Zmęczenie macierzyństwem i tęsknota za tym co było przed. Zwykle ta tęsknota dopada mnie w takie weekendy jak ten ostatni. Byliśmy zaproszeni na wesele. A musicie wiedzieć, że zarówno ja, jak i Janek bardzo lubimy tego typu spotkania towarzyskie. W ogóle bardzo towarzyscy jesteśmy i każdy kto nas zna, o tym wie. Swego czasu słynęliśmy z tego, że z imprez wychodziliśmy jako ostatni gasząc światło i witając poranek jednocześnie. Ale tak było kiedyś…
Dziś nasze życie wygląda zupełnie inaczej. Wyjście na imprezę czy chociażby do kina we dwójkę to niezła ekwilibrystyka wymagająca zaangażowania w to osób trzecich i zaplanowania wszystkiego co do minuty. Pewnie domyślacie się o czym chcę wam napisać. Otóż czasem tęskno mi za beztroską przedmacierzyńską. Nie nazwałabym tego zmęczeniem macierzyństwem, choć i w moim przypadku pojawia się tęsknota za życiem sprzed ciąży.
Uwielbiam spędzać czas z Jankiem.
Prócz tego, że jest moim mężem jest też moim najlepszym przyjacielem. Człowiekiem, który w moim życiu dokonał największych zmian na lepsze, który pomógł mi uwierzyć w siebie. Ostatnio usłyszałam określenie wobec małżeństwa z ponad trzydziestoletnim stażem: zroślaki. 🙂 I myślę, że to określenie dość dobrze nas opisuje. Żadna z czynności nie smakuje tak dobrze jeśli robię ją bez Janka. Od prostych czynności jak codzienne picie porannej kawy, po wspólne wypady na tańce. Ktoś pomyśli: przecież w ten sposób można się sobą znudzić w kilka chwil! Pewnie tak, ale jeśli tylko ciało A oddziałuje na ciało B nieustannie je zmieniając, to o nudzie nie ma mowy.
Decyzja o dziecku była wspólna.
Chcieliśmy tego obydwoje. Owszem, mieliśmy wątpliwości, ale chęć stworzenia kogoś, kto będzie równie fajny jak my była większa. 😉 I tak oto na świecie pojawił się Miecio. A ja poczułam totalne rozczarowanie, bo zupełnie inaczej sobie to wyobrażałam… Nie miałam pojęcia o tym, jak dziecko zmienia ludzi… Zmęczenie macierzyństwem mnie przygniotło.
To rozczarowanie było główną bazą mojej depresji poporodowej.
Czułam, że bezpowrotnie zniszczyłam moje wspaniałe życie. To, na które pracowałam latami. Czułam, że z dnia na dzień oddalam się od najbliższego mi człowieka na świecie i że nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Długo walczyliśmy o przywrócenie normalności w naszym związku. Dużo czasu zajęło mi pogodzenie się z nieodwracalnością jaką niesie macierzyństwo. Od niego przecież nie można wziąć urlopu. Nie można obrazić się na nie, wyjść i trzasnąć drzwiami. Z tej nieuchronności zupełnie nie zdawałam sobie sprawy. Ciągle miałam jakieś absurdalne wyobrażenie, że jak tylko trzeba będzie, to ktoś przejmie te moje obowiązki rodzicielskie, a ja zwyczajnie sobie odpocznę. Ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Musiałam przegrupować moje wartości i wprowadzić kilka bardzo sztywnych zasad, których teraz trzymam się choćby nie wiem co. Zmęczenie macierzyństwem przyszło i do mnie. Poznałam trudy macierzyństwa, dzięki czemu mogłam opracować plan walki z nimi.
Dałam sobie prawo do pomocy
Mimo iż wiem, że „wolność” małżeńską odzyskamy za ponad dwadzieścia lat, to muszę pamiętać o tym, że dzieci są w naszym życiu tylko „na chwilę”. Dlatego Janek jest niezmiennie moją miłością numer jeden, bo nad tą relacją pracujemy latami i to jest baza całej naszej rodziny. Dałam sobie prawo do słabszych dni i do korzystania z pomocy. Choć z tą pomocą też jest inaczej niż sobie wcześniej wyobrażałam. Miecio ma tylko jedną babcie, która po pierwsze mieszka daleko, a po drugie ciągle jest aktywna zawodowo. Poza tym swoje dzieci już odchowała i nie widzę powodu, by wracała na stałe do czasów pieluch.
Żłobek, do którego chodzi Miecio działa na godziny, jak to żłobek, a niania, która od czasu do czasu nam pomaga zwyczajnie kosztuje. 🙂 Jak więc zsumujesz koszt niani, dwóch biletów do kina i szybkiej kolacji po, to wychodzi niemała sumka. Zdrowy rozsądek podpowiada: odpuść sobie, ale serce mówi zupełnie co innego. Dlatego mimo, że jest ciężko, trzeba walczyć o ten czas dla siebie. Wtedy tęsknota za dawnym życiem i za imprezami nieco się zmniejsza.
Na wesele pojechaliśmy totalnie umęczeni.
Wcześnie rano obudził nas Miecio więc o wyspaniu się nie było mowy. Później trzeba było jeszcze wybrać się na spacer, nakarmić dziedzica, zrobić się na bóstwo i dojechać na czas. Po dwunastej trzeba było znów wsiąść w samochód i wrócić, bo o drugiej w nocy trzeba było zwolnić nianię. Kiedyś popukałabym się w czoło, nie chciałoby mi się. Dziś walczę…
Już niebawem nasze rodzinne szeregi zasili kolejne dziecko.
Będzie jeszcze trudniej. Ktoś pomyśli: skoro tak bardzo jest ci źle z tym macierzyństwem, to na cholerę robisz sobie kolejne dzieci? To proste: rodzina to najważniejszy cel w moim życiu. Zawsze kiedy dopada mnie tytułowa tęsknota za tym życiem sprzed Miecia przypominam sobie, jak bardzo nie miało ono sensu i głębszego znaczenia. Takie hedonistyczne „tu i teraz”. Raz w roku wakacje, raz w tygodniu impreza i wspólny wypad na zakupy. Było dużo łatwiej, ale było też bardziej bez sensu. I pewnie zrozumie to każda mama i każdy tata, który przeczyta ten tekst. Za czym tęskni matka? Czasem za dawnym życiem, ale najczęściej jednak za swoją rodziną.
Zdarza mi się tęsknić za tym dawnym życiem. Zmęczenie macierzyństwem dopada i mnie. Zwykle wtedy snuję plany, gdzie to ja bym nie pojechała i jakich filmów bym nie obejrzała. Ale zaraz potem spoglądam na małego Miecia i już wiem, że wszędzie już byłam i widziałam już wszystko.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Czasami zupełny przypadek powoduje, że znajdujemy odpowiedź na nasze niezliczone pytania…. Nawet nie wiesz, jak bardzo dziękuję Ci za ten tekst. Jestem na etapie “raz w roku wakacje, raz w tygodniu impreza i wspólny wypad na zakupy”, a myśl o dziecku coraz bardziej kiełkuje w mojej i mojego męża głowie. Pragniemy, aby nasza rodzina się powiększyła, remontujemy dom “pod malucha”, jednak widzę, że wątpliwości małe wciąż są. Bo utracimy tą naszą wolność i beztroskę na zawsze. Wiem jednak, że w zamian za to otrzymamy coś piękniejszego, coś co będziemy kochać nad życie i dzięki czemu nasze życie stanie się pełniejsze.… Czytaj więcej »
Kobieto madra nad madrymi:))cudnies to ujela.ja mieszkam w UK.mam dwoje malych chlopcow 4 i 1.5 roku. Kocham mojego cudownwgo meza nad zycie…on jest moja miloscia i w naszwj rodzinie to ta milosc jest na pierwszym miejscu.dla dobra naszych dzieci…wlasnie…choc dla niektorych to egoizm…nasza milosc jest glownym punktem.ale baaaaaardzo dlugo do tego dochodzilismy.nie wazne:)doszlismy.ale walczwnie o kazdy cenny czas wspolny…to walka ogromna.zwlaszcza jak siw nie ma przy so ie nikogo bliskiego z kim mozna zostawic dziexiaki.ech…ja wiwm zw kiedys sie odzyskamy i dzieci male tez sa cudowne itd…ale moj Boze…ja tez ciagle tesknie za tymi czasami tylko we dwoje. Fajnie jest… Czytaj więcej »
Och, Marta… jak Ty trafiłaś z tym postem w moje aktualne rozterki i frustracje… Z racji tego, że Rozalka bywa ostatnio strasznie upierdliwa, dopadła mnie wzmożona tęsknota za czasami przedmacierzyńskimi, do tego stopnia, że pojawiła się w mojej głowie myśl: “My się nie nadajemy na rodziców… Nigdy nie powinniśmy mieć dziecka…” Niestety, nie mamy w sobie tyle determinacji, żeby dbać o małżeńską relację tak jak Wy. Dlatego trochę nam ostatnio kuleje. Ja robię się zrzędliwa, on milczący… Chyba trzeba się w końcu ogarnąć i coś z tym zrobić. Żebyśmy się nie zamienili w dwójkę zgryźliwych względem siebie tetryków. I masz… Czytaj więcej »