym ma ważną wiadomość od potencjalnej kochanki z Sympatii. Traf do bezrobotnego, który koniecznie chce, byś napił się z nim piwa i do rodzinki patoli z małym dzieckiem na Pradze, gdzie obok puszki mleka modyfikowanego będzie popiołka pełna kiepów i niedopita ćwiartka. Jak można nie dopić ćwiary? Do dziś mnie to męczy… Niech wezwie cię wzięty prawnik, który po krótkim wykładzie o praworządności poprosi cię o instalację lewego systemu operacyjnego i pakietu biurowego na wszystkich komputerach w firmie. Odwiedź nieprzyzwoicie bogatego przedsiębiorcę w jego willi pod Warszawą.
Umów się z nim na stówę za wszystko z góry, niezależnie, ile ci to zajmie. Niech twój klient doniesie jeszcze w międzyczasie komputer syna i żony z „drobiazgami”.
Doświadczenia te przekujesz później na sukces bloga.
Gdy już to wszystko ponaprawiasz i poustawiasz w czasie dwa razy dłuższym niż zakładałeś usłysz pytanie, czy można dostać zniżkę i czy za siedem dych by nie poszło. „Pan przecież taki młody”. Niech dojdzie wtedy do ciebie, czemu ten chuj jest taki bogaty. W twoje urodziny, o których nikt nigdy nie pamięta, zadzwoni twój serdeczny kolega. Powie, że przyjedzie po ciebie, bo jest dodatkowa robota. Zgódź się, myśląc, że kumple zrobili ci niespodziankę. Pomyl się. Nie zrobili. Jedź na dwanaście godzin do chłodni wielkości hipermarketu jednej z największych sieci marketów w kraju. Dostań waciak, elektrycznego paleciaka i zapierdalaj w 3 stopniach Celsjusza, gdy za oknem piękny majowy dzień, przez 12 godzin, żeby zarobić 72 złote na rękę.
Miej w tym czasie jedną, dwudziestominutową przerwę i usłysz o innych pracowników, że najlepsi nie wytrzymują w tej robocie roku. Odparz sobie w tym waciaku dupę do krwi i zrozum tym samym, że nie na takim życiu ci zależy. Dalej naprawiaj kompy. Usłysz przy piwie od innego dobrego kolegi, który sam ciągnie tylko kasę od starych i nic nie robi, że ty, naprawiając te kompy, tak naprawdę oszukujesz ludzi, bo przecież to wszystko to takie proste naprawy, a nie „rocket science”, jak u jego starego, w ciepłownictwie. Pamiętaj, bądź cierpliwy i myśl cały czas o sukcesie swojego potencjalnego bloga.
Po kilku latach kup sobie skuter, żeby przestać jeździć autobusami.
Przecież znasz to miasto jak własną kieszeń. Nie ma w Warszawie ulicy, żebyś nie naprawiał na niej, albo w okolicy jakiegoś laptopa albo desktopa. W międzyczasie naucz się robić strony internetowe. Zrób jedną dla klienta, który przypadkowo o nią zapytał. Potem drugą, dla jego znajomego. Po kilku miesiącach zajmij się tylko tym. Stwórz jeden z największych portali związanych z ochrona środowiska w Polsce bo to studiujesz. Niech dojdzie do ciebie, że te miliony, które miały iść na ochronę środowiska w Polsce po naszym wejściu do Unii Europejskiej, może i idą, tylko jakoś omijają twoją kieszeń.
Rób strony przez kolejne kilka lat. Załóż firmę i skończ z rozliczaniem się na umowy o dzieło. Weź na firmę dotację z Powiatowego Urzędu Pracy. Złóż wniosek 5 minut przez końcem ich przyjmowania. Niech Urząd Pracy sprawdzi twój portal o ochronie środowiska, a miła pani od dotacji, będąc pod wrażeniem jego profesjonalizmu stwierdzi, że na bank na tym zarabiasz i trzepiesz gruby hajs wbrew przepisom o dotacji. Ta pani zleci kontrolę u siebie w urzędzie i jeszcze w Urzędzie Skarbowym. Niech Urząd Skarbowy nic nie znajdzie, ale niech wszcznie jeszcze jedną, własną kontrolę. Idź i się tłumacz jak na policji, a że matka od zawsze drżała bez powodu przed skarbówką, to ty też bądź zesrany.
Niech wszystko dobrze się skończy, bo jesteś prawy i uczciwy.
Otrzymaj wreszcie dotację. Za dotację kup porządny komputer, lustrzankę, obiektyw. Niech ci służą do dziś. Rozwijaj dalej swój biznes. Rób strony, spotykaj się z klientami: w ich biurach, domach, w akademiku i w kawiarniach. Zrozum, że robienie stron to nie jest to, co cię rajcuje. Dlatego rób to dalej, ale jednocześnie rozwijaj się i szukaj nowych szans. Czytaj tysiące publikacji o sieci, o statystykach, o systemach cms, o kompresji zdjęć, obórce grafiki, montażu, koloryzacji filmu, programowaniu, projektownaiu UX, o marketingu w wyszukiwarkach i o pozycjonowaniu stron internetowych, o serwerach i zagadnieniach sieciowych.
Traf do ekipy jednego z pierwszych twórców internetowego startupu w Polsce, który funkcjonował z powodzeniem od kilku lat. Zobacz majętnego człowieka rozbijającego się luksusowym autem po mieście, który w wolnych chwilach lata sobie nad miastem awionetką. Poznaj jego styl pracy i założenia biznesowe jego nowych projektów. Zrozum, że facet prędzej czy później pójdzie z torbami. Wymiksuj się jak najszybciej. Niech ci nie zapłaci. Poproś grzecznie o przelew. Nie ci dalej nie płaci. Zablokuj mu jego strony, które dla niego zrobiłeś. Ciesz się przelewem ekspresowym jeszcze tego samego dnia. Wróć do dłubania swoich stron. Za mozolnie uzbierane pieniądze dokupuj sprzętu, ucz się, rozwijaj.
Obserwuj swoich kolegów.
Zobacz jak pną się po szczeblach kariery. Zarabiają coraz więcej, gdy ty ledwo wiążesz koniec z końcem. Zazdrość im, ale konstruktywnie. Myśl każdego poranka i każdego wieczora, przy rannej kupie i przy nocnym seksie, jak tu rozkręcić coś, co będzie spełnieniem twoich marzeń. Stanie się twoją pasją, pracą, pozwoli ci się realizować, rozwijać i jednocześnie zapewni godziwy pieniądz.
Wpadnij wreszcie na pomysł bloga prowadzonego razem z żoną, zacznij realizować przepis na sukces.
Przygotuj ścisłe założenia. Uruchom go. Zacznij rozwijać. Razem ze swoją żoną ciągle pracuj zawodowo, bo przecież rachunki same się nie opłacą, a nowa pasja kosztuje również niemało. Pracujcie codziennie od 9 do 17, a potem jeszcze do 22 nad blogiem. Ponieważ to za mało czasu pracujcie również w weekendy. Czasem po dwanaście godzin, a czasem i szesnaście. Ciągnijcie dwa etaty. Wrzućcie pierwszy post. Niech okaże się, że świat wcale na was nie czekał, a jakaś znajoma znajomych niech wam zarzuci, że wasze logo jest zerżnięte z „Twojego Stylu” i powinien się wami zająć ich prawnik. Zamiast zablokować laskę, wejdźcie z nią w polemikę, bo przecież mamusia z tatusiem uczyli, żeby bronić kulturalnie swojego zdania, odpierać zarzuty i formułować zwięźle kontrargumenty.
Wrzuć modową sesję zdjęciową wykonaną w oborze, z krowami.
Niech miłośnicy zwierząt z jakiegoś forum dla ekozjebów zrobią ci nalot i odżegnają od czci i wiary, że fotografując kieckę w oborze promujesz „stanowiska uwiązowe”. Kurwa, do dziś pamiętam tę nazwę… Ponownie uderz w kulturalną gadkę, że dziękujesz za ich opinię, że to nie tak, że te krowy mieszkają na Mazurach i z pastwiska mają widok na jezioro. Dowiedz się, że kłamiesz i jesteś ich oprawcą. Dopiero kilka lat później uświadom sobie, że kiedy starzy robili ci wykłady o kulturalnej dyskusji, argumentach i kontrargumentach oraz bronieniu własnego zdania, nie było jeszcze Internetu.
Naucz się, że na świecie są wszystkie odmiany zjebania, a ty mając publiczną stronę docierasz do wielu ludzi i tych, którzy nie pasują do charakteru twojej imprezy, musisz po prostu usuwać. Bądź cierpliwy i pamiętaj, że twoim celem jest sukces bloga.
Pracuj na wspomniane dwa etaty przez trzy i pół roku.
Wydaj w tym czasie kilkadziesiąt tysięcy na swój blogowy projekt nie zarabiając w tym czasie ani złotówki. Ucz się tego, co ludzi interesuje i co chcą czytać i oglądać. Połowę swojej wiedzy marketingowej wykorzystaj w praktyce. O drugiej połowie zapomnij, bo okaże się, że ci, co napisali te mądre książki, które ty przeczytałeś z praktyką niewiele mieli wspólnego albo ich wiedza nie jest już aktualna i można ją o kant dupy potłuc. Prowadzenie bloga wcale takie proste nie jest, jak się niektórym wydaje.
Po trzech i pół roku zarób pierwsze pieniądze. Niewielkie co prawda, ale ciesz się jak małe dziecko. Dzięki temu małemu sukcesowi zasuwaj przez kolejne kilka tygodni na 200%.
Powoli, sumiennie rozwijaj swojego bloga.
Pisz artykuły, rób zdjęcia, kręć filmy. Do każdej treści przykładaj się zawsze tak samo dobrze, jakby była ona tą pierwszą. Nigdy nie odpuszczaj. Odpisuj na setki wiadomości, na tysiące komentarzy. Niech pojawią się pierwsze propozycje reklamowe. Otrzymaj pierwszą umowę. Przeczytaj w niej, że kara za niewykonanie zlecenia jest trzy razy wyższa, niż to, co możesz zarobić. Pogódź się z tym, że za tym śmiesznym blogiem, z którego drwią twoi znajomi zaczynają iść pieniądze, a zaraz za nimi ogromną odpowiedzialność. To nie jest zabawa, choć tak wygląda. Ale ty nie masz z tym problemu, bo zawsze byłeś kurewsko profesjonalny. Twój przepis na bloga już prawie skończony.
Czy ja wspomniałem o znajomych?
Miesiąc czy dwa po uruchomieniu bloga spotkaj kumpla na imprezie. Niech cię zapyta, ile zarabiasz. Odpowiedz, zgodnie z prawdą, że nic, i że jeszcze pewnie długo nic. Niech cię wyśmieje, bo kto się bierze za takie przedsięwzięcia. Reszta też niech zacznie sobie robić z ciebie podśmiechujki. Że „se” bloga wymyśliliście. Niech za każdym razem, gdy ich spotykasz pytają cię o bloga, jak idzie i czy zarabiasz już. Niech wątpią, niech się śmieją. Gdy po 4 latach zaczniesz wreszcie zarabiać, oni przestaną się śmiać. Przestaną też pytać o bloga. W piątym roku zaczniesz regularnie bywać w telewizji, a znajomi przestaną się z tobą spotykać, choć od początku kurewsko dbasz o to, żeby nie odbiła ci palma i zachowujesz się tak samo jak pięć lat wcześniej.
No może mniej pijesz, bo masz dzieci i codziennie pracujesz po 8-12 godzin nad blogiem, więc umysł musisz mieć bystry i czysty. Oczywiście nie wszyscy znajomi znikną. Od tej resztki, ale szczególnie cennej, bo oddanej dowiesz się, że ci wszyscy, którzy już się z tobą nie spotkają i tak nader często cię widzą. I co ważne czytają. Właśnie tu, na blogu. Korzystając z okazji pozdrawiamy was z Martą. 🙂
Tak czy siak, dalej prowadzisz bloga.
Skrupulatnie dokumentujesz wydarzenia ze swojego życia. Dwie ciąże, dwa porody. Blog rozwija się i rośnie razem z twoją rodziną i dziećmi. Wiele osób odsądza cię od czci i wiary, że pokazujesz całe swoje życie. Musisz być dobry w tym co robisz, bo tak naprawdę pokazujesz pewnie mniej niż 10% twojej rzeczywistości. Ludzie jednak myślą, że pokazujesz wszystko. Mają pretensje, że pokazujesz dzieci. Że jak tak można, że one nie mogą decydować. Kolega weganin buddysta robi ci wykład o wizerunku dziecka w sieci, i że on by nigdy swojego dziecka nie sfotografował i wrzucił do netu. Rzeczywiście przez pierwsze kilka lat tego nie robi, ale gdy tylko okazuje się, że jego córka, nie jest aż tak podobna do swojej paskudnej matki, kolega zaczyna wrzucać do sieci zdjęcia swojej uroczej czteroletniej córki jak pedofil.
Gdy pytasz go o wykład na temat wizerunku dziecka w sieci nie pamięta rozmowy. Buddystą też już nie jest, a do diety włączył ryby i nabiał. Każdy musi mieć swój pomysł na życie, nie tylko bloger.
Któregoś dnia twoja żona wpada na pomysł śmiesznego filmu. Robicie go w dwie godziny. Jeszcze wieczorem puszczacie na Fan Page’u, a w kolejnych kilku dniach ilość waszych fanów się podwaja. Krajowe media zdają się nie zauważać waszego wirala, ale gdy pisze o was Huffington Post, nagle w Polsce dostają sraczki i też piszą.
Twoja żona jest w drugiej ciąży.
Ty, widząc kapitalną sesję pierwszych sekund życia świeżo urodzonych noworodków wpadasz na pomysł, że swojemu dziecku też zrobisz takie zdjęcie i je pokażesz światu. Skoro w sieci pokazują śmierć, egzekucje, terroryzm, seks to czymże niezwykłym będzie pokazanie tak cudownego momentu, jak poród. Zresztą w dość przystępnej formie, bo bez kontrowersyjnych elementów. Okazuje się, że sieć ponownie dostaje sraczki. Trafiasz na wszystkie liczące się portale. Te zwykłe i te plotkarskie. Obolała po porodzie żona mówi do ciebie kuśtykając po korytarzu w drugiej dobie od porodu – „Może usuń po prostu to zdjęcie?”. Odpowiadasz, że nigdy w życiu, bo wiesz co robisz.
Znasz przepis na sukces i na bloga i kujesz żelazo, póki gorące. Bo to zdjęcie, choć niezwykle i nieco szokujące ma jedną podstawową wartość – pokazuje prawdę. A tej bać się i wstydzić nie można, choć jak widać podzieliła społeczeństwo. Widząc jednak marny stan małżonki bierzesz na wszelki wypadek jej telefon i odinstalowujesz aplikację Facebooka i emaila, chcąc ją chronić przed hejtem. Wiesz jednak, że choć jest głośno w mediach o was, to dla realnego życia nie ma to żadnego znaczenia. Nadal wszyscy są dla ciebie mili i spokojnie chodzisz po ulicach. Jeden portal pisze o tobie paszkwil.
Dzień później wrzucasz zdjęcie ze sprzętem WOŚPu i namawiasz do wpłat na Fundację, a laska z tegoż portalu natychmiast dzwoni, czy nie udzielisz jej wywiadu w tym temacie. Grzecznie mówisz, żeby spierdalała i zaczynasz rozumieć na własnej skórze, że media to dziwka. Na sukces bloga trzeba sobie zapracować, nie trzeba się sprzedawać.
Kilka miesięcy później wyzywa cię laska w sieci.
Jest nakręcona, robi to dla przyjemności, systematycznie, od dłuższego czasu. Wzięła sobie za cel matki, choć sama pracuje w kawiarni przyjaznej mamom i dzieciom, co odkrywają twoi czytelnicy. Informujesz o tym procederze pracodawcę tej panienki, a ta zostaje zwolniona. Piszesz o tym wpis i znowu burza, bo trzy czwarte ludzi cię popiera, ale jedna czwarta uważa, że nie znasz się na żartach, że co stało się w sieci, zostaje w sieci. Pisze do ciebie nawet jeden wzięty menedżer z warszawskiego citi o gruntownym wykształceniu, po najlepszych europejskich uczelniach, żeś chuj i złamas. I że przecież w sieci wszystko jest na niby.
Banujesz typa, ale po cichutku życzysz mu, żeby ktoś przez sieć ojebał jego bankowe konto. Wtedy kolo zobaczy, jak ta sieć jest „na niby”.
Kilka kolejnych miesięcy później, choć nigdy nie bierzesz udziału w takich przedsięwzięciach, otrzymujesz nagrodę na najbardziej prestiżowej imprezie blogerskiej w kraju. Pomyśl sobie, że Twój przepis na sukces właśnie się sprawdza. Musisz tam pojechać, choć jak ognia unikasz takich imprez, bo chodzi ci o robienie bloga, a nie o lansowanie się w środowisku. Ale to środowisko wybrało, więc nie wypada nie odebrać. Tak stajesz się jednym z najbardziej wypływowych twórców.
Po pięciu latach masz bloga z blisko milionem wizyt miesięcznie i półtora miliona odsłon.
Sam serwer kosztuje cię blisko średnią krajową, a ty wpadasz na pomysł, że trzeba się wreszcie wziąć na poważnie za vlogowanie i swój dotychczas nierozwijany kanał na YouTube. W tym celu kompletujesz od dłuższego czasu sprzęt. Bo wiadomo, że jak zawsze przyświeca ci profesjonalizm i jakość. Wreszcie możesz to robić, bo cię na niego stać. Kręcisz pierwszy film, wrzucasz go na YouTube i… szału niema. Znowu wszystkiego musisz się uczyć od nowa. Nowa platforma, nowi odbiorcy. Wróciłeś do punktu wyjścia. I tym razem wiesz, że ci się uda. Musisz tylko dużo pracować, bardzo się starać i czekać. Zastanawiasz się, jak prowadzić bloga, żeby odniósł on sukces? Trafiłeś w dobre miejsce.
Oto przepis na sukces. Nasz sukces.
Tak po krótce. Mamy gotowy przepis na sukces. Od razu zaznaczę – wiemy, gdzie się znajdujemy, czym się zajmujemy i kim jesteśmy. Nie mamy górnolotnego poczucia wyjątkowości i misji. Blogowanie nie ratuje świata, nie ratuje nawet życia. To praca, w naszym przypadku, w rozrywce. Nie zapobiegniemy wojnie, ani nie wymyślimy szczepionki na raka. Ale czasem powodujemy, że ktoś się uśmiechnie, ktoś inny wzruszy, a jeszcze ktoś zastanowi. Jeżeli nadal uważacie, że jesteśmy nierobami, możecie sami spróbować tego lekkiego i przyjemnego zajęcia, które nie wymaga wysiłku. Gorąco Was zachęcam, bo nic tak nie podnosi poprzeczki, jak porządna konkurencja.
Jeżeli coś pominąłem, czegoś nie doprecyzowałem, możecie pytać w komentarzach. To jest nasz autorski przepis na sukces. Przepis na sukces, który był konstruowany przez wiele lat. Nie sposób wszystko spisać, nie wydając przy tym książki. A tego jak wiecie staramy się uniknąć. 🙂
P.S. Pamiętacie z mojej historii majętnego człowieka, rozbijającego się drogim autem po mieście, który stworzył dobrze prosperujący startup, u którego przez chwilę pracowałem? Ponoć go oszukali. Stracił wszystko. Jest bankrutem. Obecnie daje korepetycje licealistom i studentom. Dlatego nawet jeżeli coś ci się uda, musisz jeszcze bardziej uważać. Im wyżej latasz, tym mniej powietrza…
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Janciuś 1983 r. rządzi! 😉 fajny ten nasz wiek i fajni ambitni ludzie się urodzili w tamtych czasach. Przez to, że mieli przesrane w dzieciństwie potrafią pracować ciężej i wpadać na coraz lepsze nowe pomysły. Dzieciaki które znam i są na początku drogi nie mają już takich predyspozycji bo im się przecież wszystko należy za frajer. Boże broń naszych dzieci i spraw aby byli tacy jak my 😀 Jesteście oboje zajebiści, a instastories to petarda i często poprawia mi humor. pozdrowienia dla Marty i tak trzymać!
Mogę sobie tylko wyobrazić, że blogowanie na taką skalę, to praca na cały etat, albo dwa… a może i trzy. Praca, która się nie kończy i ciągnie się za tobą wdzierając do twojego prywatnego życia. Tym bardziej, jeśli to blog o życiu prywatnym rzecz jasna. Trzeba podjąć niemały wysiłek, żeby te dwa aspekty od siebie zdystansować. Albo można tego nie robić i żyć pracą, ale nikt tego nie nazwie lekkim zajęciem.
zawsze szanuję pokorę ✌
Osądzać kogoś i wydawać opinie jest bardzo łatwe. Banalne i proste ćwiczenie, załóż czyjeś buty ( omijając rozmiarówkę 😉 ) i pochodź w nich pare godzin. Wielki szacun i podziw za wytrwałość w dążeniach do celu. Świetny z was kwartet. Trzymajcie tak dalej!
Bardzo prawdziwe i, co najważniejsze, szczere. Trzymam kciuki za wytrwałość
O proszę! W 1990 też miałem 7 lat 😉 A i reszta zgoła podobna! Bracie?! 😉
Świetny tekst ! Jak zawsze. Inspirujący. Szacunek dla Was i powodzenia ! Uwielbiam Wasz profesjonalizm przeplatany humorem i kontrowersyjnymi tematami 💙💪 rozwijajcie się dalej ! Pozdrawiam całą rodzinkę 🙂
To jest niesamowicie ciężka praca polegająca na oddawaniu się pasji przez 24h. Kto tego nie zazna, nie zrozumie.
3mam za Was kciuki i dziękuję za ten artykuł ! 🙂
Super artykuł, super przepis. Ciekawi mnie, przynamniej tak to odbieram czy to w komentarzach, tekstach czy na instastories, wasza uszczypliwość co do “uniknięcia wydania książki”. Mam wrażenie, że tutaj bardzo odnosci się do w stosunku do mamaginekolog, z którą jak sądzę po waszej współpracy, mieliście kiedyś dobry kontakt (chyba, że coś się zmieniło) albo temat “nie wydania” książki odnosi się kompletnie do kogoś innego 😉 Wydaje mi się, że bardzo dużo ludzi ma właśnie jednak uczucie porównania do mamaginekolog, ale bardzo chętnie przyczytam waszą odpowiedź na ten temat i mam nadzięję, że zostanę może wyprowadzona z błędu. Pozdrawiam Was 🙂
Kuba Wojewódzki też się leje z książek wydawanych przez różnej maści celebrytów. Czyżby on też pił do kogoś konkretnego? 😉 Zresztą średnio mnie interesuje jakie kto ma “uczucia”, bo na tym blogu piszemy o własnych, a nie o cudzych. Ale wiesz jak to jest… Uderz w stół… Powiem Ci jak jest. Pochodzę z rodziny naukowców. Mama przez wiele lat pracowała jako archeolog, potem od tego odeszła, a Tata pracuje w zawodzie do dziś. Osiągnął w nim już wszystko, co może osiągnąć naukowiec w Polsce. W życiu napisał kilka książek, w kilkudziesięciu był współautorem, kolejne kilkadziesiąt redagował. Książki były oczywiście o… Czytaj więcej »
No i dzięki za konstruktywną odpowiedź, której oczekiwałam 😉 Miłego!
Mam takiego Janka w domu! Jest niesamowitym motywatorem dla mnie i dla otoczenia. Odnosi sukcesy, dzięki swojej ogromnej pracy, nauce po nocach, wyrzeczeniom i niewiarygodnemu samozaparciu. A jak wychować dzieci, aby odnosiły takie sukcesy?
O rety! Po przeczytaniu poczułam się jakbym przebiegła maraton… Ale mam też przemyslenie: czy skoro w 1990r też miałam 7 lat i Commodore to jestem skazana na sukces? 🙂
A tak poważnie: 2 lata temu też coś wymyśliłam i też coś zaczęłam ale zabrakło wytrwałości, wsparcia i pomysłów. Także gratuluję, że macie to wszystko!
brawo za wytrwałość, ..a tak sobie pomyślałam w połowie – to byłaby fajna biografia 🙂 pozdrowienia!
Biografia to może być Churichilla, Jaggera albo Wojtyły. Bloger lifestylowy piszący swoją autobiografię w wieku 35 lat to byłaby żenada dekady. 🙂
Celnie i zabawnie! Fajnie się was czyta!
Dzięki <3
I wszystko w temacie! Dziękuję, ukłony. Genialny tekst!
U “Superstylerów” to jaki może być artykuł… ?? No super:)
Gratuluję i dalej bądźcie Supernierobami… 🙂
Dzięki, będziemy! 🙂
Dla mnie jesteście mega. Niedoscigniony wzor tego jak robi sie internety. Moglabym duzo sie rozpisywac, ale nie chce wyjsc na psychfanke. :p
a wyjdź, dla nas możesz <3
Szczerze ? Pierwszy raz jestem na waszym blogu, pierwszy raz przeczytałam coś co napisaliście i wiecie co? Dawno nie czytałam czegoś tak prawdziwego, ciekawego, lekko sarkastycznego 😉 i z wielkim poczuciem luzu. Od dziś macie kolejnego czytelnika. Pozdrawiam 😉
Jan, jesteś najlepszy! Wszystkie Twoje teksty pisane i mówione (instastory) zioną inteligencją! Oboje z Marta (nie mowiac juz o Chłopcach) jestecie szałowi! Najchętniej przeprowadziłabym się z Rodziną do Warszawy na Wasze osiedle i zabiegała o znajomość z Wami, gdyż wiem, że każda minuta z Wami byłaby motywacją do działania i porządnego życia. Tak trzymajcie, jesteście niesamowici i trzymam kciuki żebyście zarabiali na blogu miliony i byli przy tym zawsze szczęśliwi!
Dziubki oby tak dalej!!!! Trzymam za Was kciuki, jesteście mega w tym co robicie i z przyjemnością Was się ogląda i czyta Wasze teksty. Powiedzenia 😘😘😘😘
:*
Czyli przepis na sukces standardowy. Masa doświadczeń, nie zawsze tych najszczęśliwszych, ale takich, które dają kopa i uczą życia. Po drodze kilku(nastu) “przyjaciół” od serca, którzy pomogą i trochę ciężkiej pracy…kurewsko dużo ciężkiej pracy.
Banał!
P.S. jak zwykle piękny wpis!
Nie mam pytan:) wielki ukłon za szczerosc Janek i popieram każde Twoje słowo. Jestem rocznikiem mniej więcej tym samym co wy i doskonale wiem o czym mowisz. Pozdrawiam was ciepło i mam nadzieje ze kiedyś będę miała szczęście was spotkać osobiście, jesteście w porzadku:)
Powodzenia
K…. ale przesrane to naprawdę musisz(cie) kochać ta robotę
Jak chcieliście bronić swojego zawodu przed zarzutami o byciu nierobem to proszę bardzo, nie mialam nigdy wątpliwości że to więcej pracy niż widać “po tej stronie monitora”, widać że to profesjonalne artykuły, po prostu praca dziennikarza tylko że internetowego. Ale.. (może ze skromności nie wspomniałeś) przyznajcie że są też inne odcienie blogowania.. niektórzy blogerzy (mam wrażenie że właściwie bardziej vlogerzy) dostali się na szczyty odsłon przez tandetne gadanie, gdybanie do kamery, “yyyyy yyyy dziś może powiem wam yyyy” i nic dziwnego że większość ludzi ma ich za nieroby. Filmiki kręcone od niechcenia, bez przygotowania tematu, jak rozmowa z nastoletnia sąsiadka… Czytaj więcej »
Duża część tej roboty to dbanie o coś, co teraz modnie nazywa się pijarem, wizerunkiem, słowem tym jak odbierają Cię Twoi czytelnicy czy też widzowie. Nawet jedno, nieopatrznie wypowiedziane czy napisane, nieprzemyślane zdanie, może przysporzyć problemów. Nie tylko zresztą zdanie. Nawet ubiór czy gest. A im więcej osób Cię czyta czy ogląda, tym musisz jeszcze bardziej się pilnować. Vlogerka od hotelu popełniła błąd, że w ogóle cokolwiek nagrała. Jak ją to tak bardzo ubodło mogła wymyślić dużo ciekawszą i śmieszniejszą zemstę, ale to trzeba mieć jaja i pomysły. Hotel się wyżył, ale ponoć mają taki styl. A poza tym pamiętajmy,… Czytaj więcej »
Heh 🙂 a wiec tak jak wszyscy myślą samo przyszło….:) mieliście szczęście .
Szczęście i ciężka praca 😀
No i w pytkę pytunię, żeby zarobić trza w uj narobić a potem jeszcze więcej. Janie Trąbalski ogromny szacun!
Kolejny świetny tekst Janka. Od miesiąca pracuję nad własnym blogiem i sama widzę ile to pracy i poświęcenia kosztuje. Stronę techniczną prowadzi mój mąż i całymi wieczorami siedzimy dopracowując wszystko. Blog to praca na pełen etat. Ale ile radochy jak pojawi się pierwszy komentarz :), bo wiesz, że ktoś to przeczytał i że go zainteresowało. Nawet jeśli to hejt, to musiał wzbudzić emocje, które spowodowały reakcje.
Ale się naczytalam… 😀 Sama od jakiegoś czasu prowadzę bloga. Takiego przy okazji i po coś innego, że tak powiem i ja pier..le jak mi ktoś powie, że to nieróbstwo. Na początku jeden tekst zajmował mi 2 dni, a kolejne trzy go nie publikowałem, bo nie byłam pewna czy aby na pewno 😉
O zgrozo, rzadko czytam inne blogi, ale Was zajebiście lubię. Róbcie swoje, a będzie jeszcze awionetka 😉
Ps. Odezwała się może Pani polonistka?? Wiadomo coś w sprawie bitcoinów? 😀
Janku, jak nie piszesz to nie piszesz, ale jak już napiszesz to trafiasz w samo sedno i trafnie opisujesz reality. Pozdrowienia dla równie utalentowanej Marty. Uwielbiam Wasze felietony, odkąd Was odkryłam nie czytam żadnych gazet, bo są po prostu nudne.
Mega historia, gratuluję determinacji! 🙂
Cytat “Nie daj sobie wmówić, że bycie singlem jest zajebiste. Jeżeli jednak naprawdę uważasz, że bycie singlem jest zajebiste najpewniej jesteś cynicznym skurwielem, a to oznacza, że albo umrzesz jako nieszczęśliwy i przegrany człowiek, albo twoje życie będzie pasmem spektakularnych sukcesów jak z bajki. ” Myślę, że osoba, która pisze takie komentarze wobec innych za ich poglądy, nie może się spodziewać niczego innego jak ataki na swoją osobę w komentarzach. Skoro dla Ciebie te ataki oznaczają, że ktoś jest “biedny i sfrustrowany” to wychodzi na to, że Ty również takim człowiekiem jesteś. Więc teraz sprawdza się powiedzenie, że przyganiał kocioł… Czytaj więcej »
O rzesz Ty orzeszku (pomyślałam czytając w łóżku przed samym snem) ja w 1990 miałam 6 lat ( prawie się wbiłam) i też miałam Comodore (koło fortuny to był sztos) i dupa na tym podobieństw dość. A już się nakręciłam, że jeszcze chwilka, chwilunia i będą mi płacić za nic. Fuck. Nic to nadzieja mnie nie opuszcza, nadejdzie ten dzień, z tym, że ja nie będę tego ogłaszać światu ( co za matołki). Tak czy siak jutro do biura, do mojej super nudnej i super nie produktywnej pracy w budżetówce (a niech dobie mną pomiatają, choć tyle dobrego zrobię dla… Czytaj więcej »
I tak własnie się robi sukces mader faker 😉…tak trzymać 😊😊😊😊
Szacun 😯
O rety, szacun. Ale tak to jest, że że ludzie widzą tylko wierzchołek góry pracy którą wkładacie w tego bloga. Każdy marzy żeby być sławnym aktorem, piosenkarzem, blogerem influencerem. Ale mało kto ma tyle odwagi, żeby marzenia przekuć w rzeczywistość
Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze lydzie ktorzy tak hejtują, wysmiewaja itp. To ci, ktorzy nic ze swoim zyciem nie robia. do niczego nie dążą, nie chce im sie wlozyc troche wysilku w cos, co poprawi ich szarą i nudną egzystencje. Latwiej im wylewac swoje frustracje w ten sposob niz wciac zycie za rogi. To smutne. Okropnie smutne. A jesli czlowiek sam do czegos nie dojdzie wlasnymi silami, pracą, potem, łzami tylko dostanie wszystko na tacy, to nigdy tego nie doceni.
Uwielbiam Was! Za to ze jestescie tacy prawdziwi i ze potraficie zapierdalac za swoimi marzeniami. 😘
Mega tekst! Brawa za odwagę i determinację! Szacun!