Pomiędzy wizytą w SPA a wcieraniem życiodajnego kremu w zmęczone uprawianiem lifestylu skronie, rasowy bloger powinien czasem wsadzić kij w szprychy upływającej błogo codzienności, wybić z rytmu Czytelnika i uzmysłowić mu, że to, co dotychczas wydawało się bezpieczne, przyjazne i dobre, nie zawsze takie jest. Żłobek i przedszkole- czego warto nie wiedzieć, czas start!
Gorzkie słowa prawdy o żłobkach i przedszkolach
Dziś na tapet bierzemy żłobki&przedszkola. Kilka słów wstępu, o tym, jak są traktowane dzieci, zaprowadzane do tychże placówek. Jakiś czas temu spotkaliśmy znajomą znajomych. Dziewczyna po studiach kierunkowych zatrudniła się w państwowym żłobku w Warszawie. Nie żeby była pełna ideałów, ale będąc świeżo upieczoną absolwentką renomowanej państwowej uczelni, była na bieżąco z aktualnymi metodami wychowawczymi, jakie powinny być stosowane względem dzieci zaprowadzanych do żłobka i przedszkola. Jakież było jej zdziwienie, gdy okazało się, że w placówce, w której się zatrudniła, nieposłusznym dzieciom wymierzana jest kara w postaci „Magicznego Proszku” (sól kuchenna) wysypywanego na język.
Wyjątkowo niegrzeczne maluchy zamykane są w ciemnej kanciapie przeznaczonej na szczotki, kubły i szmaty. Jedna z opiekunek dla kurażu regularnie wzmacnia się w czasie pracy procentami skrzętnie schowanymi w pokoju socjalnym, a dzieciom w przedszkolu regularnie podbierane jest jedzenie. Gdy na podwieczorek danego dnia są jabłka i brzoskwinie, dzieci znajdujące się w żłobku czy przedszkolu, spożywają głównie krajowe owoce, zaś personel raczy się tymi importowanymi. Petryfikacji tej patologii nie pomaga dyrektorka, mająca to wszystko gdzieś i przymykająca oko na niecne sprawki podległego jej personelu. Sprzyja temu nie tylko zażyłość łącząca ją z częścią podwładnych, ale również absolutny brak kontroli z zewnątrz.
Tak przynajmniej wynika z opinii znajomej, która wskazała na dość karygodne i trudne do uwierzenia problemy, które żłobek i przedszkole są w stanie przygotować dzieciom.
Pytanie do was
Po tym, co usłyszeliśmy postanowiliśmy zadać pytanie Wam, naszym Czytelnikom na grupie „SuperStyler po godzinach”. To, co nasi Czytelnicy opisali, przeczytacie zaraz w skróconej formie, w tym wpisie. Najpierw jednak kilka odgórnych założeń tego wpisu, abyście nie zrazili się do żłobków i przedszkoli, słysząc o nich odrobinę prawdy. Oboje z Martą mamy doskonałe doświadczenia ze żłobkiem, do którego przez ponad dwa lata uczęszczał Miecio. Przez te dwa lata nie zanotowaliśmy ani jednego, podkreślam: ani jednego, incydentu, który podkopałby nasze pełne zaufanie do placówki i jej pracowników. Był to żłobek prywatny, mający doskonałe opinie wśród rodziców.
Wyjaśnienie dla osób nieśledzących naszego bloga na bieżąco. Po urodzeniu Zyzia, który był wcześniakiem z 32 tygodnia, podjęliśmy ryzyko dalszego posyłania starszego syna do żłobka. Niestety nawracające infekcje, którymi starszy, syn odwiedzający żłobek zarażał notorycznie młodszego brata i czego wynikiem był blisko trzytygodniowy pobyt w szpitalu Zyzia, ostatecznie przyczyniły się do decyzji o zakończeniu naszej przygody ze żłobkiem. Niemniej zastanawiamy się nad posłaniem starszego syna od września do przedszkola.
Chcemy was wyczulić
Celem tego wpisu nie jest również nagonka na żłobki, przedszkola i ich personel. Głęboko wierzymy, że gros personelu tych placówek to profesjonaliści z oddaniem wykonujący ten niełatwy zawód. Wiele mam, po przeczytaniu historii na naszej grupie wyrażało masę obaw związanych z planowanym posłaniem dzieci do żłobków czy przedszkoli. Straszenie Was również nie jest naszym celem. Nie chcemy siać paniki. Nie wszędzie traktowanie dzieci w przedszkolu czy żłobku wygląda tak samo.
To, co chcemy osiągnąć, to wyczulenie Was na pewne aspekty. Stara, leninowska zasada mówi: zaufanie poprzez kontrolę. Skoro organy samorządowe czy związane ze szkolnictwem nie są w stanie należycie kontrolować placówek, muszą to robić rodzice. Mam nadzieję, że przytoczone historie uczulą Was na wiele patologii i niedociągnięć, jakie pojawiają się niekiedy w żłobkach i przedszkolach. Niestety, taka jest prawda o żłobkach i przedszkolach. Jeżeli tylko widzicie coś, co nie powinno mieć miejsca, reagujcie. Zwracajcie uwagę, nagrywajcie telefonem, informujcie dyrekcję, organy nadzorujące (gmina, kuratorium). Tylko takie działania wyeliminują zachowania, które w żadnej tego typu placówce nie powinny mieć miejsca, bo dzieci w przedszkolu i żłobku nie są temu wszystkiemu winne.
Bądźmy jednak wyrozumiali- żłobek nie taki zły
Uczulam jeszcze na jeden bardzo ważny aspekt. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Każdemu zdarzają się błędy. Czasem też wypadki. Nawet Wam w domu dziecko czasem się przewróci i nabije sobie guza. Nie o tym tu mowa. Jednorazowy nieumyślny incydent to nie to samo, co wielokrotne celowe działanie z rozmysłem. Z dzieckiem w przedszkolu czy żłobku też mogą wyniknąć problemy.
Jednocześnie okazało się, że niektóre niewłaściwe zachowania czy metody postępowania z dziećmi wynikają z oczekiwań samych rodziców. Jest to zaznaczone w tekście.
Tekst podzieliłem według najczęściej pojawiających się zarzutów.
Okna.
Coś luźnego na początek. Temat okien powraca jak bumerang co najmniej od czasów, kiedy człowiek wymyślił szkło i zaczął produkować szyby. Sam pamiętam ten temat kolejno z własnego przedszkola, potem podstawówki, aż wreszcie liceum. Ba… nawet na studiach były o to kłótnie, ale już między wiecznie rozgrzanymi studentami i notorycznie chłodnymi studentkami.
W przedszkolach i żłobkach problem można opisać następująco: zaduch w sali versus chore dzieci. To zupełnie jakby znaleźć się między Scyllą a Charybdą.
Ponoć wietrzenie w wielu placówkach odbywa się nie podczas spaceru, ale podczas chociażby drzemki. Efektem mają być chore dzieci. Tu nietrudno o połączenie dwóch kropek. Ma to spowodować u dzieci choroby i absencję, a tym samym mniej pracy dla personelu. Jedna z Czytelniczek podała nawet przykład żłobka, gdzie takie praktyki były stosowane aż do zmiany dyrekcji. Jeśli więc wcześniej zastanawialiście się, dlaczego dzieci w przedszkolu czy w żłobku tak często chorują, to macie jedną z możliwych przyczyn.
Chore dzieci
Temat rzeka i to wynikający w dużej mierze z celowego działania rodziców lub ich nonszalancji. Sami mamy dwóch astmatyków wczesnodziecięcych, a to taka śmieszna przypadłość, że to, co kończy się gilem z nosa u zdrowego dzieciaka, u naszych chłopaków kończy się zapaleniem płuc albo oskrzeli, sterydami i antybiotykiem. Jednocześnie głęboki, gardłowy kaszel, sugerujący poważny stan to u nas efekt przesuszenia dróg oddechowych i w żadnym wypadku oznaka choroby. Ale to trzeba było przejść swoje, pochodzić do pulmonologa, wylądować w szpitalu, żeby to wiedzieć.
Niemniej chore dzieci to zmora żłobków i przedszkoli, a personelowi zarzuca się przyjmowanie chorych dzieci do placówki, oczywiście bardzo często z podejrzeniem umyślnego działania (mniej dzieci = mniej pracy).
Inną kwestią jest zarzut, jakoby niekiedy sam personel przychodził do placówek niedoleczony, zarażając tym samym dzieci. Wytłumaczeniem są względy ekonomiczne i chęć zarobku.
Przemoc, represje i straszenie
Z komentarzy wynika, że przemoc werbalna, czyli krzyczenie na dzieci i straszenie różnymi, często dość wymyślnymi rzeczami jest dość powszechna w przedszkolach i żłobkach. Najczęstszy motyw: jak będziesz niegrzeczny, zostaniesz tu sam i rodzice po ciebie nie przyjdą.
Innym rodzajem przemocy i zastraszania, który wydaje się dużo bardziej poważny, to zamykanie dzieci w ciemnych pomieszczeniach, z reguły różnej maści „kanciapkach” za karę i żeby ochłonęły. Tu Czytelnicy zasygnalizowali problem kilka razy. Prawda o przedszkolach i żłobkach może przerażać…
Jedna Czytelniczka opisuje doświadczenia znajomej: „Koleżanka dostała pracę w żłobku (na kuchni), do którego chodziły dwie jej córki. Pewnego dnia weszła na sale, jak pani usypiała dziecko, przy czym dziecku przyciskała poduszkę do buzi, bo płakało. Koleżanka mówi do niej „co ty robisz? Mam nadzieje, że z moim dzieckiem tak nie robiłaś?” a ona „nie, Aśka jest już za duża i mówi.” Chciałoby się powiedzieć kurtyna, ale jeszcze nie teraz. Traktowanie dzieci w żłobkach i przedszkolach niestety czasem jest aż tak karygodne.
Oto jedna z Czytelniczek przytoczyła wydarzenie, którego była świadkiem. W czasie wycieczki przedszkolnej, w momencie podróży wypełnionym pasażerami autobusem, nieposłuszne dziecko zostało uderzone przez wychowawczynię w twarz. A autobus jak to autobus – nie zareagował.
Wy reagujcie. Bardzo Was proszę.
Jedzenie
To zdecydowanie temat spędzający sen z powiek nie tylko rodzicom, ale i personelowi żłobków i przedszkoli. Poza tym na jedzeniu najprościej robić „wałki”.
Tu ważna uwaga: należy częściowo zrozumieć opiekunów. Główną rzeczą, na którą rodzice zwracają uwagę, to to, czy dziecko zjadło, a gdy nie zjadło, pretensje kierowane są do wychowawczyń. Obyś własne dzieci karmił – chciałoby się rzec. Ja często karmię, więc niezjedzona zupa czy mielony nigdy nie robiły na mnie wrażenia, bo wiem, jak jest. Tymczasem rodzice często oczekują od personelu żłobków i przedszkoli cudów, szczególnie że za to jedzenie płacą. A dzieci, tak samo, jak w domu, w żłobkach i przedszkolach też nie chcą jeść.
A skoro o płaceniu mowa. W wielu miejscach dzienna opłata za wyżywienie jest stanowczo za mała, by zapewnić dzieciom zbilansowane posiłki. Z drugiej strony nakładają się tu oczekiwania rodziców, którzy chcieliby płacić jak najmniej, zupełnie nie biorąc pod uwagę tego, za ile ich dzieci jedzą w domach. A małe brzuszki wcale nie są takie tanie w utrzymaniu i wie to każdy rodzic, który robi dla dzieci zakupy spożywcze. Jedzenie to również fantastyczne pole do nadużyć finansowych. Tańsze produkty, pomniejsza gramatura, 15 porcji cateringu na 30 dzieciaków, wynoszenie jedzenia przez personel. Klasyka.
To wszystko powoduje następujące nadużycia i patologie:
Jedna z Czytelniczek opisała metodę na zjedzenie zupy. Otóż dziecku w czasie jedzenia zupy wychowawczyni zatykała nos. Dziecko nie mogąc oddychać, połykało zupę, by złapać oddech. Tłumaczone to było tym, że rodzice oczekują, żeby dzieci zjadły posiłek, za który oni płacą. Rodzice nieświadomie tym samym godzą się na takie traktowanie dzieci w przedszkolu czy żłobku? Wątpię. Przewinienia lżejszego typu, to wmuszanie w dzieci jedzenia w stylu: „No zjedz jeszcze troszkę, za mamusię, za tatusia”… O ile zdecydowanemu wmuszaniu mówię zdecydowane nie, o tyle kto nigdy nie powiedział do dziecka „no zjedz jeszcze troszeczkę”, niech pierwszy rzuci kamień.
W wielu placówkach karą za niezjedzenie zupy, czy innego posiłku, jest brak kolejnych dań lub posiłków. (sic!) Jedna z Czytelniczek przytoczyła historię o karmieniu jedną łyżeczką, z jednej miski kilkorga dzieci. Może nie do końca higienicznie, ale jakże po chrześcijańsku. Powód? – A kto to będzie zmywał!
Inna Czytelniczka opisała sytuację, gdy na dniu próbnym rodziców mamiono dużymi porcjami jedzenia, a tymczasem praktyka była taka, że dzieci dostawała dużo mniejsze porcje, i zupełnie inne posiłki niż w jadłospisie. Rodzicom tymczasem wmawiano, że dzieci zjadły dużo i są najedzone. Gdy malec przy odbieraniu mówił „am”, tłumaczono, że tego dnia nie miał apetytu. Smutna ta prawda o żłobkach i przedszkolach…
Lecimy z tym jedzeniem dalej
Kolejny problem do nagradzanie dzieci za zjedzenie posiłku np. naklejkami. Tymczasem dzieci, które posiłku nie zjadły, bo dana potrawa im nie smakowała, nagrody nie otrzymują.
Mamy skarżyły się również na nierespektowanie ograniczeń żywieniowych dzieci, wynikających z ich alergii czy klasyczne „jak trochę zje, to nic mu się nie stanie” i podawanie za ich plecami alergikom tego samego, co pozostałym dzieciom.
Personel z kolei lubi też sobie czasem coś wynieść lub podjeść. Czytelniczki wspomniały o wynoszeniu porcji jedzenie dla całych rodzin ze żłobkowych i przedszkolnych kuchni oraz np. o wyjadaniu co lepszych kąsków dzieciakom. Przykład ze wstępu: na podwieczorek jabłka i brzoskwinie. Zgadnijcie, co jedzą dzieci, a co wychowawczynie?
Higiena i pielęgnacja
Z higieną jest trochę jak z dupą – każdy ma własną. W dodatku dbanie o cudzą higienę, to pole do największych niedociągnięć i chodzenia na skróty. A zdrowie małego dziecka nie zawsze to chodzenie na skróty wytrzymuje.
Jedna z Czytelniczek spotkała się z niewystarczającą liczbą nocników w żłobku jej dziecka. Dzieci korzystały z kilku wymiennie. W grupie kilkoro dzieci zostało zarażonych glistą ludzką. W głowie się nie mieści, że dziecko w przedszkolu czy żłobku może mieć takie problemy.
Inna Czytelniczka podkreśliła za to, że u jej dziecka w żłobku „każdy rodzic musiał sam przynieść swój nocnik, szczoteczkę do zębów, czy kubeczek, które od razu zostały podpisane i w łazience jest regał z podpisanymi nocnikami i każde dziecko ma swój przyniesiony z domu”. Dokładnie tak samo było w żłobku Miecia.
Na koniec temat częściowo dotyczący higieny: w żłobku dziecka jednej z Czytelniczek maluchy były wyprowadzane na spacer na przyżłobkowy ogrodzony teren, gdzie załatwiały się na spacerach psy okolicznych mieszkańców. Efektem były notorycznie ubrudzone w psich odchodach buty. Zastanawia mnie organizacja tego żłobka, dlatego teraz o niej.
W odniesieniu do pielęgnacji zarzuty były następujące: dzieci biegały z niepodtartą, często odparzoną pupą, zaś pielucha była zbyt rzadko zmieniana. Tu pojawił się pewien kontrargument – ponoć niektórzy rodzice sami proszę o oszczędzanie pieluch. To prawda nie tylko o żłobkach i przedszkolach, ale też o niektórych rodzicach.
Są też podobno żłobki, gdzie pieluszki zmieniane są wszystkim o stałej porze, bez względu na to, co się w nich wydarzyło.
Innym zarzutem, który podniosły Czytelniczki było niestosowanie środków pielęgnacji, które dostarczył rodzic tylko przypadkowych, jakie opiekunka miała pod ręką.
Na koniec metoda jednej z wychowawczyń zasłyszana przez Czytelniczkę: „dzieci przewija się, gdy już naprawdę głośno płaczą”.
Organizacja pracy
Tu zarzut pojawił się jeden, aczkolwiek dość ciekawy. W jednej placówce opiekunki przychodziły do żłobka z własnymi starszymi dziećmi, które naśmiewały się z młodszych, znajdujących się w placówce. O ile ta druga część nieco ujmuje powagi tej pierwszej, to ta pierwsza jest dla mnie kompletnie niezrozumiała. Poza tym traktowanie dzieci w przedszkolach i żłobkach absolutnie nie powinno tak wyglądać.
Metody wychowawcze
Można powiedzieć, że cały ten wpis jest o metodach wychowawczych, ale dla tej wypowiedzi przytoczonej w całości postanowiłem zrobić osobny podpunkt.
„Odbywałam praktykę w jednym z przedszkoli w grupie 3-latków dałam radę wytrzymać tam AŻ dwa dni, istna masakra na 25 dzieci była jedna nauczycielka i Pani woźna do pomocy, gdy ogarnęła swoje obowiązki, w grupie 4-5 lat ta sama sytuacja. (przyp. red. Od siebie dodam, że jest to zgodne z prawem.)
Nauczycielki umordowane przy takiej ilości dzieci, nie chciało im się nic robić również z musu korzystały z ubikacji dla dzieci które były w salach, załatwiały się przy otwartych drzwiach, żeby ich widzieć. W przedszkolu stawiano na samodzielność zwłaszcza przy posiłkach, gdy któreś dziecko nie radziło sobie z jedzeniem po prostu nie jadło, a dla nowego przedszkolaka, który ciągle płakał nawet nie stawiano posiłku, bo i tak nie ruszy nawet. Nauczycielki w tym czasie same jadły albo stały pod ścianą i plotkowały, strasznie szkoda było mi tych dzieci, gdy zaczynałam je karmić dostawałam ochrzan, żeby tego nie robić, bo się przyzwyczają. Kazano mi również nie zwracać uwagi na to, że nowe dziecko w grupie ciągle płacze oparte o stolik, bo nauczycielka uważała, że dziecko się nie nadaje do przedszkola i może rodzice to zauważa i je zabiorą dla pewności jeszcze im to ciągle wmawiała.
Również kategoryczny zakaz pomocy słabszym przy pracach plastycznych usłyszałam tylko „niech rodzice wiedza, że sobie nie radzi i wypada gorzej na tle innych”. Ta historia nie mieści się w głowie. Jak można godzić się na takie traktowanie dzieci w przedszkolu czy żłobku?
Inna Czytelniczka dodaje
„Sama pracuje w przedszkolu i mimo tego, że miałam najmłodszą grupę (25osob, 2,5-4l.) Byłam sama. Pierwsza cześć z korzystaniem z toalety dzieci – nieprzerysowana.. bądź siku przed praca przed 8 i po pracy po 15. Reszty nie skomentuję.”
Spacery
Tu Czytelniczki zarzucały, że spacerów bywa za mało, personel nie dba o należyte ubranie dzieci (dzieci biegają bez czapek), a personelowi nie chce się chodzić na spacery.
O ile z punktu widzenia rodzica powyższe ma sens, o tyle z punktu widzenia personelu wygląda to tak:
„Bo dla rodziców generalnie najważniejsze, żeby dziecko zjadło i było jak najwięcej na dworze. Im się wydaję, że mogli by spędzić cały dzień na świeżym powietrzu. Ale się nie da. Posiłki, podstawa programowa, leżakowanie itp. (mówię o przedszkolu).”
Trudno odmówić racji i tej wypowiedzi. Niemniej ta prawda o przedszkolach jest nieco niepokojąca.
Nadzór
Kilkukrotnie Czytelniczki wspominały o tym, że ich dzieci samodzielnie, niezatrzymywane przez nikogo opuściły teren placówki. Jednej mamie dziecko zwyczajnie wróciło do domu.
„Mój syn kiedyś wrócił do domu sam z przedszkola (4 lata). Furtka była otwarta… na szczęście byłam już w domu i budynek był 20 metrów od bloku, ale aż się na podłogę osunęłam. Po tym już furtka była zamykana a potem zrobili domofon.” Można się zastanowić, czy aby dzieci w naszym przedszkolu, czy żłobku są bezpieczne…
Inna mama została poproszona, mimo że była obcą osobą, o opiekę nad grupą dzieci.
Nałogi
Jeżeli ktoś z Was zastanawiał się, gdzie te patologie, bo póki co to normalka, spieszę zakomunikować mu, że jest niezwykle wyluzowany, i że to właśnie dobrnęliśmy.
Co powiecie na drinkującą opiekunkę, popijającą w czasie pracy? Flaszka skitrana w pokoju socjalnym? A może wyluzowane opiekunki, przychodzące rano na kacu do pracy, jeszcze z procentami? Dla miłośników lżejszych przewinień Czytelniczka wspomina panie wychodzące na dymka na balkon w placówce. Dzięki otwartemu notorycznie oknu balkonowemu w sali dzieci ciągle się zarażały i mogły powdychać nieco nikotyny.
Oszczędności
Część wymienionych wyżej problemów wynika z oszczędności. A jak wyglądają same oszczędności. Oddaję głos Czytelniczce:
„Jako pracownica 8 lat temu przez 6 miesięcy… ryza papieru, aż się skończy tzn. kartka na 4 i dla dziecka taka mini, a tylko piękne rysunki na ściankę co 2 dzien. JOGURT na podwieczorek dzielony na kubeczki z Ikei, wydzielanie jedzenia-dzieci chodziły niedojedzone wg mnie, bo porcje z cateringu na pół, albo na 3 były wzięte. Oszczędności na wszystkim czego rodzice nie widza oczywiście ze strony właścicieli”. Prawda o przedszkolach i żłobkach może zwalić z nóg.
Oszczędza się na papierze ksero, materiałach papierniczych, papierze toaletowym, chusteczkach. Zbiera od rodziców pieniądze na przybory, które nigdy się nie pojawiają.
Inna Czytelniczka opisująca swoje doświadczenia: „Mnie denerwowało skąpstwo właścicieli. Rodzice płacili za np. podwieczorek 1,5zł, a dzieci dostawały 2 ryżowe wafelki posmarowane Nutellą albo nawet suche. A na jadłospisie ‚kanapka wieloziarnista’. Czasami zdarzało się, że posiłki to było to, czego nie zjadły przedszkolaki dnia poprzedniego (żłobek plus przedszkole tego samego właściciela). Masakra. Oszczędzanie a wszystkim”.
Kolejna Czytelniczka pisze tak: „Pracowałam w typowej prywatnej przechowalni dzieci jako pomoc nauczyciela na studiach zaocznych. Tragedia począwszy od wyżywienia (parówki na wagę, tania mortadela, budyń z proszku, pasztet za złotówkę itp na śniadanie, obiady z cateringu z mrożonek, frytki, nagetsy, zupy z wegetą itp), metody jak z PRL „stoisz za karę /siedzisz na krzesełku tyle ile masz lat, siedzisz przy stoliku tak długo, dopóki nie zjesz, klapsy, trzymanie /przytrzymywanie za ręce, czesanie dziewczynek jednym grupowym grzebieniem. I wiele innych, to była moja najgorsza praca na samym początku drogi z pedagogiką, w dodatku na czarno, bo przez pół roku nie mogłam się doprosić choćby zlecenia. W życiu dziecka nie oddam do żłobka, w państwowych nie lepiej, mleko matki wylewają, bo ciężko podać dziecku, panie w wieku emerytalnym trzymające się kurczowo swoich miejsc”.
Kamery
Jednym z argumentów, który ma powodować, że są spokojniejsi o swoje pociechy, jest monitoring przedszkola, dostępny przez Internet. Jak trafnie to ujęła jedna z Czytelniczek, której mąż zajmuje się instalacją kamer dozoru „Zawsze jest punkt, w którym kamera nie łapie.” I kadra zawsze wie, gdzie jest ten punkt.
Kultura osobista personelu
Osobną kwestią jest kultura osobista personelu i jego obycie. Czytelniczka pisze: „Znam żłobek, w którym oczywiście nie ma praktyk zaczerpniętych z 18 wieku, ale za to znam żłobek, gdzie rodzic stoi i czeka na dziecko i usłyszy pikantne szczegóły z życia prywatnego rodziców. Któregoś dnia nawet udało mi się usłyszeć i tutaj cytat „nie będę przewijała tego bachora, bo jego matka z moim sąsiadem się kurwi”. Żeby na dziecku w przedszkolu czy żłobku odbijać własne problemy…
Kolejna Czytelniczka pisze: „A już nie wspomnę, kiedy usłyszałam, że moje dziecko potrzebuje zbyt dużo uwagi, dlatego nie powinna chodzić do żłobka, bo cały czas trzeba się nią zajmować. W tamtym momencie moje dziecko było na etapie chodzenia”.
Kontrola
Wydaje się, że w niektórych placówkach panuje bezhołowie spowodowane absolutnym brakiem kontroli oraz totalne rozprężenie i zatarcie hierarchii pomiędzy dyrekcją a pracownikami, którzy pracują razem w dobrej komitywie, wspólnie łamiąc przyjęte normy i zasady. Placówki nie są dostatecznie kontrolowane. Rodzice nie wykazują należytego zaangażowania i często przymykają oko na drobne niedociągnięcia, za którymi częstokroć kryją się dużo poważniejsze, patologiczne wręcz praktyki. Taka jest prawda o przedszkolach i żłobkach, a skoro już ją znamy, to musimy się jej sprzeciwiać.
W naszym kraju przyjęło się, że kontrola jest czymś złym, pewnego rodzaju karą, upokorzeniem, szukaniem dziury w całym. Tymczasem kontrola ma za zadanie zapewnić sprawne i właściwe funkcjonowanie, wykrycie ewentualnych nieprawidłowości i ich usunięcie. Czasem nieprawidłowością jest błąd ludzki, czasem celowe działanie. Wtedy niekiedy usuwa się człowieka ze stanowiska. Trudno, ale nie możemy godzić się na takie traktowanie dzieci w przedszkolu i żłobku.
Nieprawidłowości w obchodzeniu się z ludźmi w różnych placówkach, to temat rzeka. Ale nieprawidłowości, które dotyczą obchodzenia się z dziećmi, szczególnie tymi najmłodszymi, wyjątkowo bezbronnymi, to coś, nad wyrugowaniu czego powinno nam szczególnie zależeć.
Miejcie oczy dookoła głowy
Dlatego jako rodzice powinniśmy mieć oczy dookoła głowy. Nie namawiam nikogo do wnioskowania o kontrolę w każdej placówce, do której uczęszczają dzieci. Wystarczy zachowanie szczególnej ostrożności, zwracanie uwagi na to, co dzieje się z naszymi dziećmi, rozmowa z nimi, rozmowa z personelem, obserwacja. A gdy widzimy nieprawidłowość, reakcja. Wyważona, spokojna, kulturalna. Jestem przekonany, że 90% problemów, jakie jako rodzice napotykamy w żłobkach czy przedszkolach, można rozwiązać kulturalnym zwróceniem uwagi, prośbą, konstruktywną rozmową.
Wiem, że o 7 rano, gdy pędzimy do pracy, albo o 17stej, gdy z niej umęczeni wracamy, niekoniecznie nam się chce i nie zawsze potrafimy utrzymać nasze nerwy na wodzy, ale warto. To takie małe naprawianie naszego lokalnego świata, w którym razem z naszymi dziećmi przecież żyjemy. Uczmy się tego sami, by i one kiedyś nauczyły się tego od nas. Tylko taka postawa spowoduje, że patologie w postaci drinkującej pani w żłobku, czy pani, która każe z powrotem zjadać zwróconą zupę mleczną (moja historia z przedszkola w latach 80.), będą opowiadane przez nasze dzieci ich dzieciom, jako legenda o zwyczajach w średniowiecznej Polsce przełomu XX i XXI wieku.
Pozostałe 10% problemów można rozwiązać za pomocą komputera, maila, drukarki, ze wsparciem mediów społecznościowych.
Na koniec chciałbym podkreślić dwie rzeczy. Na podstawie wypowiedzi naszych Czytelniczek nie można jednoznacznie stwierdzić, czy więcej problemów zanotowały mamy dzieci uczęszczających do placówek państwowych, czy prywatnych. Oba rodzaje placówek występowały w przytaczanych historiach. Potraktujmy to jako ogólną prawdę o przedszkolach i żłobkach w Polsce.
Było też wiele wypowiedzi niezwykle chwalących placówki, zarówno prywatne, jak i państwowe. Zwracano uwagę na oddanie swojej pracy i profesjonalizm personelu, na to, że dzieci chętnie uczęszczają do placówki, na brak jakichkolwiek niedociągnięć.
Właśnie takie wspomnienia mamy i my, że żłobka, do którego przez dwa lata uczęszczał Miecio. Podobnych, wyłącznie dobrych doświadczeń życzmy i Wam.
Na sam koniec
Żeby nie być gołosłownym, zacytuję dwie wypowiedzi naszych Czytelniczek:
„Czytając te wszystkie opinie to żłobek, do którego chodził mój syn, a teraz chodzi córka, jest cudowny. Zaznaczę, że to jest żłobek samorządowy. Ciocie miłe, zawsze uśmiechnięte, wiedzą, jak zająć się dziećmi, uczą samodzielności, ale kiedy trzeba to pomagają. Córcia zadowolona, bo jest też ciocia od robienie warkoczyków. Jedzenie gotowane przez kucharki na miejscu, dzieci mają swój ogród do zabaw. Mnóstwo zabawek, zabaw rozwijających, piosenek, wierszyków. Kiedy tylko coś się dzieje z dzieckiem od razu wykonywany jest telefon do rodzica. Jeżeli dziecko nie jest zdrowe nie przyjmą go panie do żłobka.
Nie każdy żłobek musi być zły, wystarczy popytać, dowiedzieć się jakie opinie ma dana placówka. U mnie w mieście są tylko dwa żłobki jeden samorządowy, drugi prywatny. Do samorządowego lista rezerwowych bardzo długa i nigdy nie słyszałam, żeby ktoś narzekał na ten żłobek, same pozytywne opinie”.
„A ja napisze same superlatywy o żłobku i opiekunkach. Córka chodzi do żłobka od października z przerwami. Bardzo długo zajęło jej zaaklimatyzowanie się. Ciągły płacz, chciałaby tylko ma raczkach u cioci, nie chciała się bawić z dziećmi. I zostawała tylko na 2 godz. Ile się nastałam pod drzwiami słuchając co się tam dzieje. I nagle przyszedł dzień, że było wszystko super, teraz zostaje 5 godz., w tym tez ma drzemkę. Panie pytały o rytuał zasypiania, bo wiedza, że każde dziecko zasypia inaczej. Nasza musi trzymać kogoś za rękę, wiec siedzą przy niej i trzymają za rączkę. Zero nerwów, krzyku. Idealne miejsce dla maluszków!”
Moje refleksje
To, co mnie osobiście poruszyło, to wypowiedzi świeżo upieczonych opiekunów, wychowawców, nauczycieli wychowania przedszkolnego czy osób piastujących inne stanowiska w żłobkach i przedszkolach. Wszyscy oni, z głowami pełnymi wpojonej poprawnej wiedzy teoretycznej o opiece i wychowaniu najmłodszych dzieci, zderzali się za każdym razem z dość ponurą praktyką miejsc, w których albo odbywali staż, albo byli zatrudniani. To właśnie oni są autorami najbardziej bulwersujących opisanych tu historii.
Na koniec chciałbym również zaznaczyć, że wśród wypowiedzi pojawiły się głosy naszych Czytelników, którzy pracując jako personel żłobków i przedszkoli, mają wiele zastrzeżeń do samych rodziców, a w szczególności do tego, w jakim stanie zdrowia przyprowadzają dzieci do placówek. To materiał na kolejny wpis, do którego zbieram już materiały. Stay tuned!
[ad name=”Pozioma responsywna”]
czytałam ten artykuł na raty, bo był dla mnie zbyt szokujący i pod sam koniec zaczęłam się zastanawiać, czy osoby które pisały o tych strasznych doświadczeniach, a zwłaszcza pracujący tam, zrobili coś z tą wiedzą, zareagowali…? Żywię cichą nadzieję że tak…
Za czasu, gdy ja chodziłam do przedszkola, a było to kilkanaście lat temu normalne było zalepianie buzi taśmą, gdy się było gadatliwym dzieckiem, podawanie “dzieciom mlecznym” tylko mleka na śniadanie (nie było opcji wypicia herbaty,bo ją pili tylko bezmleczni), wpychanie do buzi jedzenia, gdy dziecko nie jadło. Mycie podłóg i łazienki domestosem (do dziś zapach domestosu, wlanego do wrzątku kojarzy się mi z przedszkolną łazienką). Podczas łączonych grup, mając 5-6 lat musiałam pomagać młodszym dzieciom ubierać się po leżakowaniu, bo paniom się nie chciało ubierać maluchów. Panie nauczycielki oczywiście wychodziły regularnie na papieroska, afiszując się przy tym paczką papierosów. Nie… Czytaj więcej »
Pracowałam w publicznym przedszkolu i z ręką na sercu- nie spotkałam się z takimi sytuacjami. Jest mi poniekąd przykro, że wychowawcy są stawiani w takim świetle. Możliwe, że przedstawione w artykule sytuacje rzeczywiście miały miejsc, ale rodzice też potrafią pokazać swój charakter.
To nie jest prawda w odniesieniu do żłobków publicznych(samorządowych), które zmam.Natomiast z prywatnymi bywa bardzo różnie.
Wiem co mówię .Pracuję w żłobku i życzę wszystkim takiej opieki.A przedszkolu społecznym , gdzie pracowałam wcześniej wcale nie jest tak kolorowo. Po prosu rutyna.
Witam. Nie będę tutaj komentować wpisu bo każdy.ma.inne doświadczenia i byśmy tutaj wzajemnie tylko sobie dogadywali i przegadywali. Ale chciałam tylko napisać że moim zdaniem i nie zmienię to dziecko dopiero po ukończeniu 2.5 roku jest zdolne do samodzielności i do bycia w grupie z rówieśnikami i musimy wszystko zrobić Żeby dziecko miało nas do tego wieku. Wiem są różne sytuacje zawodowe ale decydując się na dziecko jesteśmy tego świadomi
Nasz żłobek był fajny. Małe grupy, regularnie zmieniane pieluchy, pupy posmarowane kremem tak, że w domu nigdy tak nie było 😉 Drzemka wtedy, kiedy dziecko tego potrzebuje, a nie o sztywnej godzinie. Jedzenie dla dziecka można było przynosić własne, a Panie je odgrzewały i podawały maluchom. Placówka oczywiscie prywatna i droga. Ale cóż było robić, kiedy innych nie było. Wiem, że inni mieli mniej szczęścia. Przedszkole byli państwowa. Nie było źle, ale dla drugiego dziecka szukalabym innego. Duża rotacja pań, niezbyt sympatyczna pani dyrektor (dla rodziców, bo dzieci ja uwielbiały). Jedzenie mało atrakcyjne, ale porcje w porzadku. Zdarzało nam się… Czytaj więcej »
A to mnie jednak przeraziliście tymi opiniami.. Za 4 miesiące muszę posłać Borysa do żłobka i właśnie mam lekki stan przedzawałowy…
Nie ma czym sie denerwowac …mam porownanie. Akurat prywatny i panstwowy i pomijajac kwestoe finansow bo nie o to chodzi panstwowy jest lepszy. Nauka samodzielnosci dyscyplina ale i zabawa i to madra. Czasami w domu tak nie organizuje czasuni rytmu dnia jak tam
Mój Syn chodził już jako 4 latek do prywatnego przedszkola i nie miałam żadnych zastrzeżeń co do wychowania i podejścia pań. Nie spotkałam się z problemami i od innych rodziców wiem, że też nie mieli uwag. Są ludzie i ludzie a pech chciał, że trafiło akurat tak nieszczęśliwie.
Janek jako nauczyciel wychowania przedszkolnego miałam łzy w oczach.
Na swojej drodze zawodowej spotkalam osobę, która za nieposłuszeństwo zamykała 2 letniego malca w ciemnej łazience bądź uderzala rączką malucha w kant stołu. Bardzo szybko Pani Dyrektor mnie zutylizowała…
Jednakże pracowałam z cudownymi nauczycielkami w publicznej placowce i ten czas wspominam bardzo ciepło.
Dziękuję za ten wpis. Pozdrawiam Was cieplutko.
Boje się doczytać do końca, bo planuję posłać córeczkę do żłobka od nowego roku…. :O