Nie cierpię, nie znoszę i gardzę. Doprowadza mnie to do szewskiej pasji, a mimo to, mi samej kilka razy się wymsknęło, podczas komentowania poczynania innych osób. Wścibskość, komentowanie, ocenianie. Codziennie walczę z pokusą, a jest ona ogromna. Na każdym spacerze, na placu zabaw, w przychodni i na Instagramie, czasami wścibskość kusi…
1 .Czasami z troski
Asia i Gosia to dwie przyjaciółki. Znają się od urodzenia. Dosłownie! Mama Asi przynosiła mamie Gosi swoje mleko, kiedy ta pierwsza walczyła o laktację. Asia i Gosia, podobnie jak ich mamy, są nierozłączne, choć dziś obydwie mają swoje rodziny. Nie ma tygodnia bez wspólnej kawusi i plotkowania. Asia ma męża, który pracuje w korporacji. Często wyjeżdża w delegacje, a Asia jeździ z nim. Wtedy Gosia usycha z tęsknoty. Asia dzwoni na Skype, ale to nie to samo, co wspólna kawusia w osiedlowej „biokawiarni”. Z ostatniej podróży Asia przywiozła Gosi magnes na lodówkę, modną chustę do noszenia malucha, jakiej nie znajdziesz w żadnym sklepie w Polsce, a do tego kilka nowości wychowawczych z Zachodu, od których Gosi zakręciło się w głowie.
Wyobraźcie sobie, że jest 15 stopni w słońcu, a Asia ze swoim oseskiem pociska w tej chuście. I wszystko byłoby okej gdyby nie to, że dziecko nie ma ani czepeczki ani skarpetek. Jak tak można? Skoro nawet mama Asi jest wobec tego obojętna, to Gosia, w imię zdrowia maluszka i nierozgarniętej przyjaciółki, musi interweniować – bez krytyki tutaj się nie obędzie. Pierwszą uwagę Asia bagatelizuje. Przy drugiej tłumaczy się i podpiera przy tym jakimiś publikacjami z mądrych, rodzicielskich czasopism, ale dla Gosi nic one nie znaczą. Przy trzeciej uwadze połączonej z sugestywnym prezentem w postaci nowej czapki i pięknych mięciusich bamboszy Asia po raz pierwszy wychodzi z „biokawiarni” nie dopijając kawy. A Gosia? Cóż jej się tylko wymsknęło. Przecież to z troski chciała Asi narzucić swoje zdanie…
2. Czasami z zazdrości objawia się wścibskość
Jezuuu! Jak Magda nie cierpi tej Kaśki. Ona działa na nią jak płachta na byka. Owszem, kiedyś sporo je łączyło. Wspólne podwórko, to samo liceum. Nawet kiedyś zdarzył im się jeden wspólny chłopak, choć wtedy nie miały o tym zielonego pojęcia. Finalnie stanęło na tym, że obydwie ochajtały się z Piotrkiem i Miśkiem, którzy są dla siebie kuzynami. Do pewnego momentu wszystko grało. Wspólne parawany w Ustce zbliżają jak nic innego. A do tego dzieci rodzone rok po roku. Magda pierwsza rodziła, więc Kaśka słuchała wszystkich jej porad. Ale to do czasu. Do momentu kiedy Misiek, ten od Kaśki, nie dostał dofinansowania z Unii. Ruszył chłop jak z kopyta.
Zatrudnił prawie setkę ludzi, kupił nowe BMW z tymi wszystkimi badziewnymi czujnikami. Oczywiście białe, żeby wszyscy w okolicy wiedzieli komu w życiu się udało i kogo stać na ręczną myjnię co kilka dni. Kaśka w tym czasie też nie próżnowała. Zamiast gotować obiady Miśkowi, wybierała kafelki do nowego domu. Dacie wiarę, że oni tę willę postawili w niecałe pół roku? Niechętnie się Magda wybrała na parapetówkę, choć Kaśka zaprosiła ich nawet z nocowaniem. „Szpanuje, że ma 4 sypialnie” – rzuciła do uradowanego zaproszeniem Piotrka. Będąc na parapetówce bacznie obserwowała jak jej dziecko bawi się z ich dzieckiem. Z obserwacji wyrwał ją głos Kaśki: „Piękną masz sukienkę Madziu”- powiedziała.
No tak, jej to teraz tylko sukienki w głowie, próżniaczka jedna.
„Dzieckiem byś się bardziej zajęła, zobacz moja czterolatka już tak pięknie składa zdania, a Twój syn? Pół słowa nie zrozumiałam z tego co do mnie powiedział” – odparła wyniośle Magda. „Mam świetnego logopedę i psychologa. Na państwową wizytę długo się czeka, ale przyjmują też prywatnie. Stać Cię! Idź żebyś później nie żałowała. Ja rozumiem, domy, sukienki, biznesy, samochody. Pamiętaj o tym, że rodzina jest najważniejsza. Zresztą powiem ci tak szczerze, Kaśka – kiedyś byłaś inna.” – rzuciła na odchodne Magda. Ona wie, że jej się to wszystko wymsknęło, że na pewno nie chciała tego powiedzieć. Że ona tak tylko… z zazdrości. Jak tu przestać krytykować innych, zwłaszcza kiedy ci inni krytykują ciebie?
3. Czasami z braku zrozumienia tematu
Kiedy Mariusz przyprowadził do domu Olę, jego siostra Ilona już po kilku chwilach wiedziała, z kim ma do czynienia. „Nie zagonisz jej przed ołtarz, ona z tych wyzwolonych. Zobaczymy, co mama na nią powie”- radziła w dobrej wierze Ilona. Wścibskość siostry drążyła temat. O dziwo, cała rodzina, prócz Ilony rzecz jasna, podzielała miłość Mariusza do Oli. Była serdeczna, wiecznie uśmiechnięta i skora do pomocy. Ślub wzięli tylko cywilny, bo podobno Mariusz tak zarządził, ale Ilona wiedziała, że to sprawka Oli, która jej ukochanego brata owinęła sobie wokół palca. Poza tym ona do tego ślubu szła już z takim brzuchem, że ksiądz u nich na wsi, to by się w życiu na udzielenie sakramentu nie zgodził.
Ilona pokornie czekała, aż z miastowej Oli wyjdzie jej prawdziwa natura. I jak na złość nie chciała wyjść, czyżby się pomyliła w swej krytyce? Po urodzeniu dziecka Ilona jeszcze bardziej gardziła Olą. Dali jakieś takie niebiblijne imię temu dziecku. Kordian?! Jak się to zdrabnia? Nie mogli dać chociaż Dariusz? Pasowałoby do Mariusza. Oni z tym małym mają wieczne problemy zdrowotne. A to jakaś grypa, a to zapalenie płuc. Typowe dziecko z miasta, chowane bez zarazków. Ola z Mariuszem i małym Kordianem odwiedzili Ilonę w ostatnią Wielkanoc. Mały Kordzik, bo tak go nazywają, już nie taki mały, bo trzyletni, odśpiewał cioci piosenkę po angielsku o kręcących się kołach w autobusie.
Ilonie się to wcale nie spodobało i już się jej cisnęło na język, by narzucić Oli swoje zdanie. Niewiele z tej piosenki zrozumiała. „Ochrzciłabyś tego waszego małego, to by przestał chorować. Jaki mu wzór dajesz. Dziecko od małego musi wierzyć. A wasze dziecko? Ono ani razu jeszcze w kościele nie było” – wymsknęło się Ilonie, ot tak, bez powodu…
4. Najczęściej z kompleksów
Dziewczyny z osiedlowego klubiku malucha co tydzień miały swój mały rytuał. Podczas gdy ich dzieciaki miały zajęcia z angielskiego, one wszystkie cztery wymykały się na ciacho do pobliskiej kawiarni, zwykle po to, by poplotkować i obgadywać innych ludzi za plecami. Parę razy zaprosiły na tę kawę Agatę, ale ona nigdy nie miała czasu. Zwykle wtedy ze starszym synem chodziła albo na karate, albo na szachy, albo na basen.
Przerost formy nad treścią, stwierdzały zgodnie dziewczyny z klubiku. Pewnie tym dzieciom puszcza Bacha i Mozarta w domu. „Na bank ma sztuczne cycki i napompowane usta” – rzuciła z pewnością w głosie jedna z klubiku. ”Też mi się tak wydaje” – dodała druga. Pewnie mąż to wszystko finansuje. Na bank ona i te dzieci go w ogóle nie widują. Ktoś musi zarobić na te jej wszystkie luksusy” – dodała z kpiną w głosie kolejna. „A widziałyście jej figurę? Na bank jest po liposukcji. Przecież żadna normalna matka tak nie wygląda. To takie nieodpowiedzialne! Przecież to najbardziej śmiertelny ze wszystkich zabiegów upiększających” – odparła znów pierwsza matka z klubiku, mieląc w buzi ogromny kęs wuzetki, którą po kilku chwilach popiła podwójnym latte z bitą śmietaną i syropem klonowym, zapominając o tym, że wścibskość jest tak beznadziejna.
„A ten jej synek? Jak on mnie wkurza! Ciągle go chwali ta od angielskiego, że taki dobry i wybitny. Oni jej pewnie w łapę dają, to chwali” – dodała na koniec druga klubikowa matka, a reszta przytaknęła ze zrozumieniem.
Obgadywanie Agaty trwało w najlepsze, jakby nigdy nie miało mieć końca.
Tydzień później było przedstawienie, a po przedstawieniu poczęstunek. Ustawiły się w kącie klubikowe matki bacznie obserwując sytuacje na sali. Kiedy Agata, z promiennym uśmiechem na twarzy weszła na salę, zmierzyły ją tylko i coś do siebie wyszeptały, jakieś kolejne komentarze pod jej adresem. Agata niczym nie zrażona podeszła do loży szyderczyń i najserdeczniej jak potrafiła rzuciła: „Ależ te nasze dzieci utalentowane, co?” Klubikowe mamusie kiwnęły tylko głową od niechcenia. „A pani syn to widzę, że już przejawia talent wokalny”- rzuciła Agata do pierwszej matki klubikowej.
Pamiętając, co ma na sumieniu, pierwsza klubikowa matka spłonęła rumieńcem i rzuciła tylko: „Ja tam wiem czy przejawia?”. Chwilę tak stały w ciszy, obserwując jak ich dzieci ganiają się po sali. Druga od dłuższej chwili zbierała się w sobie, by wygarnąć Agacie: „Bardzo pani faworyzuje to swoje pierwsze dziecko, ten drugi taki odtrącony. Ludzie to widzą Pani Agato, a dzieci takie rzeczy czują. Tak tylko pani mówię, żeby później się pani na starość nie zdziwiła.” Agata oniemiała. Zapomniała już, że są na świecie matki, którym czasem się wymsknie, których główną cechą jest wścibskość i wtrącanie się w to, o czym nie mają pojęcia, które czasem zapragną kogoś skrytykować. Tak zwyczajnie… z zazdrości.
5. Niech się nie wymyka
Nieważne, co nami kieruje. Każde „wymsknięcie” to narzucanie komuś swojego zdania, stylu życia, hierarchii wartości. To wchodzenie z ubłoconymi buciorami w cudze życie. Wścibskość nie jest fajna. Nikt na świecie nie zna lepiej tego tematu niż my, matki, słuchające nieraz komentarzy, krytyki na swój temat. O ile żyłoby się nam łatwiej, gdyby inne mamy nie wrzucały nam swoich trzech groszy do i tak już opuchniętej od tych wszystkich życiowych mądrości głowy. Wiem, że czasami robimy to w dobrej wierze, a czasami same nie wiemy, co nami kieruje. Jak więc przestać krytykować innych? Ale w każdej tego typu sytuacji najlepiej ugryźć się w język. Dla naszego dobra, dla dobra tej drugiej matki i przede wszystkim dla dobra jej dziecka.
Jeśli dziecku nie dzieje się realna krzywda, to nie dorzucaj do pieca, nawet jeśli wydaje ci się, że ty „tylko” wyraziłaś swoją opinię i chciałaś przecież dobrze. Dobrymi intencjami jest piekło wybrukowane. Wścibskość i wtrącanie się w nie swoje sprawy to fatalna cecha. Nie ma na świecie idealnej matki, ale każda z nas dla swojego dziecka jest ideałem. Mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Dobrze to ktoś kiedyś obmyślił. Nie schrzańmy tego.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Niestety najgorszymi “dobijaczami” rodziców są inni rodzice, a można by było sądzić, że będą wspierać będąc sami po różnych przeżyciach i wyborach. Jeśli w komentarzu nie nawiążę do posiadania córki, to przechodzi bez echa. Natomiast jeśli napiszę “cokolwiek”, to komentarze zaraz się znajdują i nie należą do podbudowujących. Wręcz przeciwnie. Zawierają sporo krytyki, naciągniętych wniosków, dociekań na temat mojej wiedzy (inteligencji) i wieszczą ciężkie życie Młodej z “taką” matką :). Nie bolą mnie ich “wymsknięcia”, bo wolność wypowiedzi w internetach jest, boli mnie ich chęć dowartościowania się kosztem innego rodzica. Miło było przeczytać ten artykuł :). Starajmy się nie włazić… Czytaj więcej »
Bardzo prawdziwe i dlatego smutne
Chętnie bym to dała poczytać mojej mamie i teściowej.
Jakie to prawdziwe, życiowe…. Czasem niektóre rzeczy warto przemilczeć i kąśliwe uwagi zostawić dla siebie…. Wszystkim będzie lżej…. I żyli długo i w zgodzie 😉….
Ja mam dwóch synów. Jasiek ma 8 lat a Ignacy 7 miesięcy. Tak się jakoś ułożyło w moim życiu że męża też ma drugiego i jest tatą Ignasia. Wiecie ile razy usłyszałam, że na pewno bardziej sie skupiam na małym i Janek kiedyś bedzie miał za to żal… Wiem,że tak nie jest ale strasznie to kłuje mnie w serducho :
Zrobiło mi się niedobrze na samą myśl, że mogłabym być ofiarą tych wszystkich “życzliwych”…
Idealnie, polecam poczytać teściowym… moja to na pamięć powinna ostatni akapit wykuć…a ja później bym ja z tego pytała, ojjj…