Mam wrażenie, że drobne kłamstewka i niedomówienia, to domena każdego rozpoczynającego się związku. Nawet u Nas się takowe zdarzyło, a związane jest ono z : Cordon Bleu. Ale o tym za chwilę. Każdy chce wypaść jak najlepiej w oczach ukochanego, czy ukochanej. Oni prężą przed nami mięśnie i opowiadają historię jak uratowali kotka z płonącego budynku tylko po to, by za parę miesięcy poluzować pasa, pokazać mięsień piwny i przyznać się, że ten kotek to był w sumie pieskiem, dom nie płonął, tylko był zlany deszczem i to nie On go z tego domu wyciągał, tylko sąsiad wyprowadzał go na spacer.;)
A piszę o tym tylko i wyłącznie dlatego, że sama mam takie grzeszki na swoim sumieniu.
Otóż wyobraźcie sobie, że przez kilka pierwszych miesięcy z Jankiem, potrafiłam się malować nawet przed snem. Wciągałam brzuch za każdym razem kiedy byliśmy wspólnie na plaży. Ale takiego grubszego kłamstwa dopuściłam się podczas naszego pierwszego wspólnego Sylwestra. Otóż wyobraźcie sobie, że mieszkałam wtedy wspólnie z moją kuzynką w jej mieszkaniu, już tu w Warszawie. Kuzynka planowała wypad do klubu, żeby potupać nóżką. Więc ja zaprosiłam Janka do siebie. Skusiłam go pyszną kolacją i filmem kinowym, który kolega ze studiów przyniósł mi na płytce. Problem polegał na tym, że nie za bardzo wiedziałam co mogłabym przygotować Jankowi do jedzenia. Wiedziałam, że poprzeczkę mam postawioną wysoko, bo w tamtym czasie mieszkał z mamą, która gotowała wybornie. Podskórnie czułam, że kolorowe kanapki nie przejdą.
Byłam na tyle zestresowana, że postanowiłam powierzyć gotowanie najlepszym czyli… wybrałam się do marketu i kupiłam najdroższe mrożone danie jakie tylko było w ich asortymencie. Był to kotlet Cordon Bleu. Swoją drogą ostatnio widziałam, że w dalszym ciągu ta sieć marketów ma go w sprzedaży. Do tego dokupiłam opiekane ziemniaczki z ziołami. Wróciłam do domu i zabrałam się za gotowanie.
Rozgrzałam piekarnik i wyciągnęłam zamrożone danie z pudełka.
Brałam pod uwagę, że Janek może mnie rozgryźć, dlatego postanowiłam podać kolację najpiękniej jak tylko potrafię, by oprawa pasowała do tego, co zamierzałam podać. A no i zrobiłam jeszcze miks sałat z gotowym dipem z proszku. W szafce kuchennej znalazłam dwa piękne talerze. Wiecie takie jak w wystawnych restauracjach. Bardzo podobne do tych marki Ambition, które widzicie na zdjęciach (dokładnie te: tu macie link). Misternie ułożyłam kotlet, ziemniaczki i sałatę na talerzu. Wyglądało bardzo profesjonalnie. Zanim Janek pojawił się w drzwiach, poszłam jeszcze wyrzucić śmieci, żeby zatrzeć ślady mojego małego przestępstwa.
I co? Janek niczego się nie domyślił.
Człowiek, który ma podobno wrodzony radar do rozpoznawania wszystkiego co sztuczne, zajadał aż mu się uszy trzęsły. A później przez kilka kolejnych lat chwalił mnie w towarzystwie, wspominając wyśmienity Cordon Bleu podany na śnieżnobiałej zastawie.
Jako że dwa dni temu stuknęło nam 10 lat razem, postanowiłam przyznać się do tego sylwestrowego kłamstwa przed Jankiem, licząc że przy dwójce dzieci i wspólnym blogu raczej nie podejmie żadnych raptownych decyzji. W ramach rekompensaty przygotowałam mu na kolację… Cordon Bleu z ziemniaczkami w ziołach i sałatą. A żeby odzyskać dobre imię, utracone kilka chwil wcześniej, postanowiłam przygotować wszystko na jego oczach i z jego pomocą.
Poniżej zostawiam Wam przepis. A tak zupełnie szczerze: smakowało i wyglądało zdecydowanie lepiej niż kiedyś. Całość udało mi się uwiecznić na zdjęciach.
Zobaczcie jak to apetycznie wygląda.
Takie chwile są dla mnie dowodem na to, że czasami tak niewiele trzeba żeby każdego dnia celebrować wspólne chwile. Tak jak nie przepadam za gotowaniem na co dzień bo zwyczajnie nie mam na to czasu, tak ogromną frajdę sprawia mi gotowanie dla moich bliskich na wyjątkowe okazje lub wtedy gdy chcę im zrobić przyjemność. Wówczas dokładam wszelkich starań i z dbałością o każdy szczegół robię wszystko, by było idealnie.
Składniki:
0,5 kg ziemniaków
2 piersi kurczaka
150 g sera (najlepiej manchego)
mąka, bułka tarta i jajko do panierki
rozmaryn
wędzona papryka
sól
pieprz
tymianek
miks sałat
cykoria
pomarańcza
kilka pomidorków cherry
łyżka musztardy
łyżka miodu
4 łyżki oliwy z oliwek
sok z dwóch limonek
łyżka masła do smażenia
Wykonanie:
Piersi kurczaka marynowałam 3 godziny w soku z dwóch limonek, wymieszanym z solą i pieprzem.
Ziemniaki pokroiłam w cząstki i obgotowałam 10 minut. Następnie przełożyłam na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia, skropiłam olejem rzepakowym i posypałam tymiankiem, rozmarynem, pieprzem i wędzoną papryką.
W międzyczasie przygotowałam farsz:
starłam na grubych oczkach ser, pokroiłam w kostkę chorizo i wymieszałam wszystko z łyżką bułki tartej.
Piersi kurczaka wyjęłam z marynaty, a następnie rozbiłam delikatnie tłuczkiem przez folię spożywczą, starając się nie robić dziur w mięsie. Następnie ułożyłam farsz na jednym końcu mięsa i zawinęłam w rulon.
Tak przygotowany kotlet obtoczyłam w mące, następnie w jajku i bułce tartej.
Chwilę podsmażyłam na maśle na patelni, a później włożyłam do naczynia żaroodpornego i wstawiłam do piekarnika rozgrzanego do 200 st na 20 minut. I tu mała dygresja. Jestem totalnie zakochana w tej patelni Ambition. Nie dość, że pięknie wygląda na naszej białej płycie grzewczej (ta imitacja kamienia wygląda naprawę świetnie) to jeszcze równomiernie rozprowadza ciepło, a warstwa ochronna którą jest pokryta chroni przed przywieraniem. Świetnie sprawdziła się też następnego dnia podczas smażenia placuszków bananowo-owsianych. ( tu macie link do tej patelni)
Miks sałat przesypałam do miski, dodałam cząstki pomarańczy, cykorii i pomidorków cherry. W oddzielnej miseczce wymieszałam oliwę z musztardą i miodem, doprawiłam pieprzem.
Całość podałam na talerzu: kotlet Cordon Bleu z ziemniaczkami i sałatą, którą w ostatniej w chwili polałam sosem.