Nie lubię tego momentu w którym zostawiam chłopaków u Babci. Tego pierwszego dnia… Wyrzuty sumienia mieszają się ze smutkiem. Janek czuje dokładnie to samo. Przez pierwsze samotne godziny czujemy się jak bez ręki, a smutek ściska nam żołądki. Można powiedzieć, że na początku wyjeżdżamy zawsze wbrew sobie, bo coś tam w głębi serca mówi nam, żeby się z nimi nie rozstawać. A mimo to decydujemy się na rozłąkę. Jest taka jedna rzecz, która po takich rozłąkach sprawia nam wszystkim przyjemność. Słona przekąska dla dziecka, która stwarza okazję do wspólnych zabaw.
Tęskno mi za beztroską
Lubię czasami złapać kontakt z beztroskim życiem. Wyjechać gdzieś i nie martwić się o to, czy w lodówce jest mleko na śniadanie i czy w koszu na pranie nie zalegają brudne ubrania. Lubię chodzić niespiesznie ulicami obcych miast trzymając Janka za rękę, by choć na chwilę przypomnieć sobie jak to było, gdy byliśmy zupełnie sami. Na początku zawsze tęsknię za chłopcami, ale później staram się każdym centymetrem mojego ciała czerpać radość z tej chwilowej wolności. Od zawsze mam ogromną potrzebę niezależności w życiu i te nasze wyjazdy pozwalają mi ją zaspokoić. Wiem, że każdy jest na tej skali niezależności umiejscowiony gdzie indziej. Znam wiele Mam, które nie wyobrażają sobie nawet godzinnej rozłąki z dzieckiem. Jestem sobie w stanie to wyobrazić, ale wiem też, że to nie jest mój styl. Ja na tej skali jestem zupełnie po drugiej stronie.
Tęsknię – bo kocham, czy kocham – bo tęsknię?
Ta tęsknota za chłopcami podsyca moją miłość do nich. Uwielbiam nasze powitania i uwielbiam to, jak zmieniają się kiedy są pod okiem Babci. Lubię obserwować jak stają się coraz bardziej dojrzalsi i jak się usamodzielniają w różnych kwestiach. Każda, nawet najkrótsza rozłąka daje mi możliwość spojrzenia na nich z innej perspektywy. A tęsknota sprawia, że szaleje z miłości do nich. To niesamowite, ale nawet chwila wytchnienia od codziennej rutyny i obowiązków sprawia, że widzę tylko moją miłość do nich. Z horyzontu znikają wszystkie codzienne zmartwienia, czy zmęczenie. Dlatego tak bardzo kocham za nimi zatęsknić.
Najpiękniejsze powroty i słona przekąska dla dziecka w naszej kuchennej szafce.
Z pewnością kojarzycie początek jednego z moich ulubionych filmów „Love Actually”. Zaczyna się od prawdziwych i niewyreżyserowanych ujęć z powitań na lotnisku. Z miejsca, gdzie ludzie spotykają się czasami po kilku dniach, a czasami po wielu latach. Te powitania są dla mnie jedną z piękniejszych definicji więzi międzyludzkich. Są przejawem miłości, przyjaźni, tęsknoty, przywiązania. To samo czuję, kiedy po rozłące witam się z moimi chłopakami. Ten moment, kiedy zupełnie się nie spodziewają i słyszą mój głos. Ta chwila w której rzucając obojętnym spojrzeniem w moją stronę, w jednej sekundzie orientują się że Mama wróciła. Te momenty są bezcenne.
Powrót na warunkach specjalnych
Tym naszym powrotom zawsze towarzyszą momenty, które w Wikipedii znaleźlibyście pewnie pod hasłem: pochwała życia rodzinnego. Luzujemy z codziennymi zasadami i pozwalamy na więcej niż zazwyczaj. To są te dni, kiedy do późna oglądamy bajki i kiedy baaardzo późno chodzimy spać. Gramy w planszówki, jemy tylko smaczne rzeczy, na które chłopcy mają ochotę, a następnego dnia do południa chodzimy w piżamach. Później wybieramy się na bardzo długi spacer, podczas którego obskakujemy wszystkie place zabaw w okolicy. Takie nasze rodzinne świętowanie powrotów. Każdy – nawet Negreska to lubi. Myślę, że gdyby nie momenty rozłąki nie mielibyśmy pretekstu do takiej rodzinnej laby. Po naszym ostatnim powrocie wypożyczyliśmy sobie wszystkie dotychczasowe części “Toy Story” i zrobiliśmy sobie baaardzo długi seans filmowy na rzutniku w salonie.
Są jednak kwestie w których się nie łamiemy, choć one zawsze są synonimem laby.
Pewnie domyślacie się już co mam na myśli 😉. No właśnie przekąski. Ech kto sam im nie ulega. Albo widząc proszący wzrok dziecka, nie sięga czasami po małe „co nieco”. W naszym domu od zawsze hołdujemy zasadzie, że wolimy dać dzieciakom przekąskę słoną, a nie słodką. Jest taka jedna słona przekąska dla dziecka, która na stałe zadomowiła się w naszej szafce kuchennej.Po tym jak zrezygnowaliśmy ze słodyczy ponad rok temu, staramy się utrzymywać tę dobrą passę. A jeśli taka przekąska dodatkowo ma ciekawy kształt, to aż zachęca do wspólnej zabawy.
Właśnie dlatego lubimy przekąski Lajkonik Junior. Na przykład Literki i Safari. Te pierwsze mogą służyć jako znakomita nauka literek, układania pierwszych słów, nawet grę w takie mini-scrabble. Często bawię się z Mieciem tak, że układamy jakieś słowa, a następnie targujemy się i wymieniamy na te literki, których danej osobie aktualnie brakuje. Ile przy tym śmiechu! Oczywiście to troszkę tak na niby, wiadomo Miecio jest dopiero przedszkolakiem. Chłopaki lubią się też bawić w wyciąganie po omacku jednego zwierzątka z paczki. Mogą go zjeść tylko wtedy, gdy odgadną jego nazwę. Pomysłowość dziecięca nie zna granic. Dla mnie jako Mamy ważne jest to, że daję dzieciakom przekąskę, która jest bez glutaminianu sodu, bez barwników i bez wzmacniaczy smaku. A my wszyscy mamy masę frajdy.
Ciekawa jestem jak to wygląda u Was? Jest w waszych domach taka słona przekąska dla dziecka? Czy raczej unikacie takich smakołyków? Czy też po takich powrotach jesteście bardziej skłonni na pewno ustępstwa? Jak to z tą tęsknotą wygląda u Was?
Tekst powstał we współpracy z marką “Lajkonik”.
A słone podobno bardziej oblepia zęby niż słodkie, w konsekwencji bardziej je psuje…