W grudniu wszyscy dają sobie siana. Nie tylko zwierzęta w stajence, również my – ludzie żyjący w wiecznym wirze niespełnionych postanowień. A że to koniec roku, to większość z nas myśli sobie: po co rozliczać to, czego się nie udało zrobić, skoro zaraz będzie można postanowić sobie nowe rzeczy. Problem pojawia się wtedy, kiedy te postanowienia przechodzą z roku na rok i nigdy nie są kontynuowane… Z doświadczenia wiem, że najtrudniej jest wyrobić w sobie nowy nawyk. Szczególnie jeśli odbiega on od naszego obecnego stylu życia. Wiecie, ile lat z rzędu obiecywałam sobie, że zacznę ćwiczyć regularnie, zanim naprawdę to zrobiłam? Na dietę przechodzę całe życie. A może raczej powinnam napisać, że całe życie uczę się, żeby zdrowe i dietetyczne jedzenie weszło mi w krew. Teraz jest mi łatwiej, bo jestem na „pudełkach”, ale i tak zdarzają mi się dni, kiedy bojkotuję system. Ale dzisiaj mam dla was coś ekstra… O czym mowa? Zegarek sportowy moi mili, to on jest tutaj gwiazdą.
Gdy podliczam te wszystkie roczne karnety na siłownie, które nigdy nie zostały wykorzystane, bo zapał kończył się w połowie lutego, a później pozostawało mi tylko odwrócić głowę, kiedy przechodziłam obok siłowni, to jest mi zwyczajnie szkoda. Szkoda mi kasy wyrzuconej w błoto. Szkoda tego zapału na początku, skoro cała energia poszła jak para w gwizdek.
Z czasem zrozumiałam, że w tym wszystkim brakowało mi jednego.
Czego? – zapytacie. Kiedy już zdradzę Wam mój sekret, to założę się, że większość z Was przyzna, że ma podobnie. Otóż wyobraźcie sobie, że zabrakło mi… asystenta. Tak, tak! Dobrze czytacie: ASYSTENTA. Kogoś, kto będzie mnie motywował każdego dnia, kogoś kto znienacka powie: „sprawdzam”. Kto doceni mój wysiłek i raz na jakiś czas zrobi podsumowanie. Czasami poprowadzi mnie za rękę. I wiecie co? Chyba znalazłam kogoś odpowiedniego… Też chcecie? Chętnie się z Wami podzielę. Zegarek sportowy moi mili, to on jest tutaj gwiazdą.
To nie jest zwykły zegarek sportowy
Wspólnie z Jankiem przetestowaliśmy już wiele modeli tego typu sprzętów: smartwatchy, zegarków czy opasek sportowych, o części z nich pisaliśmy na blogu. Mamy na ich temat sporą wiedzę, znamy ich słabe i mocne strony. Ale Fitbit, którego mamy obecnie jest czymś innym. Ten sprzęt nie powstał z myślą o profesjonalistach a o zwykłych użytkownikach i ich potrzebach. To sprzęt dla osób, które chcą żyć bardziej świadomie. Dla tych, dla których ruch to nie tylko trening na siłowni, ale też spacer z psem czy zabawa z dziećmi. To sprzęt dla osób, które chcą żyć zdrowiej, chcą się lepiej odżywiać, regularnie nawadniać i więcej się ruszać. Jako że mamy z Jankiem dwa różne modele Fitbit to opiszemy je oddzielne.
Marta: Zegarek sportowy Fitbit Versa
Piękny, dopracowany w każdym calu bardzo lekki smartwatch. I tu zauważyłam pierwszą różnicę w porównaniu do poprzednich modeli, które używałam: jest tak lekki, że zupełnie nie czuję go na ręku. To duży plus, bo taki zegarek mierzy też parametry snu, więc powinien być komfortowy również podczas snu. Dobrze jest, kiedy nie ciąży na nadgarstku. Koperta wykonana z różowego złota idealnie wpisuje się w obecne trendy sprawiając, że Fitbit Versa idealnie wygląda w zestawieniu z elegancką stylizacją, ale w sportowym looku też odnajduje się świetnie. Ja mam wersję limitowaną z dwoma paskami – jednym plecionym, drugim silikonowym. Wymieniając je zmieniam styl zegarka z eleganckiego na sportowy i odwrotnie.
Wygląd to jedno, ale kupując taki sprzęt nikt nie kieruje się wyłącznie stroną wizualną. Opiszę Wam te funkcjonalności, które na mnie zrobiły największe wrażenie i wydały mi się najbardziej przydatne. Po pierwsze dotykowy, kolorowy ekran. Bardzo intuicyjnie korzysta się z tego zegarka. Wyświetlacz z godziną i pulsem włącza się zawsze, kiedy podniesiemy rękę do góry chcąc zobaczyć godzinę. Nie trzeba nic naciskać, wystarczy podniesienie ręki do oczu.
Dodatkowo zegarek posiada opcję wibracji.
Zsynchronizowany z telefonem wibruje przy każdym nowym SMSie i połączeniu telefonicznym, a na wyświetlaczu pojawia się komunikat, kto do nas dzwoni lub pisze. Ale wibracja ma jeszcze jedno dodatkowe zastosowanie. Jest to budzik. Wiecie, jakie to jest przyjemne, kiedy budzi was delikatnie wibrujący zegarek na nadgarstku, a nie wyrywająca ze snu znienawidzona melodia z telefonu? Na początku trochę się obawiałam, że sama wibracja mnie nie obudzi i ustawiałam też budzik w telefonie, ale po trzech razach sobie odpuściłam i teraz korzystam tylko z wibracji w Fitbit Versa.
A co jeszcze znalazłam w środku?
Dokładnie to, czego potrzebowałam i nic poza tym. Czyli idealnie, bo dzięki temu zegarek jest bardzo intuicyjny i nauczenie się jego funkcji nie wymagało ode mnie przeczytania instrukcji. Ale po kolei. Żeby w pełni korzystać z funkcji Fitbit musiałam pobrać darmową aplikację na telefon. To w niej ustawiłam sobie moje cele: ile chcę ważyć, ile chcę dziennie wypijać wody, ile kroków dziennie chcę pokonać, ile razy w tygodniu chcę ćwiczyć i ile godzin w ciągu doby mam zamiar spać. Tych celów do ustawienia jest więcej, ale mnie interesowały te konkretne. Po ich ustaleniu zegarek, czyli mój wymarzony asystent zaczyna swoją robotę.
Kroki dzieli na godziny w ciągu dnia.
Potrafi raz na jakiś czas przypomnieć, że w tej godzinie brakuje mi jeszcze konkretnej ilości kroków, żeby wyrobić dzienny cel. To super motywuje do wstania zza biurka i zrobienia kilku kroków. W aplikacji z symbolem butelki zaznaczam sobie, ile wody w ciągu dnia wypiłam. Wszystko jest przeliczane na szklanki lub butelki, więc jest to bardzo wygodne. Mój cel to 2200 ml wody dziennie. W zegarku mam też 15 trybów treningowych opartych o cele. A one mogą być różne: zwiększenie wydolności, rozbudowa tkanki mięśniowej, spalanie tkanki tłuszczowej (to ostatnie interesuje mnie najbardziej ;)). Przed rozpoczęciem treningu włączam odpowiedni tryb, a zegarek zlicza mi spalone kalorie. Po zakończonym wysiłku tworzy podsumowanie.
Dla osób, które ćwiczą same też ma coś fajnego.
W zegarku w aplikacji „Coach” są gotowe treningi, które można wykonać z wirtualnym trenerem. Wszystko jasno i przejrzyście wytłumaczone za pomocą opisów lub animacji. Mam też super informację dla biegaczy. Do Fitbit Versa można wgrać muzykę i odtwarzać ją w czasie biegu z bezprzewodowych słuchawek.
Ale jest coś jeszcze, z czym w moich wcześniejszych modelach się nie spotkałam.
Możliwość śledzenia cyklu menstruacyjnego. Słabo? Wpisując informacje o swoim cyklu zegarek wylicza mi kiedy będę miała owulację i kiedy mogę spodziewać się kolejnej miesiączki. Każda kobieta, która trenuje wie, że takie rzeczy warto brać pod uwagę przy planowaniu wysiłku fizycznego.
Poza tym Fitbit jest też kompatybilny z różnymi zewnętrznymi aplikacjami.
Ja z ciekawości pobrałam sobie jedna z nich: Wokamon. To aplikacja przypominająca Tamagotchi – tyle, że tutaj potworka karmimy swoją aktywnością fizyczną. Fajna sprawa, bo jeszcze bardziej pozwala zabić w sobie lenia.
A na koniec jeszcze tylko kilka słów o śnie.
Zainteresowane? Jako młoda mama wciąż mam deficyty w tej kwestii, dlatego ustaliłam sobie cel, żeby w ciągu doby przesypiać 7 godzin. Jak mi to wychodzi? Różnie ;), ale widząc w aplikacji jak mało śpię, zaczęłam bardziej dbać o tę sferę mojego życia. W aplikacji mogę zobaczyć ile razy budzę się w nocy (dzięki Zygmunt) i ile trwa mój sen głęboki.
Na koniec wspomnę jeszcze o jednej praktycznej kwestii, a mianowicie o baterii. Z doświadczenia wiem, że to kluczowe przy tego typu sprzęcie. Otóż Fitbit Versa wytrzymuje do 4 dni bez ładowania. Jak na smartwatch z kolorowym, pięknym i wyraźnym ekranem to naprawdę długo.
Możecie go kupić na przykład tu (klik).
Janek: Zegarek sportowy Fitbit Charge 3
O ile w kategorii mody czy kosmetyków to Marta jest w naszym domu ekspertem, o tyle moim konikiem są opaski fitness. Na przestrzeni ostatnich 4 lat miałem ich kilka i spokojnie mógłbym o nich napisać magisterkę. Dlatego mi przypadł w udziale test zaawansowanej opaski fitness Fitbit Charge 3. Sprawdźmy zatem, czy faktycznie jest ona zaawansowana i jakie ma kluczowe funkcje.
Zacznijmy od tego, że niektóre jej opcje są wprost zapożyczone z segmentu smartwatchy.
Design opaski jest elegancki, minimalistyczny i nienachalny. Podobnie rzecz ma się z menu i tarczami zegarka, które można zmieniać – jest ich kilka do wyboru i każdy znajdzie coś dla siebie. Prócz czasu i daty mamy tu ulepszony pomiar pulsu, ilości kroków, dystansu, spalonych kalorii i pokonanych pięter. Mamy monitoring snu wykrywający poszczególne jego fazy i czas jego trwania. Monitor aktywności zliczający momenty, w których wykonujemy ponadprzeciętny wysiłek i funkcję przypominającą o konieczności wstania od biurka i zrobienia paru kroków.
Możemy również monitorować ilości wypitych płynów i uzyskanej lub utraconej wagi (w zależności do tego, co jest naszym celem). Przy czym sami musimy te dane wprowadzić poprzez przejrzystą i wygodną w użytkowaniu aplikację, z którą opaska komunikuje się bez najmniejszych problemów i niezwykle szybko. To bardzo ważne, bo w swoim życiu miałem już takie opaski, których poezja użytkowania kończyła się na próbie synchronizacji opaski z apką w telefonie.
Aplikacja zlicza również wszystkie nasze aktywności i postępy prezentując je na kolorowych wykresach, czyli to co tygrysy lubią najbardziej. Umówmy się – kto po intensywnym treningu czy aktywnym tygodniu nie chce popatrzeć na wykresy rodem z Wall Street, tyle że takie, które prezentują nasze życie. W tym miejscu wydawałoby się, że wyczerpaliśmy możliwości tradycyjnej opaski fitness, ale jak wspomniałem na początku ten model jest zaawansowany. Tak więc mamy wbudowaną aplikację treningową z 15 trybami treningowymi opartymi o cele. Podobnie jak to ma miejsce w modelu Fitbit Versa jest też aplikacja dla kobiet śledząca cykl menstruacyjny.
Kropka nad I
Dla mnie wisienką na torcie jest aktualna pogoda, alarm, kalendarz i powiadomienia z telefonu, czyli nieodebrane połączenia i wiadomości, a także animacje, które pojawiają się na ekranie, gdy udaje nam się osiągnąć jakiś cel. Mała rzecz, a cieszy. Opaskę obsługujemy dotykowo, a do dyspozycji producent dołączył jeden przycisk. Ekran jest co prawda monochromatyczny, ale niezwykle wyraźny. Dzięki temu, choć opaska jest niewielkich rozmiarów bateria potrafi ją zasilać do 7 dni, co deklasuje większość smartwatchy. Warto dodać, że ekran opaski jest wygaszony i podświetla się tylko wtedy, gdy go dotkniemy, wciśniemy przycisk lub podniesiemy rękę by sprawdzić godzinę. Osobiście w opaskach fitness cenię ich nienachalność i wygodę.
Alergicznie reaguję na wszelkie łańcuszki, bransoletki i z trudem przyzwyczaiłem się do obrączki. Zegarek zawsze zdejmuję przed snem, a opaski nie muszę, bo w ogóle jej nie czuję – jest niezwykle lekka. Pozbywam się jej tylko do kąpieli i prawdę powiedziawszy też niepotrzebnie, bo Fitbit Charge 3 jest wodoodporny do 50 metrów także można z nim również nurkować rekreacyjnie w płytszych wodach albo bawić się z Komando Foki ratując przy tym świat. Ta opaska jest świetnym wyborem dla kogoś, kto chce monitorować swoją aktywność, ale z różnych względów smartwatch czy profesjonalny zegarek sportowy go nie interesuje. W przyzwoitej cenie dostajemy praktyczną opaskę, która wtapia się w naszą codzienność i monitoruje naszą aktywność dbając o naszą kondycję, dobre samopoczucie i zdrowie.
Jeśli więc w planujesz by 2019 rok był właśnie tym przełomowym w kwestii stylu życia. Marzysz, żeby wreszcie przejść na zdrową i sportową stronę mocy, to na liście prezentów koniecznie dopisz Fitbit. Ten zegarek sportowy jest wyjątkowy. Nie zawiedziesz się. Pozostaje tylko decyzja o tym który model będzie dla Ciebie lepszym rozwiązaniem i tym samym idealnym… asystentem.
Super artykuł. Świetnie się czyta!
O ja, świetny jest taki gadżet! Też próbowałam kilku smartwachów, ale ten wygląda na taki, który naprawdę może się sprawdzić 🙂 I do tego pięknie się prezentuje. Oczywiście nie jest to najważniejsza rzecz, ale przecież fajnie jak coś jest praktyczne ORAZ ładne 😀
Musze przyznać, że bardzo ciekawie to wygląda. Niestety prawda jest, że nam wszystkim czesto brakuje zapału i może trochę motywacji. Jeśli ten “asystent” na prawdę działa, to chyba napiszę kolejny list do Świętego Mikołaja.
Pod wpływem Waszego artykułu zamówiłam fitbit charge 3 dla Narzeczonego na urodziny. Jest bardzo zadowolony, a i ja sama się przekonałam i zaczynam polowanie na fitbit inspire hr. Jedyne czego żałuję, to to, że w wersji hr nie ma koloru sangria ;D