Do napisania tego artykułu skłonił mnie mój ostatni wypad na zakupy, kiedy szykowałam się do wyjazdu do Mediolanu i Londynu. Skuszona zachwytami w mediach społecznościowych nad jedną z modnych ostatnio marek (niepolskich), wybrałam się pełna nadziei do jej butiku w centrum Warszawy. Wzornictwo, design, printy mnie nie zawiodły, były dokładnie takie jak lubię. Moją uwagę przykuły oczywiście sukienki. Przymierzyłam ich chyba z 5, jak nie więcej. Ich zdjęcia wysyłałam Jankowi z przymierzalni. Jego odpowiedzi były nad wyraz entuzjastyczne, a wiem, że chłopak potrafi być wymagający. Było to skądinąd trochę podejrzane, bo wiedział też jaka jest cena tych sukienek.😉 A ta oscylowała pomiędzy 1000 a 1500 złotych. Podejrzane wydawało mi się też to, że po każdej przymiarce coraz bardziej puszyły i elektryzowały mi się włosy. Zastanowiło mnie na jakie chwyty marketingowe sklepów odzieżowych dajemy się złapać.
Winny temu skład
Spojrzałam na metkę, a tam 100% poliester. Serio? Aż mnie zamurowało. Miałabym wydać ponad 1 tyś zł na sukienkę z plastiku? Oooo, nie ma mowy. Jednak zanim wyszłam, zapytałam z czego wynika ta cena, skoro sukienka jest z plastiku. Pani Ekspedientka nie była w stanie odpowiedzieć sensownie na moje pytanie. I żeby była jasność: nie mam nic przeciwko ubraniom z poliestru. Sama mam sukienki z tego materiału i powiem Wam zupełnie szczerze, że dziś technologia poszła tak do przodu, że poliester potrafi być przewiewny i nie zawszem musi „kleić się” do ciała. Ale ubrania poliestrowe powinny kosztować odpowiednio mniej. Rozumiem wysoką cenę sukienki z jedwabiu, ale poliester? Jego wysokiej ceny nie może tłumaczyć wyłącznie „droga” metka.
A jakie są jeszcze chwyty marketingowe sklepów odzieżowych?
Kopiuj/wklej
Drugą rzeczą, która działa na mnie jak płachta na byka to kopiowanie wzorów, modeli ubrań „droższych” marek. Nie mam tu na myśli podążania za trendami dyktowanymi przez duże domy mody, czy też czerpania inspiracji. Mam na myśli dokładne odwzorowywanie modelu co do najdrobniejszego szczegółu. Jako przykład mogę Wam podać różową sukienkę z falbankami marki Self Portrait. Na pewno ją kojarzycie (to jest ta sukienka ze zdjęcia tytułowego), bo była to jedna z modniejszych sukienek wiosną kilka sezonów temu. Już raz o niej pisałam na blogu tutaj (klik). Jakież była moje zdziwienie, kiedy w swojej rodzinnej miejscowości zobaczyłam dziewczynę w „tej” sukience. Jota w jotę (przynajmniej z daleka) podobna do oryginału. Podeszłam do niej, skomplementowałam ubiór i zapytałam, gdzie ją kupiła. Okazało się, że… na pobliskim ryneczku.
Co w tym złego?
Sprawa dotyczy sukienki, więc to AŻ tak bardzo nie razi, ale gdybym zmieniła sukienkę na torebkę? Tu już sprawa wyglądałaby inaczej. Wszyscy wiemy, że podróbek torebek np. ze znanym logiem się nie kupuje. W przypadku sukienki – rzecz ma się tak samo. Jak nas nie stać na sukienkę za 2000 złotych (tyle kosztuje oryginał), to nie kupujmy jej podróby za 40 złotych na pobliskim bazarku. Polecam też korzystać z wypożyczalni sukienek na większe okazje. Sama wypożyczałam właśnie ten model sukienki na jedno z wesel dwa lata temu. Lepiej za tę samą kasę kupmy sobie jakąś fajną bluzkę, czy inną sukienkę, która nie będzie się podszywała pod coś, czym nie jest. Noszenie podrób naprawdę nie jest fajne!
Rozmiarówka próżności
Słyszałyście o czymś takim jak „vanity sizing” (rozmiarówka próżności)? To bardzo znane chwyty marketingowe sklepów odzieżowych. Ja do momentu pisania tego artykułu nie wiedziałam, że tak się ono nazywa, choć samo zjawisko denerwowało mnie od dawna. Chodzi tu o zaniżanie standardowej rozmiarówki ubrań po to, by klientka poczuła się lepiej i przez to chętniej robiła zakupy w tym sklepie. Przykład? Noszę rozmiar S (góry) i M (doły), zaś wg jednej z mniejszych sieciówek noszę rozmiar XXS w przypadku góry i XS w przypadku dołów. Jak dla mnie to trochę kuriozalne. Do tego samego worka mogłabym zresztą wrzucić lustra wyszczuplające w przymierzalniach, czy stosowanie specjalnego „łagodnego” oświetlenia, w którym np. cellulit wydaje się dużo mniejszy 😉.
Podwójna narodowość
Czwarty punkt znów będzie o metkach i o podwójnej narodowości ubrania. O co chodzi? O chwalenie się na metce, w widocznym miejscu, np. tuż pod logo marki pochodzeniem np. polskim. Tak, tak – niestety nasze rodzime firmy też mają takie grzeszki na sumieniu. Myślimy sobie „o fajnie, wspieram rodzimy biznes”, ale jak spojrzymy na metkę wszytą od spodu – przychodzi rozczarowanie, oczywiście „Made in China”. Dlatego pochwalam takie pomysły, jak podawanie przez jedną (również) polską markę informacji w jakim mieście w Polsce dana rzecz została uszyta. Ten punkt chyba nie wymaga dodatkowego komentarza.
Fake sale
No i piąty punkt na moje liście grzeszków marek odzieżowych to fikcyjne wyprzedaże. Dlaczego fikcyjne? Nie mówię już o sytuacjach, gdy wielki szyld krzyczy do nas z witryny „SALE 50%”, a pod spodem drobnym druczkiem „do 50%. Dotyczy tylko wybranych modeli”. Mówię też o sytuacji, kiedy np. tuż przed wyprzedażą ceny są specjalnie podwyższane, żeby je za chwilę na wyprzedaży obniżyć, ale już z dużo wyższego poziomu.
Zdaję sobie sprawę z tego, że wymieniłam tylko niektóre chwyty marketingowe sklepów odzieżowych i takich manipulacji, czy „grzeszków” jest dużo więcej. Spisałam tylko te, które mnie osobiście najbardziej denerwują. Dlatego staram się podchodzić bardzo świadomie do kwestii zakupów. Skrupulatnie sprawdzam z czego ubrania są wykonane i analizuję ceny. Nie wyrzucam ubrań, tylko organizuję wyprzedaże lub po prostu oddaję ubrania, albo wymieniam się nimi ze znajomymi. Kraj pochodzenia ma dla mnie znaczenie – wolę wspierać te marki, które szyją np. tylko w Polsce.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Super artykuł !
wspaniały artykuł. dodał mi jeszcze wiecej pewnosci że to jak ja pracuję- a akurat jestem z tej branzy- jest etyczne, wartosciowe i fair. czuję to ale budowanie swojego stylu, kreowanie go w odbiorze klientow to dlugi proces i takze kosztowny, dlatego w moim wypadku potrwa dłużej. ale wiem i utwierdzam się w tym że tak wlasnie jest dobrze! <3
Nie rozumiem, skąd koleżanka, która kupiła sukienkę na bazarku miała wiedzieć, że kupuje podróbkę. Może wcale nie widziała oryginału, skoro taka sukienka spodobała jej się na bazarku – to ją kupiła. Rozumiem sprawę torebek, bo widać na nich logo i nie ma wątpliwości, że to jakaś podróbka. Czy nie śledząc modowych nowinek muszę za każdym razem sprawdzać, czy przypadkiem dana sukienka nie jest podróbką? Podoba mi się to czy tamto, cena i jakość mi odpowiada- to kupuję! Pozdrawiam 🙂
Droga Marto,
Niestety nie każda kobieta zna się na modzie i nie wie, ze kupuje podróbkę jakiejś drogiej sukienki. Sama znam dużo ludzi, którzy widząc znaczek ralph lauren pytają mi się „co to za pies?” lub „co to za koń?”
Pozdrawiam,
Hmm a może po prostu niektórzy nie wiedzą, że noszą ‘podróbki’. Zwyczajnie kupiła, bo jej się spodziewało. Chyba nie jest grzechem nie śledzić modowych stylizacji?
Mały komentarz do punktu drugiego. Przeciętna kobieta nie zna projektantów i z dużym prawdopodobieństwem nie zna żadnych modeli ubrań które nosi się na salonach, a więc, nie będzie wiedziała, że właśnie kupuje “podróbkę”. I myślę, że niewiele ją to obchodzi. Z pewnością nie będzie biec do domu żeby sprawdzić to w internecie. Każda kobieta jeśli tylko znajdzie sukienkę która bardzo jej się podoba, w korzystnej cenie, to nie będzie się nawet zastanawiała, tylko od razu kupi. Przykładowo moim mieście najkorzystniej jest kupować ubrania na miejskim ryneczku, ze względu na różnorodność, olbrzymi wybór, i całkiem niezłą jakość, lepszą niż w niektórych… Czytaj więcej »
Co jest złego w tym, że ta dziewczyna kupiła sobie “taką samą” sukienkę na bazarze? Może nawet nie wiedziała, że ta sukienka jest kopią. Cała rzesza dziewczyn nie zgłębia tematu mody. Bezsensu. Z Twojej strony było to mocno pretensjonalne, ludzie dajmy żyć. Ja sama widziałam w jakimś butiku internetowym replikę sukienki Self Portrait, ale nie wiedziałam, że jest jakiś oryginalny pierwowzór. Dopiero jak siostra chłopaka dodała zdjęcie z wesela w tej sukience i oznacza markę, to się połapałam o co chodzi.
Dlaczego kupienie sukienki na ryneczku za 40 zł jest nietaktem a taktowne ma być kupienie tego modelu za 1000 zł ? Nie do końca rozumiem …
A czy ta pani w rozowej sukience byla swiadoma tego ze kupila podrobke sukienki? Chodzi mi o to że nie każdy interesuje się moda i sledzi najnowsze trendy, oglada branżowe czasopisma. Mozna miec w domu kopię jakiejs oryginalnej rzeczy i po prostu nie być tego dwiadomym.
W kwestii “skopiowanych” ubrań… Nie interesuje sie modą, nie poswiecam na to czasu, nie spedza mi to snu z powiek i naprawdę nie wiem co jest od kogo. Raz kupilam sobie bluzke w siecowce i jakież bylo moje zdziwienie kiedy w prawie identycznej zobaczylam kolezanke ktora kupuje markowe rzeczy… Sieciowki kopijują na ogromną skale i to jest gorsze niż kiecka z bazarku zapewne od przedsiebiorczego biznesmena z dalekiego wschodu kupiona przez polskiego handlarza po prostu jako ladna rzecz i jako taka zakupiona przez “konsumenta”.
Autorko czy znasz rynek branży odzieżowej? W Polsce obecnie nie ma na tyle siły roboczej aby szyć ubrania w bardzo dużych ilościach. Brak szwalni i szwaczek zmusza przenosić część produkcji do Azji, natomiast nie oznacza to, że kupując ubrania polskich Marek szytych w Azji nie wspiera się rodzinnego biznesu. Tu jest centrala, sklepy, projektanci, kupcy i wiele wiele innych zatrudnionych osób, które tworzą polską markę, i inwestując w ich ubrania inwestujesz w rodzimy biznes.
Zgadzam się z artykułem, natomiast co do jednej rzeczy mam uwagę. Życie w internecie/życie internetem to jedno- a prawdziwe życie, gdzie ludzie nie siedzą w trendach, nie śledzą nowinek to drugie. Kobiety w większości idą do sklepu kupić sobie coś do ubrania, po prostu, nie wiedzą że dana rzecz może być plagiatem. No bo jak to w sumie stwierdzić, jak sprawdzić? Ładna bluzka-kupuje. Co innego zamierzone kupowanie podróbek przez szafiareczki na aliexpress, i potem dumne paradowanie przed plebsem z terebka z wielgaśnym logo. Jest takie coś jak ukryte aukcje gdzie ludzie dzielą się np linkami do skarpetek ck. Dla mnie… Czytaj więcej »
Ostatnio jak zaczęłam wczytywać się w metki producentów stwierdziłam, że nawet w sieciówce można znaleść dobrą jakość i szytą w Europie. Co do włoskich marek tu przyszło duże rozczarowanie, fakt poliester utrzymuje pięknie kolory i ich intensywność, ale zdecydowanie te same pieniądze wolę wydać na coś z jedwabiu lub wełny.
Niby mozna ale to karkolomne zadanie.
Świetny wpis, sama za każdym razem sprawdzam skład ubrań z czego są wykonane i niestety wielu producentów tak jak napisałaś lubi poliester, a szczerzę wolę wybrać jedną rzecz z dobrego materiału niz 10 z plastiku. Pozdrawiam serdecznie