Wasze komentarze pod jednym z ostatnich postów zainspirowały mnie do stworzenia nowego cyklu na blogu. Będzie o miłości, zdradach, rozpaczy, szczęściu i niepewności. Słowem: o moich absztyfikantach. A że było ich paru, postanowiłam przelać te wszystkie, niesamowite wręcz historie na wirtualny papier. Będzie dla potomnych. Choć czasami nie było powodów do dumy. Bo człowiek zakochany to człowiek głupi, ale nic to. Może ktoś uroni łezkę, a komuś innemu brzuch pęknie ze śmiechu. Absztyfikant numer jeden pochodzi z czasów przedszkolnych.
Absztyfikant x2
Nazywali się Krystian i Sebastian. Byliśmy razem w zerówce. W sumie to była końcówka zerówki kiedy rozegrał się ten dramat. Główny problem polegał na tym, że ja kochałam się w Krystianie, niestety bez wzajemności. On wolał wychudzoną brunetkę Basię. Sebastian zaś kochał się we mnie bez pamięci, ale w tamtym czasie był ode mnie o głowę niższy i nazbyt grzeczny bym się nim zainteresowała. Typowy obiad na przedszkolnej stołówce wyglądał więc tak: na początku wszyscy czekaliśmy, aż miejsce zajmie Basia, zaraz obok niej siadał Krystian, za którym Basia nie przepadała, więc czym prędzej zmieniała miejsce. Na jej krzesełku zasiadałam ja, patrząc głęboko w oczy Krystianowi, za to on zupełnie mną niezainteresowany wstawał i biegł za Basią, a obok mnie siadał Sebastian.
Byłam w rozpaczy.
Na Krystiana nie działały bowiem żadne z moich atutów: ani najnowszy piórnik z wypasionymi flamastrami z Niemiec, ani luźno zaczepione na głosach frotki, które tak ochoczo ściągał Basi, ani nawet żelki Haribo, które mama kupowała w Pewexie za ostatnie grosze. Nie było zmiłuj. Za to Sebastian chodził za mną jak cień. Tak się złożyło, że Sebastian, w przeciwieństwie do Krystiana pochodził z bardzo majętnej i porządnej rodziny, co u nas na wsi było ewenementem. Ale mnie to nie ruszało. Wszystkie te historie o zagranicznych podróżach i o psach przywożonych z zagranicy, które zamiast „hał hał” szczekały „wow wow”, nie robiły na mnie żadnego wrażenia.
W mojej głowie był tylko on: szalony, rudowłosy Krystian.
Ta historia nie ma niestety happy endu. Dziś Krystian ma żonę, dziecko i mieszka w dalszym ciągu na Mazurach. Był jednak jeden taki dzień kiedy moja miłość doznała spełnienia i Krystian mnie pocałował. Zapamiętam to do końca życia. Jak do tego doszło, skoro do tamtego momentu reagował ma mnie dokładnie tak samo, jak na mdły kleik, który kucharki serwowały nam co drugi dzień na śniadanie?
To był jeden z wiosennych, zwyczajnych dni w naszym przedszkolu.
Byliśmy już po spacerze i drzemce. Niestety drzemki w zerówce były najbardziej znienawidzonym przez nas czasem, bo nikomu nie chciało się spać, kiedy można się było powygłupiać, robić „kino” pokazując kawałek pośladka (w tym najlepsza była Andżelika), czy po prostu skakać po leżakach. Najgłupszymi pomysłami na leżakowanie wykazywał się oczywiście Krystian z wtórującym mu Adrianem. Chłopcy postanowili połamać jeden z leżaków robiąc z niego dwustronną barykadę. Ich plan się powiódł, ku ogromnemu niezadowoleniu Pani przedszkolanki. Tak się kobiecina wściekła, że po raz pierwszy w mojej przedszkolnej karierze postanowiła ziścić najgorszą groźbę. Wypowiadaną zawsze wtedy, kiedy dokazywaliśmy. I tak oto zawezwała po Krystiana i Adriana niebieską Nyskę, która miała ich zabrać na Milicję. Jak możecie się domyślić na chłopakach nie zrobiło to żadnego wrażenia, dalej śmiali się i dokazywali.
Tylko mi nie było wesoło.
Mój ukochany za chwilę miał wylądować za kratkami. Czułam, że tracę grunt pod nogami. Pani, żeby dodać dramaturgii całej sytuacji, w oczekiwaniu na Nyskę kazała chłopcom rozebrać się do bielizny i zawinąć się w prześcieradła. Wszak w więzieniu i tak mieli dostać pasiaki. To było dla mnie za wiele. Wpadłam w spazmy, zaczęłam drzeć się wniebogłosy. Płakałam jak najęta. Błagałam panią, żeby tego nie robiła. Przedszkolanka, zdając sobie sprawę z tego, że historia o Nysce jest zmyślona i że jakoś trzeba z niej wybrnąć wymyśliła, że to JA swoim emocjonalnym podejściem zmiękczyłam jej serce i tym razem daruje Krystianowi i Adrianowi. Ale! Było jedno ale. Wszak na świecie nie ma nic za darmo. W ramach kary Krystian i Adrian musieli pocałować i przeprosić wszystkie zgorszone ich zachowaniem dziewczynki.
Ja, jako że zrobiłam największą aferę, miałam być pierwsza. I tak oto absztyfikant dał mi buziaka. Każdy całował dwa razy: raz w rączkę i raz w policzek. Byłam wniebowzięta. Moje marzenia się spełniły, tylko Sebastian żałował, że nie narozrabiał z Adrianem i Krystianem. Wtedy i on miałby szansę dać mi całusa. Czas pokazał, że i on się doczekał, ale to było później.
Podoba wam się cykl „Absztyfikant”? Macie ochotę na więcej? Pokażcie to! Jeśli ten wpis będzie miał 200 lajków lub więcej napiszę kolejny odcinek.
P.S. Imiona chłopców zostały zmienione, ale cała ta sytuacja wydarzyła się naprawdę.
Świetna historia Marta! Pisz jeszcze 🙂