Jakiś czas temu byliśmy na proszonej kolacji. Prócz nas było tam sporo bliższych i dalszych znajomych. Tak to już jest, że spotykając się ze znajomymi raz do roku, tematy podczas rozmów potrafią meandrować czasami w bardzo niebezpieczne, intymne rewiry. Część chce się pochwalić nowym autem, część wypłatą, jeszcze inni nowymi implantami tu i ówdzie, a jeszcze inni sukcesami w miłości. I tak oto jeden z uczestników spotkania z dumą wyznał, że on ze swoją żoną żyje tak blisko, że od początku znajomości codziennie wspólnie biorą prysznic, używają jednego ręcznika i jednej szczoteczki do zębów. W życiu nie słyszałam bardziej osobliwego (nie mylić z osobistym) wyznania miłości. Przed oczami stanęło mi wiele obrazów. Wszystkie je można określić jedną krótką onomatopeją: bleh… Czym nie lubimy się dzielić i czym nie powinniśmy się dzielić z partnerem? Już spieszę z odpowiedzią.
Trudne początki
Janek jest jedynakiem, więc jemu od początku było trudniej. Na przykład wspólne spanie. Przez pierwsze pół roku musiałam mieć własną kołdrę, co dla mnie: dziecka spędzającego wakacje u babci, która w najlepszym czasie potrafiła gościć 12 wnucząt, było absurdem. Jako dziecko wychowane w niewielkim mieszkaniu w bloku z wielkiej płyty, przez kilka lat spałam w jednym łóżku z młodszym o 8 lat bratem. Uwaga: pod jedną kołdrą. Obydwoje jesteśmy normalni, tworzymy normalne związki. Słowem: dajemy radę.
Po tym, jak jedna kołdra zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach (hehe) zaczęliśmy spać z Jankiem pod jedną, dużą i wspólną. Co ciekawe, teraz cała nasza czteroosobowa rodzina pod nią śpi. Od samego początku były w naszym domu rzeczy, którymi nigdy, choćby nie wiem, co, nie chcieliśmy się dzielić. I w tej kwestii byliśmy niezwykle zgodni, choć potrafiły dziać się rzeczy niewyjaśnione. Czym nie lubimy się dzielić z partnerem? Moim zdaniem powinniśmy co najmniej kilkoma rzeczami.
Czym nie lubimy się dzielić?
Na przykład żel do mycia ciała. Od zawsze robiąc zakupy kupuję dwa: męski i damski. Sprawiedliwie obydwa stawiam na rancie wanny: jeden w różowym opakowaniu z brokatowym napisem, drugi czarny jak smoła, w opakowaniu imitującym kształt szcześciopaku. Przysięgam, nie wiem jak to się dzieje, że mój zawsze kończy się po dwóch tygodniach, podczas gdy ten męski ciągle ma plastik zabezpieczający na opakowaniu. Zapewnienia Janka, że ten żel co to mu go kupiłam jest świetny, i że on babskiego to by nigdy nie użył, bo mu się z perfumami nie komponuje, jakoś do mnie nie przemawiają. Czyli pewnie Miecio i Zyzio…
Z ręcznikami jest dużo łatwiej.
Bo choć cała rodzina ma białe (idealnie pasują do naszej nowej łazienki po remoncie), to Jan bezbłędnie rozpoznaje, który jest mój, a który jego. Niemała w tym moja rola. Wystarczy, że zaraz po praniu wytrę nim twarz po kąpieli zapominając o demakijażu. Całun Warszawski – tak mówi o moim ręczniku. Nie muszę chyba dodawać, że pożyczanie przedmiotów jest niehigieniczne.
Szlafrokiem też już się nie dzielimy
Bo jego miał za długie rękawy, które często lądowały w jajecznicy, poza tym do szału doprowadzały go chusteczki higieniczne, papierki, złotówki i wizytówki (w szlafroku? WTF?), które tam mimochodem zostawiałam. Dlatego od pewnego czasu nawet szlafroki mamy osobiste.
Kosmetyki
Z kosmetykami do twarzy jest łatwo, bo Jan, jak przystało na prawdziwego samca alfa, ich nie używa. Żeby nie powiedzieć, że nimi GARDZI! A że ma żonę, która ma tego dużo i na każdą przypadłość, to raz na jakiś czas coś podbierze. Ale choćby go ogniem żywym przypalali, to się nie przyzna. Później jeszcze bym o tym na blogu napisała i byłby wstyd. Ale wróćmy do tego, czym się (nie) dzielić.
Bielizną też się nie dzielimy.
Owszem, zdarzyło mi się raz czy drugi podkraść Jakowi skarpety na trening. Ale to dlatego, że on kupuje takie skarpety, że ja nie mam tak drogich rajstop wyszczuplających. W innych tematach bieliźniarskich na szczęście rozmiary nam się rozjeżdżają, więc nie ma nawet pokusy, żeby próbować. Ciągle zastanawiam się, co bym zrobiła, jak bym zareagowała, gdybym przyłapała Janka na przymierzaniu mojej garderoby osobistej… Na początku pewnie umarłabym ze śmiechu.
Jest jednak coś, czym nie lubimy się dzielić najbardziej. Nigdy, przenigdy.
Czym nie lubimy się dzielić w związku, tak najbardziej? Właśnie szczoteczkami.. Raz jeden kiedyś zapomniałam swojej, kiedy pojechaliśmy do Krakowa na romantyczny weekend. Pierwszego wieczoru musiałam myć zęby palcem (sprawdzona metoda z dzieciństwa). Ponieważ piasku nie było pod ręką (metoda Indian, szczęśliwie dla moich zębów nigdy nie próbowałam). Ale szczoteczki do zębów sobie nie pożyczamy. Poza tym Janek używa szczoteczki z twardszym włosiem, podczas gdy ja używam średniej. Staramy się więc tak kupować szczoteczki do zębów, by w żaden sposób nie były do siebie podobne. Lub jak kto woli, znacząco się od siebie różniły. A że gusta mamy zupełnie inne, to na tej płaszczyźnie nie powstają żadne konflikty.
Jan, jako absolwent Ochrony Środowiska i entuzjasta polarowych bluz we wszystkich odcieniach natury, sięga po motywy florystyczne. Ja, jak przystało na księżniczkę, biorę wszystko co słodkie i różowe. A kiedy nam się już znudzi, lub po prostu przyjdzie czas na wymianę szczoteczki zwyczajnie sięgamy po cos innego. Jordan Individual ma aż 16 wzorów ( 8 średnich i 8 miękkich szczoteczek). I z tymi wzorami to muszę wam przyznać, że wcale nie jest taka głupia sprawa. Bo czy zawsze pamiętacie by wymienić szczoteczkę do trzy miesiące czyli 4 razy do roku? Fajnym patentem jest to by wymieniać szczoteczkę za każdym razem kiedy… zmienia się pora roku. Wtedy wzór szczoteczki wybieramy tak, by kojarzył nam się w panującą porą roku. Kiedy więc w grudniu myjesz zęby szczoteczką z ananasami to wiedz, że twoja szczoteczka wymaga natychmiastowej wymiany w trybie, rzekłabym pilnym.
Dobry patent
Kolorowe i bardzo różniące się od siebie szczoteczki to też dobry patent dla odwiedzających nas gości. Którzy zapomnieli ze sobą podstawowych akcesoriów higienicznych. Zapytacie kto zapomina szczoteczki idąc w gości. Do głowy przychodzi mi nasz kochany wujek Atim (dla przyjaciół Marcin), który prawie za każdym razem pyta nas czy przypadkiem nie mamy szczoteczki na zbyciu. Atim to nie tylko imię, to przede wszystkim styl życia. Ale jemu też nie pożyczamy szczoteczek do zębów, których sami używamy. Dzielimy się przedmiotami, takimi jak szczoteczki do zębów, których akurat mamy więcej, niż nam potrzeba. 🙂
Biorąc pod uwagę, że szczoteczkę należy wymieniać co trzy miesiące, to wzór powtórzy się najwcześniej za dwa lata. A tak na marginesie: pamiętajcie Dziubki, że po wszystkich infekcjach dróg oddechowych, po grypie żołądkowej czy po opryszczce, szczoteczki wymieniamy od razu.
Prócz twardości szczotki w Jordan Individual można też zdecydować czy wybierasz szczoteczkę z dużą główką, czyszczącą większą powierzchnię. Oraz grubą rączką zapewniającą pewniejszy chwyt (Clean), czy małą główką czyszczącą dokładnie zakamarki i cieńszą rączką precyzyjnie kierującą szczoteczką (Reach). Pewnie nie zdziwi was, że i tu się różnimy. Ja wybieram Reach, a Janek oczywiście Clean. Wzory tych szczoteczek, jak możecie sami zobaczyć, są tak piękne, że warto kupić sobie kilka. I podzielić się taką szczoteczką do zębów (oczywiście nieużywaną) z innymi!
A teraz wasza kolej:
w komentarzu pod artykułem napiszcie czym nigdy nie podzielicie się ze swoją drugą połówką i dlaczego. Aż 10 najciekawszych odpowiedzi zostanie nagrodzonych zestawami 16 szczoteczek Jordan Individual. We wszystkich wzorach wraz z kolorową jak ta flamingowa kosmetyczką. Na wasze odpowiedzi czekamy do końca tygodnia. Powodzenia!
Nigdy nie podzielę się…CZEKOLADĄ, często wcinam po kryjomu, zeby nie dzielić slodkich chwil z nikim 😂❤
Moim numerem jeden od lat jest po prostu ręcznik , uwielbiam mojego męża ale na sama myśl o tym, ze ktokolwiek może go używać mnie wykręca. Chociaż jest to juz pewnie fobia 😉