Potrafią powiedzieć o nas naprawdę wiele. Towarzyszą nam codziennie, wyrażają emocje, poglądy, a niekiedy nawet przynależność kulturową. Pomimo tego, nie mają z nami lekko, a wypadające włosy są problemem wielu z nas. Chcąc być w trendach, często fundujemy im różne, czasem drastyczne zabiegi stylizacyjne. Jednak niezależnie od zmieniających się mód, jedno pozostaje niezmienne – pragniemy, żeby były zadbane, gęste i lśniące. Włosy, zwłaszcza dla nas kobiet, są symbolem kobiecości, atrakcyjności i powabu. Mocne i lśniące poświadczają nasz dobry stan zdrowia. Wystarczy spojrzeć na dzieła sławnych malarzy – chociażby słynny obraz Botticellego “narodziny Wenus”. Pomimo tego, że na przestrzeni wieków zmieniło się nasze postrzeganie kobiecej sylwetki i dziś ciało tytułowej bogini z lekkim trudem określilibyśmy mianem “fit”, to długie, gęste i falujące pukle zdecydowanie dodają jej seksapilu i świadczą o jej kobiecości i płodności.
W wielu kulturach do dzisiaj kobiece włosy są czczone i pielęgnowane w czasie specjalnych rytuałów. Nawet w religii chrześcijańskiej postać Samsona miała stracić swoją nadludzką siłę w momencie obcięcia mu włosów.
Wypadające włosy – moje doświadczenia.
Osobiście nie muszę szukać odwołań do różnych przypowieści czy kultur, by wiedzieć jak wiele zależy od stanu moich włosów. Każda z nas pewnie doskonale wie, jak “bad hair day” sprawia, że najchętniej nie wychodziłybyśmy z domu. A ta ekscytacja, kiedy wychodzimy od fryzjera z kolorem i cięciem “w punkt”? Czuję się wtedy jakby cały świat należał do mnie! Jednak tym większym przerażeniem napawa mnie fakt, kiedy włosy zaczynają wypadać. I to w ilości nadprogramowej. Niestety znam ten stan aż za dobrze. Wspominałam Wam całkiem niedawno o moich problemach z tarczycą (klik).
Jej niedoczynność w połączeniu ze stresem i megaaktywnym trybem życia zebrały swoje żniwo w postaci znacznego przerzedzenia mojej czupryny. Rozmawiając z kobietami w moim otoczeniu, okazało się, że absolutnie nie jestem odosobniona. Ba! Mam wrażenie, że tymi rozmowami o włosach rozwiązałam prawdziwy worek bez dnia. Wcierki, mezoterapia głowy, ampułki, suplementy, lasery – to tylko część tematów jaka pojawiała się w rozmowach “włosowych”. Zaczęłam szukać, czytać i dopytywać ekspertów. I tak powstał ten artykuł – pierwszy z serii poświęconej włosom i problemom z jakimi się z nimi borykamy.
Na pierwszy ogień idą fakty i mity na temat wypadania włosów. Gotowe? W przygotowaniu tego artykułu ogromną pomocą merytoryczna i wiedzą służyła mi Pani Dr N. Med. Olga Warszawik- Hendzel, rewelacyjny dematolog, specjalista w temacie włosów.
1. Geny, czy styl życia? Czy prawdą jest, że jeśli np. mama skarżyła się na wypadające włosy, to my nawet przy najzdrowszym trybie życia nie unikniemy tego problemu?
Geny mają ogromne znaczenia, jeśli chodzi o wypadanie włosów. W przypadku gdy oboje lub jedno z rodziców ma słabe, cienkie, czy nadmiernie wypadające włosy, prawdopodobieństwo, że podobne zjawisko może spotkać również nas, jest zdecydowanie większe. Taką prawidłowość obserwujemy np. w łysieniu androgenowym. Pod wpływem genetycznej nadwrażliwości na działanie męskich hormonów nasze włosy z czasem stają się coraz cieńsze. Zła wiadomość jest taka, że w tym przypadku nie jesteśmy w stanie zarówno dietą, jak i zdrowym style życia zatrzymać procesu łysienia. Nie pomoże również stosowanie nawet najlepszej pielęgnacji. Jeśli zauważymy u siebie ten problem, należy zgłosić się do dermatologa. Specjalista po pierwsze prawidłowo zdiagnozuje problem, a po drugie włączy odpowiednie leczenia.
2. No właśnie – dermatolog, czy trycholog? Do kogo udać się, gdy „coś” dzieje się z naszymi włosami czy skórą głowy?
Na wstępie warto wspomnieć, co może być zaskakujące dla wielu osób, że trycholog nie jest lekarzem. Oczywiście jest on specjalistą, będącym w stanie obejrzeć co się dzieje z włosami czy skórą włosów. Może on również spróbować odpowiednio zdiagnozować chorobę, czy zalecić odpowiednią pielęgnację. Jednak, gdy mamy problem z nadmiernym, długotrwałym czy przedłużającym się wypadaniem włosów, udajmy się do lekarza – dermatologa. Tak samo, gdy pojawiają się ogniska łysienia. Dermatolog jest specjalistą zajmującym się chorobami włosów, który na podstawie wykonanych badań, będzie w stanie rozpoznać i wdrożyć odpowiednie leczenie (a nie tylko pielęgnację).
3. Czy to prawda, że istnieje pojęcie sezonowego wypadania włosów (wiosna, jesień) i nie należy się nim przejmować?
Często obserwujemy zwiększone wypadanie włosów w okresie jesiennym, czy wraz z nastaniem wiosny. Jest to zazwyczaj tzw. łysienie telogenowe. Swą nazwę zawdzięcza fazie telogenu, czyli po prostu wypadania. Ten rodzaj łysienia pojawia się wtedy, gdy dochodzi do skrócenia cyklu włosowego i zwiększony odsetek włosów wchodzi właśnie w tę fazę. Na ich miejsce odrastają nowe, zdrowe. Kluczowy jest tu czas przez jaki włosy nam wypadają. Gdy trwa to od kilkanastu dni do kilku tygodni i zatrzymuje się samoistnie, to nie musimy się bardzo przejmować. Problem zaczyna się wtedy, gdy proces ten zaczyna trwać i trwać. Wtedy przychodzi czas na wspomniane już wcześniej działanie. Należy zasięgnąć konsultacji dermatologicznej, podczas której lekarz zapewne zleci nam wykonanie odpowiednich badań laboratoryjnych. Na ich podstawie dermatolog może ocenić, czy problem leży np. w niedoborze żelaza, czy zaburzeniach funkcji tarczycy.
4. Czy domowe wcierki np. z czarnej rzepy są w stanie zahamować wypadanie włosów.
To zależy. Jeśli jest to chwilowe wypadanie, związane ze wspomnianym już łysieniem telogenowym, to tego typu metody mogą przynieść pożądany efekt. Jednak z medycznego punktu widzenia trudno wtedy jednoznacznie odpowiedzieć, czy zahamowanie łysienia, to wynik naszych działań pielęgnacyjnych, czy zatrzymało się ono po prostu samo.
5. Łysienie, a suplementacja. Czy to ma sens?
Suplementacja ma znaczenie jedynie wtedy, gdy w badaniach laboratoryjnych zostały potwierdzone jakieś niedobory, np. żelaza, witaminy B12, czy witaminy D3. W pozostałych przypadkach rola suplementacji jest niejednoznaczna. Przykładem może być często reklamowana i tak powszechnie stosowana przez pacjentów biotyna. Dlaczego? Wykazano bowiem, że zbyt duże dawki biotyny negatywnie wpływają na funkcje tarczycy, co przekłada się z kolei na nadmierne wypadanie naszych włosów.
6. Czy badania krwi są konieczne, by zdiagnozować genezę wypadania włosów? Od jakich badań zacząć?
Warto wykonać badania laboratoryjne, bo często bywają one pomocne (jednak nie najważniejsze) w diagnostyce problemu wypadających włosów. Takim złotym standardem w diagnostyce łysienia jest wykonanie badania trichoskopowego.
Jeśli chodzi o badania laboratoryjne, to na początek warto wykonać: morfologię, żelazo, ferrytynę, witaminę D3, TSH, ATPO, ATG, prolaktynę. W przypadku podejrzenia łysienia androgenowego – testosteron, androstendion i DHEA-S.
7. Czy można całkowicie wyłysieć, stracić włosy?
Niestety odpowiedź brzmi „tak”. Do całkowitego wyłysienia może dojść w przebiegu łysienia plackowatego. Możemy stracić nie tylko wszystkie włosy na głowie, ale również i wszystkie inne (w tym brwi, rzęsy). Do całkowitego łysienia może też dojść w przypadku leczenia chorób nowotworowych i stosowania chemioterapii. Tu dobra wiadomość jest taka, że zazwyczaj po zakończeniu terapii dochodzi do całkowitego odrostu włosów. Jest też grupa chorób tzw. łysienia bliznowaciejące, które prowadzą do trwałego wyłysienia na mniejszych, bądź większych obszarach głowy.
8. Czy istnieje jakaś kuracja, która “raz na zawsze” wyleczy nas z problemu łysienia?
I tak i nie. Jeśli w przypadku łysienia telogenowego znajdziemy i wyeliminujemy powód wypadania włosów, a w konsekwencji włączymy odpowiednie leczenie, to nie dość, że możemy zatrzymać łysienie, to jeszcze uzyskać całkowity odrost włosów. Jednakże nie możemy mieć gwarancji, że po kilku miesiącach czy latach problem nie nawróci. Podobnie sprawa ma się z łysieniem plackowatym. Zdarza się bowiem, że pacjent odpowie dobrze na zaproponowane leczenie i włosy mu odrosną. Ale już w przypadku łysienia androgenowego musimy brać leki tak długo, jak chcemy mieć włosy. Odstawienie leków spowoduje, że ponownie staną się one cienkie, słabe i zaczną wypadać.
9. Czy modna ostatnimi czasy mezoterapia głowy, to „lek na całe zło”? Czy rzeczywiście jest tak skuteczna?
Jest to dobra metoda, ale jedynie wspomagająca leczenie wypadania włosów. Niestety nie jest to ten magiczny środek, który raz na zawsze upora się z problemem wypadających włosów. Mamy dane naukowe potwierdzającą skuteczność mezoterapii z wykorzystaniem osocza bogatopłytkowego w leczeniu łysienia androgenowego. W tym przypadku naprawdę uzyskujemy zazwyczaj dużą poprawę. Zanim zdecydujemy się na mezoterapię musimy wiedzieć, że u jednych pacjentów zadziała lepiej, a u drugich gorzej. Jest to indywidualna odpowiedź i nigdy nie wiemy, w której grupie my się znajdziemy. Mówiąc o mezoterapii musimy też wiedzieć, że jest cała grupa chorób owłosionej skóry głowy, w której nie wolno nam zastosować mezoterapii. Nie tylko nie zatrzymamy wypadania włosów, ale nawet przyspieszymy rozwój choroby i nasilenie łysienia. Kategorycznie nie wolno nam wykonywać zabiegów mezoterapii, gdy zdiagnozowano u nas łysienie bliznowaciejące.
10. Czy jest jakaś jedna skuteczna metoda na wypadające włosy?
Niestety nie. Proces leczenia łysienia jest wielokierunkowy i skomplikowany. Niestety wymaga bardzo dużo cierpliwości ze strony pacjenta. Często zatrzymanie wypadania włosów obserwujemy dopiero po 4-8 tygodniach, a ich odrost po wielu miesiącach.
11. Czy to prawda, że po ciąży włosy muszą wypaść i nie ma na to rady?
Wypadające włosy po ciąży to proces fizjologiczny i doświadcza go bardzo duży odsetek kobiet. Dzieje się tak dlatego, że w czasie ciąży włosy są nijako chronione i wypada nam ich znacznie mniej, niż na co dzień. Jednak po ciąży dochodzi do wejścia większej ilości włosów w fazę telogenu (wypadania). Dodatkowo zaburzenia hormonalne, niedobory np. żelaza, czy wynikające z samej ciąży niedobory niektórych minerałów, jak i karmienia piersią nasilają ten proces. Jeśli łysienie po ciąży trwa kilka tygodni, to możemy je cierpliwie przeczekać. Natomiast zaś, jeśli się przedłuża, to zasięgnijmy konsultacji dermatologicznej.
Jeśli zauważymy u siebie nadmierną ilość włosów na szczotce to nie panikujmy i nie chowajmy głowy (nomen omen) w piasek, tylko działajmy. Skonsultujmy się ze specjalistą i wdróżmy w życie „plan naprawczy”.