To najprostsza recepta na fajne dziecko jaką kiedykolwiek słyszałam. Dlatego też przez długi czas nie wierzyłam, że jest to możliwe. Jak wychować szczęśliwe dziecko? Analizując otoczenie, historie zasłyszane i te zobaczone na własne oczy, dochodzę do wniosku, że przepis na fajne dziecko jest jeden: fajni rodzice.
Zacznijmy od początku.
Warto byłoby uściślić kim według mnie jest fajne dziecko. Otóż fajne dziecko to dziecko szczęśliwe. Dziecko radosne, otwarte, bez kompleksów. Dziecko ciekawe świata, z rozbudzoną wyobraźnią i apetytem na życie. Tylko tyle i aż tyle. Najzwyczajniej na świecie szczęśliwy dzieciak.
Co ty wiesz o moim dziecku?
Jakiś czas temu podczas spaceru spotkałam dawno niewidzianą znajomą. Typowe spotkanie dwóch mam, które z ciekawością i czułością zaglądają sobie do wózków. Później krótka rozmowa o żłobkach i pieluchach, aż w końcu słyszę zdanie: „Jej! Tak czytam tego waszego bloga i powiem ci: marzy mi się. Marzy mi się, żeby moje dziecko było równie fajne jak twój Miecio. Myślisz, że to możliwe?” Na początku nie wiedziałam za bardzo co powiedzieć. Prócz tego, że zrobiło mi się miło, przypomniałam sobie poranek tego samego dnia, kiedy Miecio zrobił burdę o to, że wyciągnęłam z lodówki nie ten serek waniliowy, na który miał ochotę.
Pomyślałam sobie: „Co ty wiesz o moim dziecku? Widzisz tylko część naszego życia nie mając pojęcia, co dzieje się poza kadrami wrzucanymi na bloga. “Dopiero po dłuższej chwili zrozumiałam co autorka miała na myśli mówiąc, że mam fajne dziecko. Bo nawet sam fakt, że dziecko daje się fotografować, a na zdjęciach radośnie szczerzy się świadczy, że prawdopodobnie jest właśnie fajnym dzieckiem.
Szczęśliwy rodzic = szczęśliwe dziecko
Dzieci, szczególnie te małe, jak w soczewce ukazują to, co dzieje się w domu. Na buzi dziecka widać szczęśliwe życie rodzinne. Są papierkiem lakmusowym kompleksów swoich rodziców. Jak na dłoni pokazują to, jak rodzic podchodzi do życia i to, czym dla niego jest rodzicielstwo. Czy jest frajdą czy udręką. Czy dziecko traktuje jako wyzwanie, czy jak jedną wielką przeszkodę w realizacji swoich planów życiowych. Jeśli więc zastanawiasz się, jak wychować szczęśliwe dziecko, to na początku zadbaj o porcję radości dla siebie samej czy siebie samego.
Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak zwykła rozmowa z naszym partnerem, jej ton i dynamika potrafi kształtować nasze dziecko. Pomiędzy gestami dziecka jesteśmy w stanie wyczytać czy rodzice są szczęśliwi, czy sami rzucają sobie kłody pod nogi, każde wyzwanie traktując jako problem. Idealni rodzice oczywiście nie istnieją, co nie oznacza, że nie mogą się jako tacy jawić w dziecięcych oczach. Wierzcie mi, że warto próbować! Poza tym bardzo często narzucamy naszym dzieciom emocje.
Przykład?
Jakiś czas temu wybrałam się z Mieciem do kawiarni z dużą i przyzwoicie wyposażoną bawialnią dla dzieci. Ja zamówiłam sobie kawę, a Miecio szybko czmychnął do salki z zabawkami. Na początku był sam, ale po chwili pojawiła się dwójka nieco starszych dzieci wraz z mamami. Panie zaczęły rozmawiać ze sobą co sugerowało, że znają się nieco dłużej. Dzieci natomiast zachowywały się wobec siebie zupełnie obojętnie. Tak jakby się nie zauważały. W pewnym momencie Miecio podszedł do jednego z nich i zabrał mu auto, w zamian podając drugie i uśmiechając się szczerze. Dziecko wyrzuciło zabawkę i spłoszone pobiegło do mamy. Ta zerwała się od stolika, przykucnęła do podbiegającego dziecka i nerwowo je przytuliła.
Zamiast zapytać dziecko dlaczego porzuciło zabawę, sama postanowiła zinterpretować wydarzenia mówiąc: „Co kochanie?” Chłopiec cię wystraszył?” Jak się pewnie domyślacie, w tym momencie dziecko zaczęło płakać. Dlaczego? Bo przecież mama właśnie powiedziała mu co powinien czuć w takiej sytuacji. Narzuciła określony ton emocji, a ono, jak przystało na wystraszone dziecko, zaczęło płakać.
Narzucanie emocji
Kolejny przykład jest ze spotkania ze znajomymi, tym razem w domowych pieleszach. Czyli sami swoi. A że nasze towarzystwo ostatnio zaczęło się rozmnażać, to między nami wesoło latała gromadka dzieciaków z Mieciem na czele. Jedno dziecko było bardzo malutkie, a jego rodziców widzieliśmy wtedy pierwszy raz po porodzie. Do tej pory normalni, wyluzowani, teraz jakby coś w nich wstąpiło. Wyszli po angielsku ze spotkania po niecałej godzinie tłumacząc nielicznym, że ich niespełna 2 miesięczne dziecko jest na skraju histerii.
Rozumiecie? Bobas, który leżał sobie spokojnie w wózku okazał być się na skraju załamania nerwowego, bo tak jego spokojne ruchy odczytali jego znerwicowani i chyba niedospani rodzice. Jak tak dalej pójdzie to mają małe szanse na fajne dziecko, a ono ma nikłe szanse na fajnych rodziców. Widać, że nie znają przepisu na szczęśliwe dziecko.
Jest wiele rozwiązań
Pamiętaj, że w każdej, stresowej czy konfliktowej sytuacji możesz postąpić na wiele sposobów, a twoja reakcja w prostej linii wpłynie na odbiór wydarzenia przez twoje dziecko. Przykład? Nasz Miecio ostatnio odkrył, że można biegać. Biega, dużo, szybko i nieprzerwanie. Bardzo często się też przewraca. Czasami na dywan, czasami na kafelki w kuchni. Samo patrzenie na te upadki boli. Ale jego płacz, bądź brak płaczu w dużej mierze wynika z naszej reakcji. Jeśli powiem: “Ojeeeej! Mieciulku, przewróciłeś się? Bardzo boli?” , mogę mieć pewność, że będzie płacz. Kiedy jednak Janek, widząc upadek Miecia, dziarsko zawoła w jego stronę: “Powstań żołnierzu!”, ten jakby nigdy nic podnosi się i wraca do zabawy.
Dystans moi drodzy, dystans
To, czego życzę rodzicom, którzy chcą mieć fajne dzieci, to umiejętności spojrzenia na swoje pociechy z dystansem. Zbytnie roztkliwianie się nad pociechą powoduje, że i ona staje się bardziej nerwowa i neurotyczna, nieufna wobec świata. A my jako rodzice wpadamy w wir poczucia winy wymieszanego z potrzebą całkowitej kontroli nad życiem naszego dziecka. Dystans to słowo klucz. Tylko on jest w stanie uchronić nas przed zatraceniem się w rodzicielstwie. A to zatracenie prowadzi w prostej linii do frustracji, nie tylko naszej. Bo szczęśliwy rodzic to szczęśliwe dziecko.
Z frustracją jest tak samo. Zanim więc znów się zepniesz i zaczniesz się przesadnie rozczulać nad swoim dzieckiem usiądź, weź trzy głębokie oddechy, a później szeroko uśmiechnij się. Najpierw do samego siebie, później do dziecka. Masz jeszcze szanse być fajnym rodzicem fajnego dziecka. Tylko fajni rodzice, czyli tacy, którzy potrafią docenić szczęśliwe życie rodzinne wiedzą jak wychować szczęśliwe dziecko, bo mają do tego potrzebne narzędzia. Chcesz się dowiedzieć jak być fajnym rodzicem? Nieskromnie powiem – bierz z nas przykład!
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Oj jak ja to dobrze znam. Mamy znajomych, bardzo bliskich, z którymi do pewnego momentu można było konie kraść itp. Byliśmy nawet w tym samym czasie w ciąży. Mają córkę miesiąc młodszą od naszej. Wydawać by się mogło, dalej będzie super. A oni tak się zmienili będąc rodzicami. Są cięgle pełni lęków i w takim duchu wychowują swoją córkę. Do tego stopnia, że jak moja Blanka chce dać tej drugiej buzi, albo podać zabawkę, żeby się zaprzyjaźnić bo ma już właśnie taką fazę, to tamta w ryk histeryczny. A rodzice zamiast wytłumaczyć tonem (bo to dopiero półtoraroczne dzieci), że wszystko… Czytaj więcej »
No właśnie! Niby jesteśmy tacy świadomi samych siebie, niby nad sobą panujemy. A tu pojawia się dziecko i bach! Jakoś ten instynkt samozachowawczy zanika. Dzięki za ten komentarz!
Jeżeli jedno dziecko wyrwie drugiemu zabawkę z reki, to wcale nie dziwię się, ze to drugie dziecko płacze (nawet jeśli w zamian dostało inna zabawkę). Wyobraź sobie, ze ktoś Ci zabiera torebkę i daje inna w zamian. Albo telefon. Jak byś się czuła? Nie byłabyś zaskoczona, oburzona, przestraszona? Chciałabyś się “bawić” czymś innym? Zapytanie dziecka dlaczego nie chce się bawić druga zabawka świadczyłoby o niezrozumieniu jego emocji.
Po pierwsze nie o tym jest wpis. Nie sprowadzaj całego artykułu do paru zdań. Po drugie przekładanie jeden do jednego świata dziecięcego na świat dorosłych jest nieporozumieniem. Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego. Po trzecie zaproponowałam zapytanie dziecka o porzucenie zabawy, następnie zachęcenie do niej, a nie sugerowanie, że ma się bawić drugą zabawką skoro taką dostał. Słowem moja propozycja to nierobienie problemu tam gdzie go nie ma. Po czwarte i co najważniejsze – dziecko zaczęło płakać, gdy przewrażliwiona mama powiedziała mu co ma czuć. Sam wcale nie miał na to ochoty. Ale mama wmówiła mu, że się przestraszył. No to… Czytaj więcej »
Po pierwsze, dziecku trzeba tłumaczyć, że się nie zabiera zabawek innym dzieciom. Tak, tlumaczyc to za kazdym razem, kiedy dojdzie do takiej sytuacji. Oczywiście, ze to się zdarza często w żłobku, przedzkolu, klubie malucha, w sali zabaw – gdziekolwiek, ale to nie znaczy, ze rodzic ma dawac dziecku sygnal “to jest ok o ile zaproponujesz inna zabawkę z usmiechem na ustach”. Po drugie, ten chlopczyk pobiegł do mamy, bo byl smutny, rozzalony, zly. Chcial się przytulic do mamy. Po co matka miala go pytac dlaczego porzucil zabawę? Przeciez to oczywiste. To prawda, ze byloby lepiej gdyby po przytuleniu go powiedziala… Czytaj więcej »
Podoba mi się ten tekst. Zapiszę go sobie i przy jakimś kryzysie odtworzę.
Jestem za, a nawet przeciw 😉 tzn. zgadzam się z tym, że dziecko uczy sie podejścia do wielu spraw i nastawienia do świata od nas, ale wierzę też w niejako wrodzony temperament dziecka. Nam trafił sie egzemplarz “w stylu Miecia” i nawet osławione “wybijanie sie na niepodległość” dwulatka jakoś nam idzie w miarę, ale obserwuje dzieci w bliskim otoczeniu, wychowywane przez wyluzowanych i otwartych, których dzieci są jednak bardziej wymagające.