To moja pięta achillesowa. Słabość, o której ciężko mi momentami nawet myśleć. Od samego początku za punkt honoru postawiłam sobie, że Miecio będzie jadł tylko możliwie najlepsze produkty. W końcu jesteśmy tym, co jemy. Dlatego też karmiłam go piersią ponad 15 miesięcy oraz zachęcałam swoje dziecko do zdrowego jedzenia. W międzyczasie do jadłospisu diety dwulatka włączyliśmy słoiczki. Miecio pałaszował je ze smakiem. Jadł wszystko: warzywa, owoce, ryby, mięsko, a ja czułam się perfekcyjną mamą. Dzięki słoiczkom miałam poczucie, że daje mu produkty z możliwie najlepiej sprawdzonych upraw i hodowli, co w dużym mieście, na własną rękę, jest praktycznie nieosiągalne. Była też metoda BLW.
Wybredny niejadek
Później do jadłospisu dołączyły parówki i kabanosy – tylko takie najlepszej jakości, w końcu chodziło o podtrzymanie zdrowego żywienia dziecka. Następne były węglowodany: ziemniaki, chleb, makaron, kasza. Później pojawiła się „fazka” na nabiał, która zresztą trwa do dziś. Nie wiem jak to się stało, ale Miecio z dziecka jedzącego prawie wszystko z dnia na dzień zaczął się zmieniać w wybrednego niejadka. Każde postawienie przed nim talerza wiąże się z moim ogromnym stresem i ściskiem w żołądka, bo nigdy nie wiem, czy Dziedzic ruszy cokolwiek. Jest tylko jedna kategoria produktów, którą Miecio mógłby zajadać nieustannie – słodycze, a to jest to, co dzieci lubią jeść najbardziej.
Podstępna metoda BLW
I pewnie żyłabym dalej w poczuciu winy gdyby nie to, że po pierwsze podstępem udało mi się skłonić Miecia do jedzenia lepszych rzeczy, a po drugie uświadomiłam sobie jedną, bardzo ważną rzecz, ale o tym za chwilę. Na czym polega mój podstęp w nakłonieniu dziecka do diety? Otóż po pierwsze kupiłam Mieciowi talerzyk z trzema przegródkami. Metoda BLW dobrze z nim współgra. Niby nic, ale u nas działa. Proporcję ustanawiam następująco: do dwóch wkładam coś co chciałabym, by Miecio zjadł, a do trzeciej to, co on lubi najbardziej. I tak oto od tygodnia Miecio nie zjadł nawet kawałka czekolady, ani innych słodyczy. Ok, dziś zjadł ale… gorzką!
Wyłączając słone paluszki juniorki czy pełnoziarniste kuleczki zbożowe bez dodatku cukru z kakao, za które zapłaciłam miliony monet. Metoda BLW, czyli metoda podawania trzech produktów do wyboru działa u nas bardzo dobrze. Na cuda jednak nie ma co liczyć. Jeśli podałabym Mieciowi na takim talerzyku kurczaka zrobionego na parze, brokuły i jarmuż to wiem, że za cholerę by nie ruszył. Poza tym w weekendy Miecio razem z nami korzysta z dobrodziejstw diety pudełkowej SpokoBox (tak, mają też ofertę dla dzieci). Oczywiście nie jest tak różowo, że zjada wszystko, ale zjada dużo więcej niż do tej pory, a to znaczący krok ku zdrowej diecie dziecka.
Zostawmy dzieciom co dziecięce
Codziennie myślę sobie, co ze mnie za matka skoro daję Mieciowi jasną bułkę z masłem. Makaron ugotowany w osolonej wodzie bez jakiegokolwiek sosu. Przed utratą zmysłów do reszty chronią mnie tylko wspomnienia o tym, jak wyglądało nasze menu dziecięce w latach 80 i 90. Ktoś powie, że to wynikało z czasów, w jakich żyliśmy. Zaświadczam wam, że niejednokrotnie jako dziecko miałam dostęp do „superfood” ( nie wiedząc, że to to), a wolałam zjeść chleb z cukrem. A dziś? W życiu bym już go nie tknęła.
Smaki naszego dzieciństwa
Co zatem najchętniej jadła mała Marta? Na śniadanie jasne pieczywo z masłem i wysokosłodzonym dżemem. Najlepiej takim ze sklepu, bo miał ładną i kolorową etykietę. Ewentualnie słodki, owocowy jogurt z jeszcze bardziej słodkimi płatkami. Na obiad? Makaron z cukrem. Sam, bez truskawek – czasem ze śmietaną. Czasami od wielkiego dzwonu makaron z serem żółtym usmażony na patelni z parówkami. Jako rarytas, na niedzielne śniadanie mama robiła mortadelę w cieście naleśnikowym albo kiełbaskę smażoną na patelni z cebulką i koniecznie z keczupem. A skoro jesteśmy już przy keczupie to mogłam go dodawać dosłownie do wszystkiego. I choć moja mama do dziś robi najlepszy na świecie domowy keczup, to w dzieciństwie jadłam tylko ten ze sklepu, w plastikowym opakowaniu, który nawet nie stał koło pomidorów.
A to nie koniec braku stosowania u mnie zdrowej diety
Lubiłam zjeść także pierogi, ale tylko na słodko. Tak samo naleśniki. Za zupami nie przepadałam i tu Miecio jest dużo lepszy, bo on zje prawie każdą zupę. Na podwieczorek zjadałam słodki budyń albo przysmak świętokrzyski. Na kolację kasza manna z sokiem malinowym. Znów kanapki na jasnym pieczywie na przykład z paprykarzem lub jakimś nędznym pasztetem ze sklepu. Ten domowy, maminy był „feee”. No i jeszcze serki topione. Najgorsze gówno naszych czasów. Pamiętacie te w formie kiełbasek w plastikowych folijkach? W takiej samej była pyszna metka i jeszcze pyszniejsza pasztetowa. Lubiłam też tosty z serem i jakąś mielonką typu „jądro-wymiono-oko” czyli najgorszy sort mięsa.
Mój brat był jeszcze bardziej wybredny. Mimo, że wychowywaliśmy się na wsi, jadł jajka wyłącznie ze sklepu gdyż uważał, że takie są lepsze. Przecież zrobione przez fabrykę. 😉 A dziś obydwoje jesteśmy prawie wszystko żerni ( ja nie lubię flaków, grzybów i czerniny). Okresowo robię też sobie badania i wcale nie mam ani stłuszczonej wątroby, ani problemów z cukrzycą. Całe szczęście, że ta moja dieta za czasów dzieciństwa mi nie zaszkodziła.
Wrzuciłam na luz
Czy próbuję się w ten sposób usprawiedliwić? Absolutnie nie! Nie ma dnia żebym nie kombinowała co i w jakiej formie podać Mieciowi. By zjadł zdrowo i żeby uczył się nowych smaków, ale niekoniecznie od razu pod kątem zdrowej diety u dziecka. Dziś na przykład, widząc na raporcie ze żłobka, że Miecio zjadł cały obiad, pobiegłam jak oparzona do jego wychowawczyni żeby zapytać, co też zostało mu podane. Ale od teraz wrzucam sobie na większy luz, daję sobie na wstrzymanie i stopuję z poczuciem winy. Pora zostawić dzieciom to, co dziecięce, a takim czymś są właśnie smaki dzieciństwa. A na ostrygi i foie gras przyjdzie jeszcze czas. Dlaczego niby od własnego dziecka miałabym wymagać ogromnej otwartości kulinarnej, skoro sama byłam kapryśnym niejadkiem?
A teraz czas na Was: pochwalcie się w komentarzu jakie pyszności najchętniej zajadaliście w dzieciństwie?
[ad name=”Pozioma responsywna”]
chleb biały ze śmietaną i cukrem, mortadela w panierce jako “kotlet”, pomidorowa z makaronem, ale taka gładka (sam przecier pomidorowy sklepowy i śmietana), parówki, paprykarz, pasztet tylko w takiej żółtej puszce i kanapki z samym masłem. Z owoców jabłka i czereśnie.
A moje dzieci to kochają: ugotowany ryż, makaron- oczywiście nie ma mowy o polaniu ich jakimkolwiek sosem, kluski leniwe-z masłem i cukrem – BIAŁYM!!!, kopytka, i kotlety. Całe szczęście, że uwielbiają zupy i wpałaszują każdą jaką dostaną przed nos.A najdziwniejsze, że mój starszy “księciunio” w przedszkolu ma wdrożony program “Zdrowy przedszkolak” i tam je niemalże wszystko. No ale jak tu nie zjeść “naleśników Shreka” czy “Ciasta Shreka” (nie mając świadomości, że to ze szpinaku).
Smaki dzieciństwa: vibovit prosto z saszetki, kakao nesquick od babci z niemiec wyjadane łyżką z opakowania, masło łyżką z maselniczki (moja córka też wcina czasem samo masło), kostki cukru, chleb z cukrem też. Przez długi czas na śniadanie i na kolację “chleb z masełkiem i solą”. Żyję i mam się dobrze 😉 Nie lubiłam też mięsa, za to chętnie warzywa. Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego mama prosi, żebym zjadła chociaż mięsko, skoro to w warzywach są witaminy 😉 Z moją prawie dwulatką staram się wrzucać na luz, jak czegoś nie je, tylko pilnuję, żeby zjadła kolację (niedawno odstawiłam ją od… Czytaj więcej »
Moja mama zawsze mówi, że ja jadlam dosłownie wszystko i zawsze, jako dziecko pamiętam, że uwielbiałam np brukselkę i wszystkie możliwe warzywa, wszystkie zupy i nie tylko. Jak mama karmiła młodszą siostrę to podobno przychodzilam do kuchni i pytalam : ” a ona juz nie ce? (chce) 😅 zeby tylko móc po niej dojesc 😊 potrafiłam wyjadac suchą mąkę, bułkę, tartą, kakao, przyprawy i wiele innych produktów. Owoce wszystkie kochalam nawet, niedojrzale 😝 i jeszcze zawsze bylam chudzielcem 😅, a moja córka jest moim przeciwieństwem… Pozdrawiam
Chleb biały z masłem, kiełbasą, żółtym serem lub pasztetem, pieczony na złoto na piecu cyganku 🙂 tego smaku nigdy się nie zapomni 🙂 a zupy wszystkie jak leci, na wsi mieliśmy swój ogródek i własnych warzyw mama gotowała przepyszne zupy 🙂
Smak dzieciństwa? Z tych ohydnych; pasztet z zająca upolowanego przez znajomego rodziców, czy kanapka z kiełbasą i keczupem, czy wątróbka z cebulką (chyba dlatego jestem wegetarianką 😛 ) Z tych wspaniałych smaków; makaron z białym serem solony i smażony- przysmak ze szkolnej stołówki ;-P
A w sumie to u mnie było na odwrót… Jakoś tak od małego lubiłam wszystko. Dzieci w przedszkolu wybrzydzały, niedojadały skórek od chleba a ja wszystko. Dopiero w liceum coś mi się porobiło i przestałam kilka rzeczy lubić. Ale to dopiero jak się zetknęłam z inną kuchnią niż mamy. Mój brat to samo. Więc wniosek taki że moja mama gotuje najlepiej na świecie xD
Ja byłam strasznym niejadkiem, i miewałam “fazy”, podczas których dzień w dzień jadłam np chleb z czosnkiem 😀 albo tatar! Każdej osobie, która kiedykolwiek o jakimkolwiek dziecku pomyślała, że je za mało, polecam książkę “Moje dziecko nie chce jeść”, myślę też, że powinna przeczytać ją każda mama przed rozpoczęciem rozszerzania diety swojego dziecka, dzięki temu może zaoszczędzić sobie sporo stresów 🙂
Wiecznie na śniadanie chleb z gotowanym mlekiem od krowy i oczywiście cukier 😍 taki przysmak zamiast płatków. I moje najulubieńsze jabłka pieczone w ognisku ale to już był rarytas ☺️😂 do picia zawsze kompot z różnego rodzaju owoców. Zrobiony przez moją mamę. Teraz robię takie dla swoich córek 😍😍😍😍 a gdy już chodziłam do szkoły to zawsze prosiłam mamę o pisemną zgodę na wyjście do sklepu po bułe i chipsy. Takie drugie śniadanie.
chleb z masłem i ….. solą 😀
Mhm…placki ziemniaczane z kwaśną śmietaną. Kotlety z sera żółtego a’la schabowy. Kajzerki z miodem. Albo z żółtym serem i pomidorem. Ćwikła. Pasta z białego sera i sardynek w pomidorach. Pieczony kurczak, bo był rzadko. No i pomarańcze, szynka i orzechy włoskie – bo to tylko na święta było:)
Ja niejadkiem nie byłam, ale taką jakąś miałam łatwość odruchu wymiotnego, że bardzo często z byle powodu wymiotowałam, więc wyglądałam, jakbym była niejadkiem. Ulubione smaki dzieciństwa to: bułka z masłem i serek homogenizowany waniliowy w kwadratowym pojemniczku z rysunkiem krówki na wieczku, serki Hochland trójkąciki, kromki chleba maczane w jajku i smażone na patelni, ziemniaczane talarki pieczone na płycie pieca (najlepsze były takie półsurowe), kakaowe ciastka murzynki (w takim pudełku, z którego tata robił mi potem domek), wyrób czekoladopodobny z zakładów 22 lipca (jak na którąś Gwiazdkę dostałam 2 czy 3 tabliczki, zeżarłam wszystkie od razu i chyba tylko siłą… Czytaj więcej »
Bułka z masłem i pomidorem 🙂 No i keczup, wiadomo… 😉 Latem – ziemniaki z koperkiem i śmietaną… mhmhmhm 🙂
Na śniadanko chleb z musztardą, chleb ze śmietaną i Vegeta. Na obiad ziemniaki ze szczypiorkiem i kwaśnym mlekiem. Na kolację chleb smażony na oleju.
Chleb w jajku a jeszcze lepszy taki san suchy snaObyy na oleju.
Tez wszystko z ketchupem a moja córka nie lubi. Wiekszosc dzieci lubi a mbie dziwi ze ona właśnie nie. Chleb z musztardą. Co do corki to ze spaghetti jw tez tylko makaron z wody bez sosu i mięsa ewentualnie jeszczw z tartym serm żółtym. Przemycam teraz sok marchwiowy którego tez nie lubi jak tylko zobaczy pomarańcZowy kolor wiec kubek nieprzezroczysty i dolewam sok malinowy.
Kiedyś w przedszkolu na obiad były różowe kotlety , chodziłam potem tygodniami za mama ze ja chce różowe kotlety. W końcu zapytała sie pan w przedszkolu co to było i okazało sie ze właśnie mortadela. Do tej pory jak najdzie mnie ochota to prosze mamę o różowe kotlety , juz na zawsze bedą sie tak nazywać 😂
Chleb z cukrem boze w moim domu to szlo tonami 😉 swietny temat, u mnie w domu to samo a mam 3 nie jadkow. Kazde tak do 16 miesiaca jadlo wszytsko, a teraz pomidorowka tylko z samym konentratem, ser zołty i ketchup mogla dodac do wszystkiego i zjesc z wszystkiego. Ale najwiekszy hit to cos slodkiego. Skad sie to u dzieci bierze?
Wczoraj, niezależnie od Twojego wpisu, wspominałam co lubiłam jeść jako dziecko i o kiełbasie smażonej z keczupem 🙂
Moje smaki z dzieciństwa to też lekko podeschnięta bułka z ciepłym mlekiem i cukrem (białym oczywiście!) Na śniadanie, chleb ze smalcem domowej roboty, a na obiad kaszanka smażona na patelni 🙂