Od zawsze byłam wychowywana na księżniczkę. Hasła w stylu: „nie rusz”, „ nie pobrudź się”, „nie zrób sobie krzywdy” miałam wdrukowywane odkąd sięgam pamięcią. Takim oto sposobem wyrosła ze mnie siostra Pinokia czyli Królewna z Drewna. Żadnych ulubionych sportów, żadnych umiejętności fizycznych, zerowa kondycja. Dopiero teraz odkrywam frajdę z aktywności sportowych. Wiem, że pewnych rzeczy już nie nadrobię, ale jestem żywym przykładem na to, że można zacząć ćwiczyć naprawdę w każdym momencie swojego życia. Owszem, jeśli nie masz zaplecza sportowego, to będzie ci trudniej na początku, ale później poczujesz przypływ ogromnej energii i frajdy jaką daje sport. Dziś już wiem, że miłość do sportu zaszczepię w Mieciu od samego początku. Kosztem siniaków, zdartych kolan i guzów. Niech chłopak ma frajdę ze sportu od urodzenia. Ale do rzeczy- pokochałam wrotki!
To nie jest kolejny artykuł o niczym.
Słuchajcie – w moim życiu pojawiła się nowa zajawka: wrotki. Nie, nie pomyliłam się. Wcale nie mam na myśli rolek. W moim domu, obok pokaźnej kolekcji szpilek pojawiły się różowe wrotki. Daleka droga przede mną bo jeszcze nigdy nie jeździłam na takim sprzęcie. Ale cieszę się i wprost nie mogę się doczekać godzin nauki, zanim będę wyglądała jak człowiek jadący na wrotkach. Długo wahałam się, zanim zapadła decyzja w głowie. Później długo wahałam się w sklepie. Zastanawiałam się czy na pewno tego chcę, jaki model powinnam wybrać (BTW trafiłam do rewelacyjnego sklepu z rolkami i wrotkami Skates4U, kompetentny personel i rewelacyjny asortyment). Nie lubię bowiem podchodzić do życia ze słomianym zapałem.
Nigdy nie jest za późno!
Teraz kiedy jestem mamą, każdą nową formę spędzania czasu przeliczam na minuty, później na sekundy. Później znów na minuty. Sprawdzam w kalendarzu czy na pewno znajdę na to czas i odpowiednią ilość motywacji. Wrotki totalnie wpisują się w moją definicję sportu idealnego. Łączenie przyjemnego z pożytecznym, a do tego jeszcze bardzo ładnym. No i takim uroczym. 🙂 Ja, wychowana na musicalu “Grease”, filmie “Dirty Dancing” i serialu “Cudowne lata” nie mogłam wymarzyć sobie lepszej formy aktywności. Wiem, że czekają mnie upadki, masa siniaków i niejedno zwątpienie, czy aby na pewno jest to sport dla mnie. Ale przecież nigdy nie jest za późno, żeby odkrywać granice własnych umiejętności i wytrzymałości.
A propos wytrzymałości.
Bardzo was proszę abyście wytrwale trzymali za mnie kciuki. W zamian za to możecie się spodziewać wielu wrotkowych zdjęć na blogu. Z drogi śledzie, Matka Wrotka jedzie!
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Gratulacje postanowienia. Świetny sport na lato 🙂 Wrotki są prześliczne.