Zacznę sztampą, że kiedyś było łatwiej. Ludzie żyli w mniejszych, bardzo zżytych społecznościach gdzie w jednym domu, pod jednym dachem rodziły się, żyły i umierały nawet cztery pokolenia na raz. Dostęp do książek i mass mediów był ograniczony, żeby nie powiedzieć, że w ogóle go nie było. Wiedza na temat życia przekazywana była z pokolenia na pokolenie. Nikt nie śmiał podważać opinii babci,babcia była najważniejsza. A tym bardziej prababci, która na rączce prawnuka wiązała czerwoną kokardkę, szepcząc jakieś magiczne słowa pod nosem. Wszyscy wiedzieli, że ona wie wszystko.
Poza tym wychowywanie dzieci w dużej, wielopokoleniowej rodzinie było łatwiejsze.
Nie trzeba się było martwić na zaś oparzeniami czy ząbkowaniem u dziecka, bo zawsze pod ręką była inna kobieta – już matka, która miała takie przeżycia za sobą i dobrymi radami sypała jak z rękawa. Zawsze było z kim zostawić dziecko. Zawsze była jakaś siostra, babcia czy stryj, który z chęcią został z małym szkrabem, kiedy mama musiała wybrać się na zakupy. Było tak jakoś raźniej. Więcej było tych mam dookoła i zawsze było przekonanie, że jakoś sobie wszystkie poradzą. Skoro Jola i Hela dały radę z trójką dzieci, to i ja też na pewno sobie poradzę. Skąd to wszystko wiem? Od mojej mamy i moich ciotek. Teraz one też są babciami, ale w zupełnie innych okolicznościach i na zupełnie innych zasadach.
Kiedy tylko zaszłam w ciążę na mojej półce z książkami, obok pięknych albumów Taschena, pojawiło się multum pozycji parentingowych.
Mało tego, z każdym miesiącem było ich coraz więcej, a ja stawałam się coraz mądrzejszą, przyszłą mamą. Dzięki tym książkom uświadomiłam sobie w jakim ciemnogrodzie chowane były poprzednie pokolenia, łącznie z moim. W głowie zaczęła świtać myśl, że przy moim dziecku najlepiej wszystko zrobię sama. Że nie chcę tych zaboboniastych czerwonych kokardek i domowych sposobów na odparzenie. Chcę żeby nasza trzyosobowa rodzina poradziła sobie sama. Żeby było tak intymnie i po naszemu. Bo dziś babcia to transakcja wiązana. Dlaczego? Prócz seniorki rodu staje się też czasowym współlokatorem w naszych miejskich, często ciasnych mieszkaniach. Większość młodych wyjeżdża do dużych miast na studia, zostawiając całą swoją rodzinę średnio jakieś 250 kilometrów za sobą. Tak też stało się w moim przypadku. Babcia więc nie przyjedzie na pół godziny do wnuka, lecz pojawi się na kilka dni. Co większości młodych par nie jest zbytnio w smak, bo po pierwsze, już odzwyczaili się od życia z rodzicami, a po drugie małżeństwo to dwie osoby i jeśli pojawia się w nim, nawet najsłodsza na świecie teściowa, to zwykle robi się tłok.
Pamiętam jak na początku, kiedy miałam baby bluesa wkurzały mnie rady mojej mamy, która w dobrej wierze chciała udzielić mi pomocy przez telefon. Jak głupia robiłam wszystko na opak, żeby pokazać jej jak bardzo te metody są stare i nie działają. Pamiętam doskonale jak pierwszy raz przyjechała do nas, do wnuka i czule przytulając go powiedziała „ale jesteś cudny, synuś”. “Jaki synuś!?” – pomyślałam, zaciskając zęby. “To moje dziecko, a nie twoje!” – kipiałam z zazdrości. Dlaczego? Bo jej ten Miecio jakoś tak lepiej leżał w rękach i lepiej wiedziała jak go opanować. To też mnie irytowało.
Dziś jestem mądrzejsza o 9 miesiecy bycia mamą i wiem, że Miecia wystarczy dla każdego.
Parę dni temu odwiedziłam koleżankę, której opowiedziałam o moich przebojach z moją mamą, a babcią Miecia, a ona z ulgą przyznała mi, że ma dokładnie to samo, i że ostatnio nawet miała z tego powodu wyrzuty sumienia, że może zbyt ostro potraktowała swoją mamę, która wprost oszalała na punkcie swojej ukochanej wnuczki.
Jest też druga strona medalu. Jaka?
A taka, że dzisiejsze babcie wyglądają, zachowują się i są zupełnie innymi kobietami niż te sprzed 30 lat. Nasze babcie w dużej mierze definiowała opieka nad wnukami. To było jedno z głównych, jeśli nie główne zajęcie każdego dnia. Dzisiejsze babcie to bardzo często kobiety wciąż aktywne zawodowo, które po pracy lubią pójść sobie na spacer z kijkami, pojeździć na rowerze lub popielić grządki. Mają swoje życie. I choć wnuki są dla nich ważne, to na pewno nie najważniejsze.
Tak to już jest z tymi dzisiejszymi babciami. Na początku z nimi źle, ale później nie wyobrażamy sobie bez nich życia. Bo wiadomo, że babcia gotuje i przytula najlepiej na świecie!
[ad name=”Pozioma responsywna”]