Uwaga! To nie jest artykuł z cyklu DIY. Choć tytuł mógłby na to wskazywać. Nie napiszę: a teraz drogie panie zaopatrzcie się w dużego banana i sporej wielkości karton oraz sznurek. Choć ta metoda mogłaby okazać się łatwiejsza. Dziś jednak chciałabym was przekonać do innego sposobu na stworzenie partnera ze swoich snów. Idealny facet jest na wyciągnięcie ręki.
Ale zanim o tym na początek moja historia. A raczej nasza historia. Jeśli czytaliście post „Inna historia miłosna” to wiecie już, że nasze początki nie były łatwie. Ba! Jestem przekonana, że nikt z moich przyjaciół w tamtym czasie nie postawiłby na nasz związek złotówki. A jednak udało nam się. Dużo pracy za nami i pewnie jeszcze więcej przed nami. A „praca” to kluczowe słowo w tym artykule.
Mój mąż do 25 roku mieszkał ze swoją mamą.
Piękną i niezwykle dumną kobietą, która całe swoje życie poświęciła swojemu jedynemu dziecku. Przelała na nie całą swoją miłość, ale też głęboko skrywaną frustrację. Przed urodzeniem Janka była bowiem świetnie zapowiadającym się archeologiem. Później na świecie pojawił się Janek, a ona totalnie poszła w macierzyństwo. Świadomie lub nie wychowała Janka na typowego Piotrusia Pana. Mężczyznę na dłuższą metę zupełnie nieatrakcyjnego dla potencjalnych panien na wydaniu. Żadna z nas bowiem nie chciałaby być z facetem, który nigdy nie musiał, a co za tym idzie nie potrafił porządnie zmyć naczyń czy nastawić pralki. Janek z tych wszystkich czynności przez całe swoje życie, do pewnego momentu, był wyręczany.
Mama codzienne budziła go gotowym śniadaniem i posłodzoną już herbatą. Wszystko byłoby okej gdyby nie fakt, że on był już wtedy studentem i miał na karku 25 lat. Tę sielankę brutalnie przerwała śmierć mamy Janka. To spadło na niego jak grom z jasnego nieba. Bo choć jego mama już wcześniej chorowała, to on nigdy nie brał pod uwagę tego, że jej mogłoby nie być. I tak oto Piotruś Pan został na świecie zupełnie sam. Jak sobie poradził? Świetnie! Dlaczego? Bo z natury jest człowiekiem pracowitym i choć do momentu śmierci swojej mamy nie musiał robić zupełnie nic, to po jej odejściu bardzo chciał się tych wszystkich czynności nauczyć.
I wtedy pojawiłam się ja.
Znaliśmy się już dużo wcześniej i wiedziałam jak wyglądała jego relacja z mamą. Dostałam więc ten nieoszlifowany kamień podwórkowy, z którym mogłam zrobić dosłownie wszystko. Idealny facet mógł być stworzony właśnie przeze mnie. Mogłam przejąć rolę jego mamy i w dalszym ciągu wyręczać go ze wszystkiego i tym samym miałabym dużą pewność, że gdy uzależnię go od siebie, on nigdy mnie nie zostawi. Również mogłam też zaangażować go we wszystkie czynności domowe. Mogłam go ich nauczyć i wychować sobie najbardziej idealnego faceta na świecie. Piszę „wychować”, ale jak się pewnie domyślacie dwudziestopięcioletni facet jest już zdecydowanie za duży by dać się bezwiednie wychowywać. Wybrałam tę drugą opcję. Zachęcałam go to czynnego udziału we wszystkich czynnościach domowych, chwaląc go za każdą, najmniejszą nawet pomoc. Dzięki temu dziś mam najbardziej pomocnego męża i zaangażowanego tatę naszego dziecka jakiego mogłam sobie wymarzyć.
Co decyduje o tym, że Jankowi się chciało, a innym panom już nie do końca.
Przede wszystkim to, że czasami podświadomie odsuwamy i zniechęcamy naszych panów do prac domowych. Mówiąc na przykład, że robią coś źle, albo przynajmniej gorzej od nas. Słabe jest też sprawdzanie pracy naszych partnerów. Warto pamiętać, że nasze życie to nie program telewizyjny, a my nie jesteśmy Perfekcyjnymi Paniami Domu. Dlatego ganianie po mieszkaniu z białą rękawiczką, podczas gdy nasz partner usiłuje po swojemu zetrzeć kurze nie jest dobrym pomysłem. Drugim częstym problemem jest to, że my kobiety często cierpimy na nadgorliwość odbierając mężczyznom możliwość wykonania pewnych czynności.
Na przykład wtedy kiedy rodzi się dziecko.
Same chcemy przewijać, same pchać wózek, same usypiać i bawić się z dzieckiem. A kiedy po pół roku robienia tego non-stop dopada nas poważna depresja i frustracja wielkości Kilimandżaro to okazuje się, że dziecko „nie chce” by karmił je tatuś, który w jego polu widzenia występuje nadzwyczaj rzadko, zasłaniany przez mamę. Tatuś nie kwapi się do obsługi dziecka, bo nikt go z tym nie oswoił i nikt go nie nauczył. A później my mamy pretensje do całego świata, że taki ten mąż czy partner zły i niedobry. Co najmniej połowa winy leży w nas drogie panie.
Gwarantuję wam, że jeśli podejdziecie to tematu z odpowiednią taktyką i zachęcicie swoich panów do prac domowych pokazując im, że może to być BEZSTRESOWY sposób na spędzanie wspólnego czasu, to po jakimś czasie okaże się, że prócz męża macie pod własnym dachem szefa kuchni, zaklinacza płaczących dzieci, hydraulika i mistrza wieszania firanek. Idealny facet na wyciągnięcie ręki. Zainteresowane?
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Nasza historia jest bardzo podobna. Mój K.był oczkiem w głowie mamy. Wiecznie małym Karolkiem, który nic nie musiał w domu robić. Wysprzątane, ugotowane, poprane…Jego mama odeszła, gdy K miał 18 lat. Został sam z domem na głowie i dziewczyną (o mnie mowa) u boku. Z perspektywy czasu widzę, że poradził sobie świetnie. Choć czasami na niego narzekam to wiem, że mam cudownego faceta.
Świetny artykuł 🙂 I pomyśleć, że kiedy zobaczyłam tytuł, nastawiłam się negatywnie, bo sądziłam, że chodzi o zmienianie partnera na podobieństwo swojego ideału, którego i tak nigdy nie doścignie. Pozdrawiam!
Masz rację, Ja akurat mojego męża do wielu domowych czynności zachęcałam, niektóre wręcz na niego przerzuciłam, tłumacząc się, że ja nigdy tego nie robiłam i nie wiem, jak to się robi 😉 On też mnie w ten sposób w niektóre wpakował, ale ogólnie na szczęście właśnie tak wyszło, że obowiązkami w domu i przy dzieciach się dzielimy. Za nic w świecie nie chciałabym skończyć jak moja mama, która za tatę robi wszystko, bo zrobi to szybciej, lepiej, a ten to już nawet sam herbaty sobie nie przygotuje. Dla mnie zgroza, i patrząc na to rodzi się we mnie protest, ale… Czytaj więcej »