Jako dziecko nie przepadałam za sportem. Miałam wymówkę w postaci dużej wady wzroku z której skrzętnie korzystałam. Nauczyciele w-fu żeby nie musieć martwić się o moje kosztowne i jakże grube okulary na lekcjach najczęściej wysyłali mnie do schowka ze sprzętem żebym poukładała piłki. Im to było na rękę, mi również. Schody zaczęły się wtedy, gdy w ciąży z Mieciem przytyłam prawie 30 kg. A po jego urodzeniu nie byłam w stanie wejść na drugie piętro bez zadyszki… W tamtym czasie trening w domu był dla mnie czarną magią.
Całą historię o moich sportowych początkach możecie przeczytać tu (klik). Za parę dni Miecio kończy 6 lat a to oznacza, że ja od 6 lat z przerwą na drugą ciążę trenuję. Przez ten czas przyzwyczaiłam się do wysiłku fizycznego, a nawet go polubiłam. A odkąd zaczęłam zajęcia sportowe z tańcem mogę nieśmiało powiedzieć, że złapałam pierwszą w życiu sportową zajawkę. I cóż mi po tym, skoro koronawirus pokrzyżował moje plany…
Pierwszy ruch: bezruch
Przez pierwsze kilka tygodni kwarantanny czekałam, aż sytuacja wróci do normy. Nie szukałam rozwiązań zastępczych, bo wciąż wierzyłam, że wszystko szybko się ustabilizuje. Dziś wiem, że na normę sprzed wirusa nie ma już szans. Świat się zmieni, my się w nim odnajdziemy, ale będziemy potrzebowali na to czasu. To był moment, w którym zrozumiałam, że muszę znaleźć sobie taką aktywność fizyczną, która będzie w stanie znów mnie wkręcić w sport. Ale też taką, która będzie przynosić efekty w postaci dobrej kondycji i zdrowego ciała.
Drugi ruch: prowizorka
Wszystko zaczęłam od złej strony. Nie przygotowałam sobie ani miejsca do ćwiczeń ani nie zastanowiłam się ile razy w tygodniu i o której powinnam ćwiczyć. Ktoś na Instagramie polecił jakieś darmowe treningi w sieci przy, których podobno spala się ponad 600 kcal w godzinę. Odpaliłam raz, drugi, trzeci. Raz brakowało mi ciężarków, innym razem maty, jeszcze innym gumy do rozciągania. Maksymalnie spalałam 320 kcal. Zrobiłam trening w poniedziałek, następnie w środę i kolejny w piątek. Na poniedziałkowy nie wstałam i … o nim zapomniałam. I tak kolejne 2 tygodnie upłynęły mi bez sportu. Czy to znaczy, że treningi z Internetu nie działają? Nie! Ja nie jestem się w stanie przy nich zmobilizować potrzebuję czegoś bardziej skrojonego na moje potrzeby. Potrzebuję dodatkowej motywacji. Od zawsze tak mam, być może dlatego że nie zaszczepiono we mnie sportu od dziecka.
Trzeci ruch: rozruch
Odezwałam się do mojej trenerki, z którą do tej pory trenowałam na sali. Zapytałam czy nie chciałaby trenować mnie online. Zgodziła się! I ta droga okazała się w moim przypadku najbardziej skuteczna. Wiem, że kiedy się z nią umawiam muszę się zjawić. Trening w sieci można włączyć lub nie a tu jest żywy człowiek, który na mnie czeka. Poza tym mam poczucie, że wspieramy się nawzajem. Ona ma pracę a ja kontynuuję moje treningi. To ona pokierowała mnie w kwestii tego jak przygotować sobie miejsce do ćwiczeń. Kupiłam matę, ciężarki 0,5kg, gumy do ćwiczeń, skakankę, ekspandery, obciążniki na kostki i rękawiczki.
Teraz zapotrzebowanie na taki sprzęt jest ogromne, a ceny online poszybowały w górę. Dlatego nie chcąc tracić czasu prawie wszystko kupiłam w Carfourze , w bardzo okazyjnych cenach. Tu macie gazetkę z ich ofertą sportową – rzeczy są naprawdę dobre! (klik) Sprawdziłam. Moim odkryciem, jeśli chodzi o treningi domowe jest guma do ćwiczeń. Dzięki obecnym treningom odkryłam jej multizadaniowość. Praktycznie na każdym treningu, niezależnie czy ćwiczymy nogi, brzuch czy plecy używamy tej gumy! Mając taki podstawowy sprzęt w domu mogę w końcu spróbować też treningów na własną rękę.
Co robimy przez te 75 minut? Moja trenerka za każdym razem komponuje trening tak żeby łączyć ćwiczenia ogólnorozwojowe z dużą ilością cardio. Dzięki czemu z jednej strony pracuję nad rzeźbieniem ciała, ale z drugiej spalam tkankę tłuszczową i pracuję nad kondycją. Na koniec zawsze rozciąganie. Dzięki temu w trakcie takiego jednego treningu tracę od 430 nawet do 700 kcal.
Skąd to wiem? Korzystam z zegarka, który na podstawie ruchu oraz pulsu oblicza ilość spalonych kcal. Taki zegarek jest dla mnie dodatkową motywacją, bo podpowiada mi, żeby częściej wstawać z krzesła, podsumowuje dzienną aktywność i zachęca do ćwiczeń oddechowych. Jeśli tak jak ja cierpicie na słomiany zapał polecam takie dodatkowe wsparcie.
Obecnie zrobiłyśmy sobie wyzwanie, w którym trenujemy przez 14 dni non stop. Czasami jest to trening w domu a czasami bieg w plenerze. Po co to robię? Żeby podkręcić mój metabolizm. Wróciłam też do diety, bo chcę osiągnąć maksymalnie najlepsze rezultaty na początku. Znam siebie i wiem, że tylko dobry początek da mi motywację do tego, żeby wytrwać w tym stanie ducha sportowego jak najdłużej.
Po raz pierwszy trenuje mnie kobieta i powiem Wam szczerze, że widzę ogromną różnice w podejściu. Ona rozumie moje frustracje, moje słabości, ale też dobrze wie o co chodzi, kiedy mówię jej o moich celach i kiedy mimo braku sił przesuwam swoje granice by być jeszcze silniejszą.
Artykuł powstał we współpracy z marką Carrefour.
Super wpis! Ja jestem rok po porodzie (no dobra 16 miesięcy) i wróciłam do wagi z przed ciąży ale niestety nic poniżej a jest to nadal 10 kg nadwagi 🙈
Twój wpis mnie zmotywował i może też poszukam trenera który by mnie pilnował, bo nie miałam nigdy odwagi do trenerów w siłowni ale taki w domu to jest jakieś rozwiązanie 🙂
Skąd jest to body i baletki ? 😀
Jaka dietę stosujesz? Do treningów wróciłam ale z dietą gorzej. A jej zastosowanie by sie przydało. Super wpis. Musimy odnaleźć się w nowych czasach. prędko na siłownie niestety nie wrócimy. A tego czasu zmarnować nie możemy. Trzeba walczyć o siębie. Raz jeszcze dzięki za motywujący wpis. Z ust mi to wyjęłaś:)