Nie mogłam chyba wybrać „lepszego momentu” na opisanie naszej przygody z morsowaniem niż teraz gdy od zeszłego roku stało się ono wręcz sportem narodowym, a w Googlu zaraz na drugim miejscu po haśle „morsowanie” pojawia się „memy z morsowania”. Do napisania tego artykułu przyczyniliście się Wy sami – drodzy czytelnicy, gdy po każdym instastory z lodowatych kąpieli nasza skrzynka Instagramowa pękała w szwach od wiadomości w stylu „powiedz, jak to zrobić, by się przemóc i zacząć przygodę z morsowaniem”.
Wracając jeszcze do tych memów (nomen omen niektórych naprawdę bardzo śmiesznych), jeśli tylko dzięki nim będzie większa świadomość „w narodzie” benefitów z morsowania – to nie mam nic przeciwko, w końcu śmiech to też zdrowie 😊.
Z morsowaniem jest jak z miłością.
Ile praktyków, tyle teorii! A tę możecie do woli googlować w „internetach”. Z tego artykułu dowiecie się co ja najbardziej cenię sobie w zimnych kąpielach, jak ja to robię, że nawet przy -10 po prostu wchodzę do wody. A dla tych, którzy nie wiedzą, jak zacząć spisałam kilka pro-tipów, które wiem, że po prostu działają. Wiem, bo sprawdziłam na sobie! 🙂
Mam swoją prywatną teorię, że do popularyzacji morsowania przyczyniły się okołocovidowe obostrzenia. Wszystko pozamykane, w weekend nie było gdzie iść, a człowiek coś by porobił? No to co, może morsowanie? Podchodząc do tematu humorystycznie, sądzę, że taki proces myślowy mógł u statystycznego Polaka tej zimy chociaż raz zakiełkować w głowie. Może to nuda, a może jednak pandemiczna chęć zadbania o siebie troszkę bardziej niż zazwyczaj? Tu znów, pewnie, ile ludzi, tyle motywacji.
Jeśli o tę pytacie w moim przypadku – to u dziewczyny z Mazur jest ona raczej oczywista. Chociaż może właśnie nie jest? Babcia Tereska nawet latem nie przepada za kąpielami w jeziorze, ale dwa lata temu dokładnie 15 listopada (tak, tak zapamiętałam tę datę) uznała, że to idealna okazja, by się trochę pomoczyć. Tego dnia dołączył do nas również Mietek, który jak już Wam opowiadałam, udowodnił, że urodził się chyba z błoną pławną między palcami 😊! Lubię tę naszą tradycję rodzinnego morsowania. Stały punkt – to Sylwester oraz moje i Zyzia urodziny. Ok, może nie jest to jakaś super-hiper regularność, ale z moim przypadku, nawet takie pojedyncze strzały bardzo wiele dają!
O co tyle hałasu?
Przede wszystkim niesamowity wystrzał endorfin. Kto choć raz morsował albo przyglądał się morsującym ten wie, że kąpielom w przysłowiowym przeręblu towarzyszy spora dawka śmiechu. Między innymi dlatego też morsowanie nazywane jest naturalnym antydepresantem. Odpowiedzialna za to jest aktywacja przywspółczulnego układu nerwowego. Choć ja od siebie dodałabym również psychologiczny aspekt przełamywania strachu, własnych barier i ograniczeń. Od osób, które od kilku lat regularnie zażywają lodowych kąpieli usłyszałam kiedyś, że morsowanie daje im poczucie, że praktycznie nie ma dla nich rzeczy niemożliwych.
Kolejna sprawa to rewelacyjny wpływ na sylwetkę, a także wygląd samej skóry. Mam takie wspomnienia z dzieciństwa, jak do naszych mazurskich ośrodków wypoczynkowych zimą przyjeżdżali nasi zachodni sąsiedzi. Zapamiętałam dwie rzeczy – to, że kąpali się w jeziorze totalnie na golasa, a po drugie, że kobiety (niektóre dobrze po 50-tce) nie miały śladu cellulitu. Niż dziwnego, wszak zimne kąpiele (podobnie jak zimne prysznice) zdecydowanie przyspieszają przemianę materii, usuwając toksyny z organizmu. Zimno sprzyja również rozwojowi tej dobrej, brunatnej tkanki tłuszczowej – kosztem tej złej- białej. Z korzyścią dla naszych boczków 😉.
Morsowanie bywa często nazywane naturalną szczepionką. Ma to związek z hartowaniem organizmu. Dla naszych dzieci to słowo to dawno już nieaktualny relikt minionej epoki. Dzięki modzie na morsowanie jest szansa, że wyciągniemy go z lamusa i porządnie otrzepiemy. Hartując organizm w zimnej wodzie zdecydowanie poprawiamy jego wydolność, wyniki badań krwi, podnosimy odporność, lepiej śpimy i lepiej sobie radzimy ze stresorami dnia codziennego. Wystarczy tylko zacząć….
Jak zacząć przygodę z morsowaniem.
Przede wszystkim z głową! Zanim wskoczymy do przerębla dowiedzmy się, czy nie jesteśmy w grupie podwyższonego ryzyka. Uważać powinny przede wszystkim osoby mające problemy z układem krążenia (np. nadciśnienie tętnicze), cierpiące na choroby nerek, epileptycy, czy chorzy na boreliozę. Jednak ja lekarzem nie jestem- dlatego zanim zaczniecie, napomknijcie o tym swojemu lekarzowi przy pierwszej, lepszej okazji.
Dobrą praktyką, preludium do morsowania (którą polecam też niezależnie) to kończenie każdego porannego prysznica zimną wodą. Taki lodowaty strumień przez 2 minuty daje mocniejszego kopa do działania niż podwójne espresso. A w kontekście morsowania może pomóc oswoić się z zimnem, w bezpiecznych – domowych pieleszach.
Kiedy wybije godzina 0
Młodzi adepci sztuki lodowych kąpieli nie powinni zaczynać w pojedynkę. Wejście po raz pierwszy do przerębla może być szokiem, więc lepiej, by odbywało się ono pod okiem bardziej doświadczonych kolegów i koleżanek.
Ubiór. Na dobrą sprawę wystarczy kostium kąpielowy lub kąpielówki. Mogą się jeszcze przydać np. neoprenowe buty, które chronią przed uszkodzeniami mechanicznymi stopy i trochę zwiększają komfort termiczny. W najchłodniejszych miesiącach i na początku drogi z morsowaniem – czapka i rękawiczki mile widziane.
A po wyjściu z wody?
Po prostu wygodne, suche (!) ubranie. To wcale nie takie oczywiste, że to ubranie, które z siebie zdejmiecie, będzie tym samym, które na siebie założycie po wyjściu z wody. Po drodze jest jeszcze rozgrzewka (o niej za chwilę), w trakcie której możecie się nieźle spocić i wcale nie mieć ochoty zakładać tych samych ubrań. Warto to mieć na uwadze. Na co postawić? Na wygodę. Zapomnijcie o obcisłych topach czy leginsach. Trudniej będzie je Wam włożyć zgrabiałymi dłońmi. Swoją drogą obowiązuje tzw. zasada 5 minut – mniej więcej tyle macie czasu, żeby po wyjściu z wody wytrzeć się do sucha i ubrać – w tym czasie nie czujecie aż tak bardzo zimna. Polecam stare dobre dresy, wygodne skarpety i łatwe do założenia buty.
Rozgrzewka
Kiedyś koleżanka zapytała mnie „ale to co, mam tak wyjść z samochodu, rozebrać się i wejść do wody?” Absolutnie nie! Sama bym tak nie weszła. Wpierw trzeba się trochę (ale nie przesadnie zmęczyć). Rozgrzać mięśnie, dotlenić je. Krótka przebieżka, pajacyki, przysiady zrobią robotę. Pełni to też psychologiczną funkcję – rozpoczęcia procesu. Kiedy już się rozgrzewacie, już TO robicie, jesteście w trakcie czynności prowadzącej do wejścia do wody. Szkoda byłoby tego nie dowieźć do końca, prawda?
Za rozgrzewkę nie traktuje się picia ciepłych napojów (tym bardziej alkoholu) PRZED wejściem do wody. Za to po wyjściu z niej – ciepła kawa smakuje jak ambrozja!
Czego się spodziewać po wejściu do wody?
Tego, że woda wcale nie jest taka zimna, jak się spodziewaliśmy. To bardzo często relacjonowane odczucie wśród nowicjuszy. Osobiście nie morsowałam w rzece lub morzu – tu podobno odczucie zimna jest większe niż w przypadku wody stojącej (w jeziorze). Zaczniecie odczuwać mimowolne drżenie całego ciała. Jest to osobliwe uczucie, ale bardzo naturalne. Nasz organizm broniąc się przed zimnem, doprowadza do serii kurczy mięśni, by się ogrzać. To taki efekty gęsiej skórki, tylko że na makro skalę. Możecie też zacząć szybciej, wręcz łapczywie oddychać. To też normalne, spróbujcie opanować swój oddech – w końcu nic się nie dzieje.
Jak długo i jak często morsować?
Na pierwszy raz pół minuty w zupełności wystarczy. Później spróbujcie ten czas wydłużać – do kilka minut. Ilu? Tylu, ile ma temperatura wody. Jeśli 5 stopni to max wynosi 5 minut, a jeśli 1 stopień to 1 minuta etc. Raz w tygodniu zdecydowanie wystarczy- chociaż to bardzo osobnicza kwestia. Znam osoby, które morsują dwa razy w tygodniu i mają się świetnie. Za to nie poleca się morsowania tego samego dnia więcej niż raz. Zdrowy rozsądek kłania się w pas.
No to jak wejść do tej wody po raz pierwszy? Po prostu wejść i cieszyć się z tego!
Dajcie znać w komentarzach jak wyglądał Wasz pierwszy raz z morsowaniem. Macie jakieś swoje ulubione miejscówki?
A jeśli chcielibyście przeczytać więcej o naszych tradycjach to zapraszam na artykuł (klik) o rodzinnym spływie kajakowym Krutynią.