Sytuacja sprzed kilku tygodni. Cały dom w chorobie. Nawet babcia Tereska, która wpadła do nas na kilka dni, zaraziła się od naszej ferajny. Siedzimy więc w piątkę z gilem po pas. Jan podejmuje męską decyzję: zamawiamy lekarza do domu. Po dwóch godzinach wpada do nas energetyczna babka po 50tce, która jednym spojrzeniem rozstawia wszystkich po kątach. Jan ukradkiem wymyka się do bankomatu po kasę dla pani doktor, a ja z babcią zostajemy z chłopakami. Na pierwszy ogień idzie Miecio. Zmienne zachowanie dziecka, mojego dziecka – doprowadza mnie do szaleństwa.
Zmienne zachowanie dziecka. Pani doktor prosi bym rozebrała go do badania.
I w tej sekundzie mój pierworodny z super grzecznego i ułożonego chłopca, który na powitanie wysłał pani doktor buziaka, rozpętuje piekło. Okazuje się, że Mieczysław, chłopak badany już jakieś sto tysięcy razy z racji astmy wczesnodziecięcej, raptem boi się stetoskopu. Próbuję go podnieść, ale jego wiotkie rączki, które specjalnie rozluźnił powodują, że z impetem ląduje na podłodze. Wrzask niesamowity! Kwik, krzyk i ani jednej łzy. Sama będąc w gorączce rozkładam ręce. Wtem do domu wchodzi Janek. Miecio jak zaczarowany uspokaja się. Jan bierze go na kolana, a Pani doktor bez problemu zagląda Mieczysławowi we wszystkie dziury. WTF? – pomyślałam… Mój mąż chyba zdobył super moc i nagle wie, jak uspokoić dziecko, nic nie robiąc.
Po co wracałaś?
Nie zliczę ile razy słyszałam od Janka po powrocie do domu z jakiegoś wypadu na miasto lub ze spotkania: „No i po co wracałaś? My tu sobie świetnie radzimy! Miecio jest taki grzeczny.” Oczywiście z momentem przekroczenia progu mieszkania ten miły Mieczysław znika bezpowrotnie. I tak jest za każdym razem. Podczas mojej ostatniej nieobecności Jan wybrał się z Mieciem sam na szczepienie, okazało się że to był pierwszy raz kiedy Miecio nawet nie zakwilił podczas zastrzyku. Magia? Nie, to tylko zły wpływ matki. Może to przez błędy wychowawcze rodziców? Nie mam pojęcia.
I pewnie w życiu nie zdecydowałabym się na to wyznanie gdyby nie to, że parę dni temu na jakimś zagranicznym blogu natknęłam się na podobne doświadczenia innej mamy. Ona też opisywała ten stan, kiedy dziecko przechodzi ludzkie pojęcie w jej obecności podczas gdy z tatą jest istnym aniołkiem. Więc to chyba nie jest tak, że ja po prostu nie wiem, jak wychowywać dziecko, a zmienne zachowanie dziecka to już codzienność.
Jest kilka teorii, a prawda okrutna
Jedna z teorii mówi o tym, że dziecko dlatego tak zachowuje się przy matce, bo jedynie przy niej czuje się w 100% bezpieczne i pozwala sobie na pokazanie wszystkich kłębiących się w nim uczuć. Jeśli więc w żłobku przez cały dzień jest grzeczne, to gdzieś musi dać upust swoim emocjom i frustracjom. A nie ma lepszego ku temu miejsca jak matczyne ramiona. Nie musicie więc już winy za takie zachowanie zwalać na bezstresowe wychowanie.
Jest też teoria, że działa tu po prostu zasada odmiany. Tata jest czymś nie tyle nowym, co po prostu rzadszym w kontekście samodzielnej opieki i z założenia jest to dla dziecka sytuacja nowa, ciekawa i bardziej stymulująca. A co za tym idzie na marudzenie szkoda czasu. Analogicznie matka, do tego nadopiekuńcza, jest cały czas obok, więc nie budzi ciekawości.
Przypuszczam jednak, że w naszym przypadku prawda jest inna, bardziej okrutna. Otóż nawet taki mały chłopiec, jak Miecio doskonale wie, na co może sobie pozwolić. Jaka będzie moja, a jaka Janka reakcja w danej sytuacji. Weźmy na przykład to szczepienie: zawsze kiedy chodziliśmy razem Miecio nieznacznie szlochał z bólu, dyskomfortu. Zawsze znajdował ukojenie w ramionach mamy. Z tatą jest bardziej zadaniowo i Miecio już teraz potrafi wyczuć tę różnicę. Dlatego kiedy tata mówi, że chłopaki nie płaczą, to Miecio instynktownie się do tego stosuje wiedząc, że po fakcie zobaczy w oczach ojca uznanie i aprobatę. Takie są zasady „działania” rodziców. Może więc warto nauczyć się, jak zachować spokój przy dziecku i zimną krew oczywiście, a może to poskutkuje.
Zmienne zachowanie dziecka. Dzień sam na sam
W sobotę spędziłam cały dzień z Mieciem i Zyziem sam na sam. Poszliśmy sobie na krótki spacer, na którym nieuważny Mieczysław zaliczył glebę. Pierwsza reakcja? Syrena okrętowa! Batory wchodzi do portu! Ja, pchając wózek i taszcząc zakupy oraz balonik, który Miecio dostał od ekspedienta w sklepie, rzuciłam tylko: „Nie mazać się, żołnierzu! Nic się nie stało!”. I wiecie co? W jednej sekundzie przestał płakać. On był zdziwiony i zdziwiona byłam ja. On, że powiedziałam to, co powiedziałam, a ja, że to zadziałało. Do końca dnia Miecio był przemiłym i bardzo grzecznym, ale przede wszystkim niesprawiającym żadnych problemów chłopcem. Po powrocie Janka mogłam śmiało powiedzieć: „Po co wracałeś? My tu sobie świetnie radzimy. Miecio jest taaaaki grzeczny.” Nagle problem z tym, jak uspokoić dziecko przestał dla mnie istnieć.
Morał?
Dziecko pozwala sobie na takie zachowanie, jakie aprobuje rodzic, więc zastanówcie się, bo może to jednak są błędy wychowawcze rodziców. Ciągle bada granice, do których może się posunąć. I choć mi do dziś jest ciężko uwierzyć w to, że do tej pory Miecio czuł, że ja „pozwalam” mu na płacz i wszechobecne marudzenie, to coś w tym musi być. Bo w momencie kiedy nieco weszłam w rolę Janka, stanowczo stawiając granicę i mniej użalając się nad nim, okazało się, że mój prawie trzylatek potrafi być przy mnie zdyscyplinowany a przy tym radosny i szczęśliwy.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
U nas tak samo,luz z tatusiem a jak wraca mama to syrena.Mój synek pięciolatek dobrze wie jak doprowadzić mamuśkę do białej gorączki.Zauważyłam że moje dzieci lepiej zachowują się jak jest jedno z rodziców… jak tu żyć?😁😘
Jejku, a ja myślałam, że tylko u mnie tak jest. Z tatusiem aniołek, a ze mną może sobie pozwolić na więcej. Masakra 😂
U Nas na odwrót. Przy mamusi aniołek a przy tatusiu maruda 🙂
No jakbym czytała o nas. Mamy problem z przebieraniem pieluchy. Kiedy robię to ja Oliwier już przy próbie położenia go na przewijaku rzuca się jak opętany. Przebieranie trwa czasami pół godziny a ja czuje się jak po maratonie. Natomiast mąż nie ma z tym żadnych problemów. Oli nawet nie zapłacze. I gdzie tu sprawiedliwość?????
Kurcze to ile mnie jeszcze czeka bojowych zadań z moja córką ( 4,5mc)
Cos w tym jest 😉 p.s.: zdjecie takie znajome jak bym je juz gdzies widziala 😋
Niestety ale i u nas sytuacja wygląda tak jak opisujesz. Przy tacie jest grzeczny ładnie je, bawi się i nie marudzi a jak wraca mama do domu to zmiana. Już wiem jak dzialac. Dzięki za ten post. 🙂
uwielbiam Twoje wpisy !!! na bloga trafiłam kilka miesięcy temu, i zostałam 😉 Wiesz Marta mam dzieciaki w podobnym wieku jak Twoje i wydawało mi się że ogarniam 🙂 ale Ty to jesteś petarda!!
U nas są trzy kręgi wtajemniczenia- dziadkowie (Olson jest diabłem wcielonym), rodzice (jest psotnikiem), oddzielnie rodzice (aniołek). Wiadomo wie z kim może sobie na co pozwolić i do jakiej instancji się odwołać z płaczem. Oczywiście z płaczem na zamówienie, łzy wysychają z chwilą gdy mu się odpuści.
U nas tak samo sjuż myślałam że tylko moje dziecko takie jest 😃
To prawda ! Mój bratanek z moim bratem zostaje w każdy weekend z racji tego.że bratowa studiuję zocznie młody ma 2 lata i kiedy jest z nią to slysze” ku..no nawet kawy wypić.nie mogę…” zaś ostatnio ich starszą córką mówi do bratowej jak wróciła w weekend „…mamo był grzeczny nie płakał, jak jest z tatą serio jest ok…to Ty się niepotrzebnie wczuwasz….”😂! Nic dodać nic ująć jak zawsze fajnie się Was czyta !
U nas dokładnie to samo.. sytuacja z dzisiaj: odsysanie smarkow z i zakraplanie noska..przy mnie krzyk i odpychanie łapkami .. tato wraca z pracy i załatwia sprawę w 15 sekund bez pisknięcia!!!
och tak. cudnie napisane. od początku tak było. w sumie nie mam się czemu dziwić, skoro poziom napięcia, wkurwu i stresu u mnie od zawsze był i jest sto razy większy niż u tatusia. Ale dopiero niedawno, Marta ma 8 lat, nauczyłam się nie być przy niej w tych ciężkich i trudnych dla niej sytuacjach. I tak, jak kiedyś gryzła mnie na fotelu dentysty, tak teraz wchodzi sama, znieczulenie zastrzykiem, borowanie i wychodzi. Rozmawiają sobie o polityce i konikach. Wychodzi, w poczekalni czeka tatuś i radośni wracają do domu. Gdzie ja pół żywa „jak było?? jak było??”. No i na… Czytaj więcej »
A u mnie jest odwrotnie! Ze mną jest istnym aniolkiem a z tata rozwrzeszczony i wiecznie marudzacy trzylatek 🙂
Jesteście wspaniali!!! Poważnie! Uwielbiam Was czytać, oglądać… Chociaż jeszcze nie jestem matką to i tak uważam, że tematy, które poruszacie są bardzo interesujące i ważne. Pozdrawiam Was Superstylery :)!
Aaaaaa jeszcze o czymś zapomniałam, uwielbiam waszą energię! Zarażacie nią ;D
U nas dokładnie jest to samo przy tatusiu Tosia jest istnym aniołkiem a że mną to czasami nie daje rady ale to chyba tak jak napisałaś za dużo pozwalalam 🙂 super wpis 🙂 pozdrawiamy
Zawsze jak się zale do męża że nasza starsza córka łobuzuje on mówi „Aurelia? Niemożliwe. Przecież to taki aniołek” mhmmm 😲😂
Super wpis!
To chyba natknelam sie na ten sam wpis co Ty 😄
A ten tekst z żołnierzem napewno kiedys wykorzystam na moim bobasie 😉
Jakie to znajome 😊❤