Rzadko kłócimy się z Jankiem w kwestiach wychowywania Miecia. Zazwyczaj obieramy wspólny front i w tych sprawach rozumiemy się jak w żadnym innym temacie. Tu jednak bardzo się poróżniliśmy. I tak jak bitwy na argumenty zazwyczaj wygrywa Janek, tak tym razem po dwóch godzinach trudnej dyskusji, to on przyznał mi rację. Dlatego postanowiłam podzielić się z wami moimi przemyśleniami, bo bardzo jestem ciekawa co wy myślicie na ten temat… Jakie powinny być relacje z dzieckiem?
Relacje z dzieckiem. Tak bardzo chciałbym zostać kumplem twym…
Temat zaczął się niewinnie i bardzo niepozornie. Usypiając Miecia, a zwykliśmy to robić razem, kładąc się we trójkę do łóżka każdego wieczoru, Janek rzucił, że już nie może się doczekać czasów, w których będzie mógł z Mieciem wyskoczyć na piwko i pogadać o życiu. I choć są to bardzo odległe czasy, to Jan bardzo lubi snuć swoje wizje na temat wspólnej przyszłości ze swoim Przyjacielem Mieczysławem. I w sumie ciężko mu się dziwić, bo przecież każdy rodzic chciałby mieć dobry kontakt z własnymi dziećmi, to już dalsza wypowiedź małżonka nieco mnie zaniepokoiła.
Zaczął snuć wizję o tym, że on to sumie już nie potrzebuje innych przyjaciół, bo przecież zawsze może sobie ich spłodzić. I że planuje całe życie pracować na to, by Miecio uważał go za swojego przyjaciela. Tego było dla mnie za wiele, bo ja absolutnie nie zgadzam się z takim podejściem. Utrzymywanie dobrej relacji z dzieckiem to jedno, ale tworzenie z nim aż takiej więzi to przesada. Uważam wręcz, że jeśli kochasz swoje dziecko, to najlepsze co możesz dla niego zrobić, to nigdy się z nim nie zaprzyjaźniać. Dlaczego tak myślę? Już wam tłumaczę…
Kim jest przyjaciel?
Według mnie przyjaciel to człowiek, z którym nadajemy na tych samych falach. Ktoś z podobnym bagażem doświadczeń i inteligencją emocjonalną na podobnym do naszego poziomie. Osoba, z kogo zdaniem liczymy się w każdej sprawie. Ktoś na kim możemy polegać i z kim możemy dzielić każdy problem. Przyjaciel to człowiek, którego akceptujemy w 100% i który akceptuje nas. Ktoś, kto nas wspiera i wykazuje zrozumienie w każdej sytuacji. Ktoś, kto bardzo dobrze zna nasze słabe i mocne strony, kto zawsze udzieli nam wsparcia. A teraz zastanówmy się czy na pewno chcielibyśmy obarczać taką rolą dziecko? Wychowywanie dzieci to też stawianie dziecku granic, które moim zdaniem szczęśliwe dzieciństwo wymaga.
Za wysokie progi na dziecięce nogi
Zawsze zazdrościłam moim koleżankom przyjacielskich relacji z mamami. Tak się składa, że miałam bardzo dużo dziewczynek w moim otoczeniu, których mamy były bardzo młode. Wynikało to przede wszystkim z czasów na jakie przypadało moje dzieciństwo, ale też z otoczenia w jakim wyrastałam. Zazdrościłam koleżankom tego, że razem z mamą wybierały się na imprezy czy wspólnie farbowały włosy na ten sam kolor. Moja mama nigdy oficjalnie nie pozwoliła mi pofarbować włosów. Zrobiłam to dopiero wtedy, kiedy sama już o sobie decydowałam. Nigdy nie umówiłam się z moją mamą na piwo.
A nawet teraz w dorosłym życiu nie jesteśmy dla siebie kompankami do wspólnych imprez. Mimo to jestem jej szczerze wdzięczna za taki podział ról w naszych relacjach, bo dzięki temu ja zawsze wiedziałam kto jest rodzicem, a kto dzieckiem i kto od kogo jest zależny oraz kto na kim może w tej hierarchii polegać. Tym samym nie robiła niczego, co mogłoby być odebrane w przyszłości jako działanie wbrew woli dziecka – w końcu dziecko nie może zdecydować się na nieprzyjaźnienie się z rodzicem. Pamiętajcie jaki wpływ ma ta decyzja na rozwój Waszego dziecka.
Buntu nie było – relacje z dzieckiem.
Pewnie też właśnie dlatego nigdy nie sprawiałam moim rodzicom większych problemów wychowawczych. Reguły w naszym domu były jasno ustalone i każdy wiedział jak funkcjonuje nasza rodzina. Nigdy nie dyskutowałam z ich decyzjami. Miałam szczęśliwe dzieciństwo pomimo tego, że rodzice brali na poważnie stawianie dziecku granic. Wszystko chodziło jak w zegarku szwajcarskim. Mogłam chodzić na imprezy, ale zawsze, podkreślam ZAWSZE, musiałam wracać o ustalonych porach. I co ciekawe, nigdy się nie spóźniałam, bo wystarczyła mi sama wiedza o ewentualnych konsekwencjach, których nigdy nie doświadczyłam. Mój nastoletni świat nigdy się nie zawalił, bo zawsze wiedziałam, że jak by co są oni: moi rodzice. Takie dwa bardzo solidne filary w moim życiu, których zadaniem było chronienie mnie przed złem całego świata. Mieli być wzorem i drogowskazem. I dokładnie tak było. Nigdy nie próbowali być moimi przyjaciółmi. I za to jestem im wdzięczna.
Co Ty dziecko wiesz o życiu
Nigdy nie brałam pod uwagę tego, że moi rodzice mogą mieć jakiekolwiek problemy i zmartwienia. Dla mnie zawsze byli uśmiechnięci, kryształowi. Wiedziałam że są jak skały, że nic ich nie ruszy. Dopiero dziś w anegdotach opowiadają mi o tym jak budżet domowy się czasem nie spinał. Jak pojawiały się rozmaite perypetie zawodowe. Jak często zawodzili się na ludziach. Nigdy mi jednak tego nie pokazali, a ja wiedziałam, że oni zawsze sobie poradzą i dla mnie zawsze będą wsparciem, że przy nich mogę czuć się bezpieczna. Nigdy po przyjacielsku nie próbowali mi się zwierzać z tego jakie mają problemy, co spędza im sen z powiek i z czym sobie kompletnie nie radzą. Z perspektywy czasu bardzo im za to dziękuję. Moje dzieciństwo było spokojne. Dokładnie takie jakie powinno być.
Relacje z dzieckiem. A moja mama powiedziała…
Kiedyś zazdrościłam koleżankom tego, że mamy mówiły im o wszystkim. O tym, że pokłóciły się z ojcem i o co dokładnie poszło. O tym jakie plotki krążą w ich pracy i dlaczego Kowalska rozwodzi się z Kowalskim. One o tych dorosłych życiach wiedziały wiele, a ja nie wiedziałam praktycznie nic. Żyłam nastoletnimi problemami, a moja codzienność toczyła się naturalnym dla siebie torem. Nie przeżywałam z moją mamą tego, że sąsiadka straciła pracę albo że jej mąż zachorował na raka. Ja miałam problemy adekwatne dla mojego wieku. Mogłam po swojemu rozwijać swoją inteligencję emocjonalną. Nikt nie rzucał mnie na głęboką wodę i nie zmuszał do rozumienia trudnego świata dorosłych. Na to miałam jeszcze czas. Te wszystkie dorosłe decyzje mają wpływ na rozwój dziecka, czasem nawet zbyt duży.
Kiedy dorośniesz Mieciu…
Podziękujesz nam za to, że nigdy się z tobą nie zaprzyjaźniliśmy. Że nigdy nie obarczaliśmy Cię swoimi problemami. Nigdy nie musiałeś być bardziej dojrzały niż wynikałoby to z twojej metryki. Że granice postawiliśmy jasno, a ty doskonale znałeś zasady panujące w naszym domu. To mogło dawać ci poczucie bezpieczeństwa – tak bardzo potrzebne do właściwego rozwoju emocjonalnego każdego dziecka. Że w czasach dzieciństwa byłeś po prostu dzieckiem i nikt nie próbował robić z ciebie dorosłego wymagając od Ciebie zrozumienia trudnego życia dorosłych.
Zaufaj mi chcę dla ciebie dobrze – relacje z dzieckiem.
Jako rodzice musimy liczyć się z tym, że naszym dzieciom nie zawsze będą podobały się nasze decyzje. Że czasami będziemy musieli zrobić coś wbrew ich woli. Ale pamiętajmy, że przecież zawsze zależy nam na ich dobru, chociaż oczywiście nie zawsze działanie wbrew woli dziecka będzie dobre. Dzieci patrzą na pewne sprawy przez pryzmat „tu i teraz”, a my jako rodzice powinniśmy na każdy temat patrzeć w dłuższej perspektywie. Za każdym razem powinniśmy się zastanowić nad tym, jak nasza decyzja sprzed chwili wpłynie na dziecko w przyszłości. Dlatego nie łam się, nie próbuj spoufalać się z dzieckiem tylko po to, by lubiło cię w tym momencie. Takie rzeczy nie mogą dziać się kosztem rezygnacji z wyznawanych przez nas zasad. Kiedyś nasze dzieci nam podziękują. Teraz najważniejsze powinno dla Ciebie być utrzymanie dobrej relacji z dzieckiem.
Szanuj mnie dziecko!
Z perspektywy czasu obserwując te same koleżanki, które tak blisko żyły ze swoimi mamami w dzieciństwie cieszę się, że moja mama nigdy nie próbowała się ze mną zaprzyjaźnić. Do dziś jest dla mnie autorytetem w wielu kwestiach. Do dziś wiem, że mogę na niej polegać i że ona niezmiennie jest moją opiekunką. Zdarza mi się jeszcze od czasu do czasu rozmawiać z tymi przyjaciółkami własnych mam. One dziś wcale nie są ze sobą blisko. A jeśli nawet, to ta bliskość nie jest na poziomie mentalnym.
Pytając o ich relacje zwykle słyszę: „a co ona tam wie…” Albo: „wiesz, miałam dość jej problemów, przecież ja mam własne. Nie mogę na niej polegać, bo nigdy nie była dla mnie wsparciem. Kiedy walił się mój świat, to ona też traciła grunt pod nogami.” I wtedy jeszcze raz dziękuję moim rodzicom, że nigdy nie próbowali się ze mną zaprzyjaźnić… i że nauczyli mnie dobrego podejścia do tematu wychowywania dzieci.
Zgadzam się całym serduchem. Chciałabym być taką super mamą jak moja! Jako dziecko nigdy nie miałam pozwolone aby siedzieć z dorosłymi i słuchać ich rozmów, jeśli rodzice się kłócili to bardzo często o tym nie wiedziałam. Mimo wszystko jak coś się działo mogłam przyjść zapytać, zdarzało się że było to na zasadzie “mamo, a moja koleżanka to tak się zastanawia…” 🙂 przyznam, że wyszło mi to na dobre, do tej pory mam stresa jak na mnje któreś z rodziców krzyknie:) i to jest szacunek którego chciałabym nauczyć swoich dzieci. Tym bardziej, że jak przyszły studia to z mamą zaczęłyśmy mieć… Czytaj więcej »
Ja również popieram taką wizję rodzicielstwa;) Moja mama traktowała mnie na równi ze sobą, zawsze dawała duży kredyt zaufania a jak ją zawodziłam nie otrzymywałam kary czy rozmowy, a jedynie 2-3 ciche dni… Przez to jednak żyłam ich życiem, na które nie byłam wtedy gotowa i w wieku nastoletnim bardzo pobłądziłam. Zawsze byłam dużo dojrzalsza od rówieśników i dziś uważam to jako zaletę, ale tylko dlatego że trafiłam na męża który był w stanie dobrze poukładać mi w głowie;) Jednak jestem im wdzięczna, że nigdy nie słyszałam o ich kłótniach (tego nam oszczędzili). Dzisiaj bardzo ją szanuję, ale nie jest… Czytaj więcej »
A ja dla odmiany, zupełnie się nie zgadzam. Moja mama była i jest moją przyjaciółka. Nie straciła przez to w moich oczach, dalej ją szanuje i w wielu dziedzinach jest dla mnie autorytetem. Zdaża nam się wyskoczyć na zakupy, na piwo, czy grzańca. Zawsze mogę do niej zadzwonić i wiem, że mnie nie zawiedzie. W drugą stronę działa to tak samo. Mimo to kiedy byłam nastolatką, nie przeżyłam żadnego buntu. Mam zdrowe relacje z rówieśnikami i wśród nich również mam bliskich przyjaciół. Myśle, że nasze nastoletnie wzloty i upadki tylko w niewielkim ułamku zależą od tego, jak nas wychowano. Bycie… Czytaj więcej »
Jest Pani pewna, że wie o wszystkich kłopotach mamy? A jeśli tak, i to nie miało negatywnego przełożenia na Pani rozwój emocjonalny, to gratuluję albo bardzo silnej psychiki, albo beztroskiego życia Pani mamy 🙂
Z całym szacunkiem, ale wspólne zakupy czy piwo, to jeszcze nie jest przyjaźń 🙂 Ale tak jak napisałam poniżej, traktowanie dziecka z szacunkiem może właśnie zaowocować przyjaźnią, kiedy dziecko będzie już dorosłe/na to gotowe.
I gratuluję dobrych relacji z mamą, wszak to jedna z ważniejszych osób w naszym życiu! <3
A czy Pani powierza przyjacielowi WSZYSTKIE swoje kłopoty i problemy? Pewnie nie, tak samo więc, moja mama zapewne nie mówi/mówiła mi wszystkiego. Co z resztą działa również w drugą stronę. Nie dzwonie do niej po każdej kłótni z mężem, czy synem. To co dla Pani nie jest przyjaźnią, dla kogoś innego może być. Uważam moją mamę, za najlepszą przyjaciółkę i fantastyczną matkę 🙂
W pełni się z Tobą zgadzam i to z własnego doświadczenia. W prawdzie moi rodzice może nie próbowali się ze mną przyjaźnić, ale kiedy byłam w gimnazjum, a ich małżeństwo zaczęło się rozpadać, zrobili ze mnie pośrednika i swojego powiernika. Mówili mi o rzeczach, o których ja jako ich dziecko, ani trochę nie chciałam wiedzieć. Nikomu nie polecam
A ja z kolei nie do końca się zgadzam. Tak jak Ty uważam ze rodzice nie powinni obarczac dzieci swoimi problemami, że powinni być dla nich wsparciem i powinni być konsekwentni. Ale można tak postępować traktując dziecko jak małego partnera albo jak smarkacza.Nie widzę nic złego w tym ze mamy “przyjaznily się ” z nastoletnimi córkami a odpowiedzi po latach niektórych z nich uważam za przejaskrawione albo okazało się ze jednak nie była to “przyjacielska” relacja.No bo jaki to przyjaciel który nie wspiera tylko mówi o swoich problemach?Czy tak postępuje przyjaciel ze jak Ty masz problem to się licytuje ze… Czytaj więcej »
Wg mnie traktowanie dziecka jak partnera, a traktowanie jak przyjaciela, to jednak dwie różne rzeczy 🙂 Plotkowanie z nastoletnią córką na zazwyczaj błahe tematy, to jeszcze nie “kumplowanie się”, choćby z uwagi na to, że (jak sama Pani pisze) nie będziemy obarczać dziecka poważnymi problemami dorosłych, np “tata stracił pracę, jak my sobie teraz poradzimy, boję się!”.
Wydaje mi się, że traktowanie dziecka z szacunkiem może właśnie zaowocować przyjaźnią, kiedy dziecko będzie już dorosłe/na to gotowe.
zgadzam się w 100%, podpisuję się pod tym rękami, nogami i czym tam jeszcze się da… mam identyczne wspomnienia, doświadczenia z własnego dzieciństwa i mimo, że pamiętam, że wielokrotnie złościłam się na rodziców za to, że traktują mnie jak smarkulę (którą wówczas niewątpliwie byłam), że stosują zakazy, nakazy, że nie są tak “cool i wyluzowani” jak rodzice moich rówieśników, to dziś to ogromnie doceniam i dziękuję, że właśnie tacy byli! Dziękuję Ci bardzo za ten tekst :* za przypomnienie o zdrowych relacjach na gruncie rodzic-dziecko, przyda mi się to przy budowaniu ich z moimi dziećmi “nieprzyjaciółmi” 😉
Dziecko nie powinno być przyjacielem rodzica, to prawda. Dziecko ma problemy swoje, adekwatne do swojego wieku i nie powinien zajmować się problemami rodziców. Chore jest dla mnie opowiadanie dziecku, że mam pokłóciła się z tatą i o co. Po co dziecku taka wiedza? Spoko, niech wie, że dorośli się czasem kłócą i że mama z tatą choć się kochają mają gorsze chwile, ale jednocześnie to powoduje jakiś podział w głowie dziecka na lepszego i gorszego rodzica, bo tato wkurzył mamę, więc powinienem być na niego o to zły. Jednak rodzic powinien być przyjacielem dziecka – nie być jego jedynym i… Czytaj więcej »