Nie zliczę, ile razy obiecywałam Wam, że opiszę moją historię z wadą wzroku. Dłużej nie pozwolę Wam czekać. Raz na jakiś czas dzielę się z Wami strzępkami opowieści związanych z nią. Zapraszam Was do artykułu gdzie znajdziecie kilka faktów o mnie (tutaj). Dziś opowiem Wam jak to było od początku do końca. A na końcu znajdziecie rabat do strony BezOkularów.
Panie doktorze, coś jest nie tak
Moja mama, jak przystało na debiutantkę w tej roli była raczej przewrażliwiona na moim punkcie. Kiedy zachorowałam na ospę mając kilka miesięcy tak się zestresowała, że wybiegając z domu w drodze do szpitala nie zauważyła, że zamknęła w nim moją ciocię. Która musiała poczekać na powrót rodziców by wydostać się z mieszkania. Z radością i niepokojem obserwowała, jak się rozwijam. To moje prawe oko martwiło ją od początku. Były takie dni, kiedy tęczówka i źrenica wręcz chowały mi się w kąciku oka – tak zezowałam. Mama chodziła ze mną od lekarza do lekarza, a każdy mówił: „mała jest – wyrośnie z tego.” Ale zez nasilał się z każdym miesiącem. Mama postanowiła działać i zabrała mnie do Szpitala Wojewódzkiego w Olsztynie na konsultację.
Przez wiele kolejnych lat byliśmy tam stałymi gośćmi. Prowadziła mnie starsza i bardzo sympatyczna Pani doktor, która robiła wszystko by wyprowadzić mnie z wady wzroku. Diagnoza: ambliopia, strabismus i „leniwe oko”. Ambliopia to wada rozwojowa, polegająca na braku współdziałania między okiem a mózgiem – mówiąc prosto, mózg nauczył się ignorować informacje pochodzące z jednego oka. A wszystko to przez strabismusa czyli przez zeza. Przez to, że oczy nie były ustawione w jednej płaszczyźnie mózg wyłączył sobie widzenie z jednego oka i zostawił tylko to, które wysyłało mu obraz poprawny.
Takim oto sposobem, mimo wielu lat jeżdżenia po najlepszych lekarzach, konsultacjach, ćwiczeniach w domu, chodzeniu z zasłoniętym okiem, dziś na prawe oko nie widzę prawie nic. Gdyby ktoś wyłączył mi widzenie w lewym oku nie byłabym w stanie sama funkcjonować. Nie potrafiłabym wybrać numeru telefonu, nie umiałabym sama przygotować sobie posiłku. Moje prawe oko wysyła do mózgu ledwie zarysy przedmiotów i światło. Na tablicy okulistycznej nie jestem w stanie prawym okiem przeczytać nawet największej litery.
Jak żyć?
Grube okulary na pewno nie dodawały mi uroku. Były moją zmorą nie tylko dlatego, że bolał mnie nos od ciężkich szkieł, ale też latem raziło mnie słońce, a nie miałam szans na okulary przeciwsłoneczne. Poza tym rówieśnicy nie dawali mi spokoju. Niestety byłam jednym z nielicznych dzieci w okularach w całej podstawówce. Pinglara, okularnica, szklana, zezulec, zezowata, ślepak – te określenia słyszałam non stop. Jeszcze gorzej było, gdy pani doktor zaleciła zamalowanie lewego szkła w okularach, żeby ćwiczyć prawe oko. Wtedy doszedł jeszcze pirat. 😉 Dziś się uśmiecham do tych wspomnień, ale wtedy nie było mi łatwo. Nie potrafiłam się odnaleźć w zajęciach ruchowych. Miałam ograniczone pole widzenia, podczas biegania ciężkie okulary zsuwały mi się z nosa. To był KOSZMAR.
Dziś mam lekko odstające uszy i wyżłobienie u nasady nosa od ciężkich okularów w dzieciństwie. Wstydziłam się grać w gumę, bo przy każdym skoku musiałam ręką przytrzymywać okulary. Nie zliczę, ile razy podczas grania w piłkę czy skakania na skakance okulary zsuwały się z nosa i spadały na ziemię. Do tego dochodził strach o same okulary. Bez nich niewiele widziałam, a miałam świadomość tego jak były drogie, dlatego o te moje znienawidzone okulary dbałam jak o największy skarb.
To wszystko przez te okulary
Nie trzeba było długo czekać bym w okularach zaczęła dopatrywać się przyczyny wszystkich moich niepowodzeń. Zastanawiałam się o ile moje życie byłoby łatwiejsze gdybym nigdy nie doświadczyła problemów ze wzrokiem. Obiecałam więc sobie, że kiedy tylko będę miała taką możliwość zdrowotną i finansową przejdę z okularów na soczewki kontaktowe. I tak się stało. Przyjechałam na studia do Warszawy i już na pierwszym roku zainwestowałam w soczewki kontaktowe. Nie bez powodu piszę „zainwestowałam” bo wtedy, czyli 16 lat temu zestaw soczewek na pół roku do mojej „plusowej” wady kosztował 1300 zł! Płakałam ze szczęścia, że pozbywam się okularów. To był jeden z tych pierwszych momentów mojej przemiany – tej wewnętrznej i zewnętrznej.
Wszystko co dobre kiedyś się kończy
Moje szczęście trwało jakieś. 13 lat. W tym czasie prawie non stop nosiłam soczewki kontaktowe. Czasami wieczorem zakładałam okulary, ale tylko wtedy, gdy nikt mnie nie widział. 🙂 Mniej więcej trzy lata temu zaczęły się moje problemy z bólami głowy. Pojawiały się zawsze, gdy siedziałam długo przy komputerze, coś czytałam lub oglądałam TV. Były bardzo silne i trwały długo.
Zaczęłam odwiedzać kolejnych lekarzy. Trafiłam do świetnej okulistki, która od razu powiedziała mi, że to bóle akomodacyjne, które wynikają z mojej wady wzroku. Niestety powiedziała mi, że z wiekiem będą się nasilać. Zaleciła mi trzy rzeczy: częściej nosić okulary, zapisać się na rehabilitację do optometrysty, zoperować zeza (co na jakiś czas powinno pomóc). Dwa pierwsze punkty z listy spełniłam. Na trzeci czekam, bo w Polsce jest niewielu specjalistów, którzy operują zeza u dorosłych (pomijając fakt, że sama muszę w 100% opłacić operację). I tak po kilkunastu latach przerwy wróciłam do okularów. Ale już z innym nastawieniem. Zrobiłam sobie kilka par pięknych oprawek, które zresztą pokazywałam Wam na Facebooku i Instagramie. Jedne mam takie (klik), a drugie takie (kilk).
Inne spojrzenie na soczewki
Zaczęłam też zgłębiać temat soczewek. Zrobiłam to, bo od ponad 10 lat ciągle kupowałam ten sam model z tej samej firmy i pomyślałam, że być może w tej kwestii technologia poszła do przodu i jest coś lepszego. No i okazało się, że używałam soczewek, które wykorzystują jedną z najstarszych technologii obecnie dostępnych na rynku. Z dnia na dzień przesiadałam się z soczewek hydrożelowych na sylikon-hydrożelowe i to takie trzeciej generacji. Odczucia? Tak jak bym się przesiadła z roweru do formuły pierwszej. Serio! Albo tak jak bym wcześniej patrzyła przez nie do końca czystą szybę. Soczewki, których teraz używam, a może raczej powinnam napisać używamy, bo Janek przy swojej minusowej wadzie też się na nie przesiadł to EyeLove Exlusive Pro i w dobrej cenie możecie je kupić tu (klik).
Są one niesamowicie elastyczne podczas użytkowania, wygodne podczas zakładania i zdejmowania oraz niewyczuwalne na oczach przez bardzo długi czas. Poza tym nie wysychają w ciągu dnia, a wręcz zapewniają super nawilżenie. Dodatkowo mają bardzo wysoki poziom tlenoprzepuszczalności co jest bardzo zdrowe dla oczu. Ponadto mają filtr UV 1 klasy. I przy tych wszystkich zaletach mają bardzo przystępną cenę. Używamy również kropli do oczu tej samej marki (klik). Dzięki nim oko jest bardziej nawilżone, a komfort używania soczewek jeszcze większy. Obydwoje z Jankiem odczuwamy różnicę. Choć może powinnam napisać, że po raz pierwszy, dokąd nosimy soczewki nie czujemy na oku nic. 🙂
W raz z marką BezOkularów przygotowałam dla Was coś specjalnego. Na hasło: superstyler25 otrzymacie 25% rabatu na soczewki EyeLove dostępne tutaj (klik). Rabat obowiązuje do 30 września 2020. Nie łączy się z innymi promocjami, nie dotyczy zestawów i wielopaków.
Jak tylko sytuacja wróci do normy muszę wrócić na rehabilitację wzroku do optometrysty, bo wdziałam po tych zajęciach sporą poprawę. Zmieniłam soczewki, przeplatam je okularami. Czekam na operację. Jak widzę przyszłość? Coraz wyraźniej 😉
Artykuł powstał we współpracy ze sklepem internetowym Bezokularow.pl