Na początku dba o to każda mama, a ubranka dziecięce dobiera z ogromną starannością. Z premedytacją napisałam „mama”, bo to głównie nasza, żeńska domena. Dość powiedzieć, że Janek do dziś nie potrafi zapamiętać, w której szufladzie Miecio ma bodziaki, a w której spodenki, a ma tych szuflad do wyboru całe trzy sztuki. 😉
Jak więc już wspomniałam, na początku dba o to każda mama.
Kupujemy te malutkie ubranka dziecięce z nieskrywaną radością. Rozpływamy się nas regałami z ciuszkami w rozmiarze 56. Kupujemy tego wszystkiego chore ilości nie mogąc się doczekać naszego małego bobaska. Najczęściej finał jest taki, że nasza pociecha będzie mogła skorzystać zaledwie z części tych ubranek. Nie mówiąc już o sytuacjach, w których rozmiar 56 jest za mały na nasze dzieciątko już pierwszego dnia życia.
Tak to już jest, że na początku stroimy, a później jakoś tak robi nam się wszystko jedno.
A szkoda, bo taką postawą zarażamy nasze dzieci, które później, ubierając się same już w dorosłym życiu, nie baczą na to jak wyglądają. A przecież jeszcze nigdy tak bardzo jak dziś nie liczył się nasz wygląd zewnętrzny. Niby nie szata zdobi człowieka, ale jednak jak nas widzą tak nas piszą…
Teraz pewnie myślisz sobie droga czytelniczko, że co ja tam mogę wiedzieć o realiach, w jakich żyją ludzie w naszym kraju.
Że niektórych nie stać na to żeby wrzucić coś do garnka, a ja tu piszę o ładnych ubrankach. Prawda jest taka, że chcieć to móc. Mały Miecio kiedy był jeszcze baaaardzo mały miał masę ubranek z second handów. Moja mama jest mistrzynią wyszukiwania pięknych rzeczy w lumpeksach, a ja odziedziczyłam po niej ten dar. Pamiętam jak będąc jeszcze w ciąży wracałam z całą siatą rzeczy dla Miecia i portfelem szczuplejszym zaledwie o 30 zł. Co ważne, ubranka dziecięce dla takich bardzo malutkich szkrabów warto wręcz kupować w lumpeksach, bo w większości przypadków są to rzeczy nieznoszone, bo któż by dał radę je znosić skoro dzieci tak szybko rosną.
Swoją drogą uważam, że to jest właśnie jeden z tych elementów, na który warto przeznaczyć część budżetu z 500+. 😉
Codziennie odbieram Miecia ze żłobka.
Co ważne, prywatnego żłobka, bo do państwowego się nie dostaliśmy. Do tego tańszego prywatnego też nie, więc ten nasz jest raczej z górnej półki cenowej, niestety. A piszę o tym, bo czasami totalnie zdumiewa mnie to, jak rodzice ubierają swoje żłobkowe dzieci. Jednym z częstszych widoków wczesną jesienią i późną wiosną jest dziecko, które do żłobka przychodzi w bodziaku i … samych rajstopkach. Takich kryjących, ale jednak rajstopkach. Zakładam, że rodzicom chodzi o wygodę i komfort malucha, ale ciekawe czy oni czuliby się dobrze idąc do pracy w koszuli i kalesonach….
U mnie w domu nigdy się nie przelewało.
Owszem, starczało od pierwszego do pierwszego, ale nie żyliśmy ponad stan. Moja mama zawsze kładła nacisk na to, jak jesteśmy ubrani z moim bratem. Często sama szyła i przerabiała nasze ubrania. Dostawaliśmy je w spadku po rodzeństwie ciotecznym, a ona robiła czary mary, żeby te ubrania znów wyglądały schludnie i estetycznie. Dlatego dziś nie jest mi wszystko jedno jak ubieram się na co dzień. To jest to, czego Jankowi trochę brakowało w jego dzieciństwie. I efekt był taki, że jak się poznaliśmy, to jego naczelnym strojem były spodnie szelesty i bluza polarowa. Ciuchy miały go chronić przed zimnem i nagością. Nic więcej. Parę lat ciężkiej pracy i Jan dziś wie, że na ważne spotkania ubieramy się schludnie i elegancko, a wszystkie polary gdzieś się po drodze zapodziały. 😉 Janek zrozumiał, że można mieć ubrania, w których też będzie ciepło i wygodnie, ale będą też lepiej o nim świadczyć.
Dziś jako mama Miecia kładę duży nacisk na to, żeby było mu wygodnie w noszonych ubrankach. Ale staram się również by każdego dnia wyglądał ładnie i schludnie.
Nie przebieram go za dorosłego, ale też nie przesadzam z infantylnymi ubrankami. Miecio przejął też pewne nawyki po nas. Każdego dnia, po tym jak zostanie ubrany, biegnie do lustra i przegląda się w nim. Obracając się raz w lewo, raz w prawo.
Ubierając dziecko estetycznie od najmłodszych lat uczymy je dobrego gustu i wyczucia stylu. A te cechy, choć z pozoru błahe, mogą mu się kiedyś bardzo przydać.
Drogi Rodzicu, niech ci nie będzie wszystko jedno kiedy codziennie rano ubierasz swoje dziecko. Pomyśl, że ono za kilka lat będzie ubierało się na pierwszą randkę albo ważny egzamin na studiach i też mu będzie wszystko jedno. Może lepiej, żeby jednak nie było…
Rampers, bodziak, czapki i bokserka – Raspberry Republic. <3
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Kochana! Lumpeksy są rewelacyjne jeśli chodzi o ubranka dla dzieci! Mój synek ma 14 miesięcy i ubierany jest w 85 % w lumpeksach! Ma kilka nowych, “sklepowych” ciuszków ale zaledwie 2-3 komplety, reszta: bodziaki, koszulki, spodenki, bluzy, kurteczki – lumpeks. I uwielbiam kiedy wchodzi do cioci i słychać: jak on ślicznie ubrany! A ja mogę dodać: za całe 4 zł! Bo tak jest.. mam ulubiony lumpeks gdzie ubranka są po 1 zł! Można się obkupić, ugasić głód “uroczych małych ciuszków” i nie zbankrutować! 😉
Też ubieram moje dziecko ładnie 🙂 I lubię jak nie wygląda jak choinka- wszystko z innej parafii, świeci, krzyczy i wali po oczach… Jednak w zimie biegał (hahaha- turlał się/pełzał będzie bardziej odpowiednim określeniem jego sposobu poruszania się 😛 ) w bodziaku i rajstopach- to właśnie ze względu na tę wygodę- jego i moją. Bo ileż razy można zakładać skarpetki… 😉
A Miecio to niezły model 🙂
Ja tam stroje mojego synka 😀 bardzo dużo rzeczy kupuje w second handach. Na allegro też dużo na olx. Lub po prostu poluje na promocję w hm lub Reserved . Najlepsze jest to że te ciuchy z second handow to same perełki, bardzo dużo zary, hm, Adidas , mam nawet kilka rzeczy od ralpha laurena😁 czasami sama się jak wsiora ubiore, byle syn wystrojony jest 😀
haha! To u nas troche inaczej. Prześcigamy się w strojeniu. 😉
Ja lubie coreczke ladnie ubierac duzo rzeczy sama kupije ale tez Lilka otrzymuje duzo w spadku po coreczce mojej przyjaciolki. Takie dzieciaczki nie maja jak zniszczyc ubranek co jest fajne i tanie za razem 😝
przekazywanie sobie ubranek to super zwyczaj!
Ale że w rajtach? Naprawdę? Ja staram się nawet po domu nie puszczać ich w rajtach… Jakoś tak mi nie leży ten look. Obserwuję jednak w wielu domach dzieciaki całe dnie latające w nich. Nie przekonuje mnie fakt wygodności… Myślę, że dresy są o niebo lepsze…