Pewnie nie raz słyszeliście, że w życiu pewne są tylko śmierć i podatki. Według mnie do tej listy należałoby dopisać jeszcze pojęcie zmiany. Czasami jest dobra, czasami mniej oczekiwana, ale zazwyczaj przychodzi niczym dawno niewidziany znajomy – w najmniej spodziewanym momencie.
Podobno kluczową umiejętnością, którą powinniśmy nauczyć nasze dzieci to elastyczność i umiejętność szybkiej adaptacji do zmian. Jeśli wierzyć prognozom i specom od ekonomii i socjologii, to Miecia czy Zyzia czeka w ciągu całego ich życia trzykrotna zmiana stylu życia, czy sposobu zarobkowania. I to zmiana diametralna.
Mam wrażenie, że takie intro to tej etiudy rewolucyjnej mamy JUŻ. Jesteśmy jej świadkami. Nie oszukujmy się – dla naszego pokolenia urodzonego w latach ’80 pandemia i związane z nią zmiany, są najbardziej drastycznym i zaskakującym wydarzeniem w całym naszym dotychczasowym życiu. Nic więc dziwnego, że budzą w nas niepokój, frustracje czy strach.
Mam wrażenie, że pokłosie tej utraty gruntu pod nogami możemy obserwować na co dzień, przekraczając próg własnego mieszkania. Nie chcą dramatyzować i używać górnolotnych sformułowań, ale na pewno staliśmy się dla siebie mniej życzliwi. Każde kaszlnięcie w sklepowych alejkach napawa nas lękiem, a nieprawidłowe zachowanie na drodze sprawia, że dużo szybciej i mocniej wciskamy klakson. Dystans społeczny zamienił się w dystans psychosocjologiczny.
Pamiętacie artykuł „Za co możemy być wdzięczni pandemii” (klik)? Właśnie dostajemy od losu kolejną szansę, by przerobić to, co być może wiosną się nie udało. Szansę, by spróbować skupić się na sobie, zwolnić odrobinę, spojrzeć na siebie z dystansu. A przede wszystkim być dla siebie dobrym. Bycie „przy sobie” pozwoli nam oswojenie lęku, spuści z nas powietrze napompowane również (ale nie wyłącznie) przez covidową nagonkę mediową.
Ten artykuł jest pierwszym z cyklu „Będzie dobrze”, w którym regularnie będę dzieliła się z Wami moimi lifehackami, drobnymi przyjemnościami i małymi krokami, by tę nową dla nas wszystkich rzeczywistość oswoić i obłaskawić.
Pamiętam, jak w trakcie poprzedniego lockdownu, część z Was dziwiła się, że siedząc w domu bardzo często układałam włosy, czy robiłam make-up. Po co? Dla kogo? Otóż odpowiedź jest bardzo prosta – dla siebie samej. Po to, by czuć się lepiej z samą sobą, mieć lepszy nastrój, a nawet efektywniej wykonywać zarówno obowiązki domowe, jak i te zawodowe. Taki pozytywny wpływ ogólnie pojętego zadbania o siebie został nawet wykazany w badaniach naukowych.
Podaruj sobie czas w prezencie
Znacie to pewnie z autopsji, że kiedy macie zrobione paznokcie, umyte i ułożone włosy, a rozciągnięty dres zamienicie nawet na nierozciągnięty dres 😉….czujecie się po prostu lepiej. Ok, powiecie, ale jak w natłoku zdalnej pracy, zdalnego nauczania i innych mniej zdalnych obowiązków znaleźć na to wszystko czas? A gdybym przewrotnie zapytała, co Wy na to, byście podarowały sobie czas w prezencie? Niemożliwe? Dzięki pierwszej w Polsce platformie beauty on demand – Wellme Time (klik) jest to jak najbardziej możliwe!
Kiedy raz skorzystacie z usług Wellmistek gwarantuję, że zmieni się jakość Waszego życia. Platforma Wellme Time to mega profesjonalne i jakościowe usługi beauty i wellness z dojazdem do domu. Wyobraź sobie, że manikiurzystka przyjedzie do Twojego domu o 21.00, kiedy dzieci już śpią. Masz ochotę na odświeżenie koloru lub szalone cięcie, ale nie masz ani czasu, ani możliwości, by spędzać czas na dojazdy, szukanie miejsca do parkowania? Nie ma problemu. Fryzjer przyjedzie do Twojego domu. I będzie miał ze sobą nawet profesjonalną myjkę. Ja w tym czasie miałam czas na odpisanie na maile czy przemyślenie kwestii artykułów na bloga.
W Wellme Time pracują nieprzypadkowe osoby. To sprawdzeni i na bieżąco szkoleni styliści. Przed zaproszeniem ich w domowe pielesze – możecie o każdym z nich poczytać na stronie platformy.
To, co mi osobiście bardzo się podoba, to jasny i intuicyjny system zamawiania usługi do domu. W razie jakiejś sytuacji podbramkowej są w stanie dojechać do domu nawet jeszcze tego samego dnia. Za usługę płacicie w najwygodniejszy sposób, czyli online (np. blikiem). A na maila, po zabiegu, trafia faktura – plus ode mnie za pełną transparentność działania. Wellme Time stało się dla mnie synonimem jakości i bezpieczeństwa. Wellmiści mają regularnie wykonywane testy na obecność SARS-CoV-2, pracują zawsze w maseczkach.
Sprzęt jest każdorazowo prawidłowo dezynfekowany, stąd mam pewność, że wraz ze stylistą nie zaproszę do domu np. HCV. Osobiście mam na punkcie bezpieczeństwa hopla. Ola, która wykonywała mój manicure miała narzędzia w woreczkach z charakterystycznym czarnym paskiem po boku – zdezynfekowane zostały w autoklawie. Miałam już okazję skorzystać z usługi mani/pedi, jak również fryzjera. Zupełnie szczerze uważam, że te usługi niczym nie ustępują tym w salonie urody. A jaka oszczędność czasu i dużo lepsze samopoczucie. Nie musimy rezygnować z siebie, swoich nawyków i przyzwyczajeń pielęgnacyjnych. Musimy się po prostu nauczyć i przyzwyczaić.
Dzisiaj do końca dnia, na hasło “superwdomu” macie 15% rabatu na wszystkie usługi Wellme Time (klik).
Legalny poprawiacz nastroju
Ok, a jak już jesteśmy przy dobrym samopoczuciu, to zdradzę Wam moje ostatnie odkrycie. Są nimi olejki CBD. Przyznam się, że przez długi, długi czas podchodziłam do nich mocno sceptycznie. Miałam dużo obaw i pytań – począwszy od bezpieczeństwa stosowania takich preparatów, a na ich skuteczności kończąc. W końcu przysiadłam solidnie do tematu, spróbowałam olejków Hemp Juice (klik) i żałuję,…..że tak późno dałam się przekonać. Kilka kropel codziennie wieczorem pod język i zupełnie inna jakość życia. Ok, nie jest to lek na całe zło ani odpowiedź na największe zagadki ludzkości, jednak mnie w zupełności wystarczą te efekty, które obserwuję u siebie.
Zanim jednak do nich przejdziemy, uspokajam wszystkich zaniepokojonych. Olejki CBD powstają z rośliny Cannabis Sativa L (konopie siewne), a nie z konopi indyjskich. Wprost? CBD to nie marihuana 😉, a same olejki są w 100% legalne i zgodne z prawem. To bezpieczna, nietoksyczna, naturalna substancja, dzięki której po prostu poczujesz się lepiej (i nie będziesz na haju). Jak już to mamy ustalone, możemy przejść do działania samego specyfiku.
Olejek CBD przywraca homeostazę (równowagę) układu endokannabinoidowego. Trudne słowo, ale spektrum działania samego układu też jest szerokie. Odpowiada między innymi za łaknienie, odporność organizmu, prawidłowy i jakościowy sen, dobre samopoczucie. Sami przyznacie, że całkiem istotne aspekty naszego szeroko pojętego well-being. CBD tym różni się od odurzającego THC, że nie łączy się z receptorami w układzie endokannabinoidowym (jak to robi THC), lecz stymuluje ten układ do produkcji endogennych (czyli naszych własnych) endokanabinoidów, oraz spowalnia ich proces rozpadu! Ot i cały sekret.
Tyle teorii, a jak z praktyką? Prawdziwa rewelacja (słowa rewolucja w obecnym czasie wolałabym nie nadużywać). Przede wszystkim jakość snu znacznie się poprawiła. Mam wrażenie, że po prostu zaraz po przyłożeniu głowy do poduszki zapadam się w sen. I śpię do rana! Spać, jak suseł nabrało dla mnie zupełnie nowego znaczenia. Pośrednio wpływa to na moje samopoczucie w ciągu dnia. Jest ono nieustannie poddawane próbie przez wymagające jury w składzie upartego 4-latka i wrażliwego 6-latka. Werdykt? Olejek CBD awansował na listę rodzicielskiego must have!
Większy spokój to i lepsze skupienie i pamięć! Przy obecnej ilości spraw na głowie i rzeczy na „to do list” – takie działanie olejku Hemp Juice CBD jest bardzo na pro!
Co jeszcze potrafi ten magiczny eliksir? Reguluje metabolizm (u mnie zmniejszył też chęć na słodkie co nieco). A przez przywrócenie układowi stanu równowagi – większa odporność!
Dawkowanie i wybór stężenia? To bardzo indywidualna kwestia. Widełki są bardzo szerokie – przyjmuje się, że powinno się zażywać od 1 do 5 mg na każde 5 kg masy ciała, jednak nie jest to takie oczywiste, ponieważ odpowiednia dawka CBD zależy od wielu czynników, w tym wieku, wagi czy metabolizmu. Zaczynamy od małej dawki – np. 10 mg – zakraplamy pod język, trzymamy przez 30-60 sekund. CBD utrzymuje się w organizmie około 6-8 godzin, więc warto przyjmować regularnie – 2 czy 3 razy dziennie i obserwować swój organizm.
Zachęcam do robienia notatek – zapisując swoje wrażenia i schemat suplementacji łatwiej będzie znaleźć odpowiednią dawkę. Niektórzy czują działanie CBD właściwie od razu, inni potrzebują na to nawet kilku tygodni. Jeśli po tygodniu nie zauważysz żadnego działania, warto zwiększyć dawkę dwukrotnie. Jeśli nadal nic, w kolejnym tygodniu znów proporcjonalnie zwiększ dawkę, aż dojdziesz do tej właściwej. Pipeta z precyzyjnym aplikatorem bardzo ułatwia sprawę.
A joeśli Wy jesteście ciekawi działań olejków to wpisując na stronie Hemp Juice (klik) kod: „superstyler” otrzymacie 20% rabatu do 31.12.2020. Promocja nie obejmuje zestawów.
Olfaktoryczna podróż w czasach pandemii
Pozostając przy wieczornych rytuałach nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o świecach, które towarzyszą mi praktycznie przez cały rok. Ich ciepłe światło i otulająca woń ma wręcz terapeutyczną moc. Markę Ava & May (klik) na pewno bardzo dobrze znacie z naszych mediów społecznościowych. To ręcznie wykonane świece, w 100% z naturalnego wosku sojowego. Dzięki temu mam gwarancję ich bezpieczeństwa. Wosk ten jest również stosowany w przemyśle spożywczym. Na pewno spodobają się wszystkim weganom i wegankom.
Kompozycje zapachowe, ukryte pod wdzięcznymi nazwami miast, czy znanych destynacji podróżniczych zostały opracowane przez perfumiarzy. I to właśnie jedna z tych rzeczy, które wyróżniają je od mass-marketowych zamienników. Na próżno szukać tu sztucznych, plastikowych woni, które zamiast pieścić nasze powonienie, przyprawiają o mdłości.
Kto mnie zna, ten wie, że jestem estetką. Prócz samej jakości produktu, ważny jest również jego wygląd. A ten w świecach Ava & May nie pozostawia wątpliwości, że jest to rzecz, która będzie cieszyła wszystkie zmysły. Wzrok również. Bardzo podoba mi się opcja wyboru zapachu świec po destynacji. W czasach, kiedy nie możemy podróżować, taki eskapizm dzięki zapachowi to jest strzał w dziesiątkę! Nieważne, czy zamarzą mi się odległe wyspy na Oceanie Indyjskim, czy zimowe ostępy północnej Europy. Wystarczy zapalić knot w świecy Madagaskar czy Norwegia, zamknąć oczy i …odpłynąć. Moi faworyci to oczywiście Paryż (no nie mogło być inaczej) i otulający Marrakesz.
Opcją bez której nie wyobrażam sobie już domowej przestrzeni to dyfuzory. W zależności od nastroju – wybieram zapach, który będzie kontynuował podróż zapoczątkowaną przez zapalenie świecy. Lub też zupełnie przewrotnie wybieram się w szaloną olfaktoryczną podróż.
Nasze wspomnienia są magazynowane w mózgu bardzo blisko ośrodka odpowiedzialnego za rozpoznawanie zapachów. Dzięki temu zapachy to nasz bilet do świata wspomnień. Do miejsc, sytuacji, chwil, które były dla nas dobre i cenne. Przywoływanie takich wspomnień jest bardzo dobre, gdyż pozwala na obniżenie stresu.
Jeśli też macie ochotę przetestować świece Ava &May to mam specjalnie dla Was kod rabatowy. Na hasło: BLOGFREE macie 30% zniżki i dowolny dyfuzor w prezencie. Produkty znajdziecie tu (klik)
Po pierwsze nie szkodzić
Obecnie mamy już tyle stresu zasponsorowanego przez życie, że osobiście nie potrzebuję już szukać żadnych „trudnych” bodźców chociażby w filmach, czy książkach. Swoją drogą, czy zauważyliście, że wraz z wiekiem intuicyjnie uciekamy już od filmików np. pokazujących wypadki w internecie albo horrorów? W młodzieńczych latach trochę nas to ciekawiło, mimo swego okrucieństwa i strachu – przyciągało. Mam wrażenie, że wraz z wiekiem mój układ nerwowy trochę się wyeksploatował, żeby nie powiedzieć zużył. Z szacunku do niego nie chcę mu fundować żadnych dodatkowych „atrakcji”.
Dlatego też decydując się na filmową rozrywkę wybieram filmy proste i przyjemne. Takie, które krzepią, a przynajmniej nie dokładają zmartwień. Chętnie wracam do starych, dobrych i sprawdzonych „Przyjaciół”, czy śmieję się wraz z Carrie z „Seksu w wielkim mieście”. Z nowości zdecydowanie mogę Wam polecić „Emily w Paryżu”!
To pierwszy artykuł z cyklu zamiast szukać problemów, szukaj rozwiązań. Czyli jak ja radzę sobie z obecną sytuacją, w której znaleźliśmy się absolutnie wszyscy. Ciekawa jestem jaki jest Wasz sposób?
Artykuł powstał we współpracy z markami wymienionymi w nim.