Zaczęło się niewinnie. Oni młodzi, gniewni, przebojowi pod wpływem impulsu i dwóch butelek wina postanowili poszerzyć swoje wpływy w świecie. Ze swojej dobrze spasowanej dwójki postanowili stworzyć trójkę. W myśl zasady, że skoro każde z nich z osobna jest tak genialne i wspaniałe to to, co powstanie z ich połączenia będzie wprost… nie do opisania. Kilka zbliżeń, parę testów owulacyjnych i ciążowych później wiedzieli, że ten trzeci jest w drodze. Pierwsza nieudana próba nie zbiła ich z pantałyku. Wszakże każdy startup zmaga się z na początku z problemami. Takie choroby wieku dziecięcego nomen omen. Nie mazali się zbyt długo i od razu zabrali się do pracy. Tak więc Trzeci w wersji poprawionej pojawił się na pokładzie dokładnie rok i kilka tygodni po tym, jak rozpoczęli projekt. Dużo czytali, wszystko wiedzieli. A później okazało się, że nie wiedzą nic. Zupełnie nic o życiu we trójkę. O tym jak brak snu wpływa na kreatywność, której on potrzebował do swojej pracy. O tym, że zmęczone ciało boli tak, jakby ktoś wbijał w nie miliardy tępych igieł szpitalnych. O tym, że ten trzeci wcale nie jest taki ciekawy, i że życie z nim na co dzień nie jest tak fascynujące jak im się wydawało. O tym, że życie zmienia się nieodwracalnie i nie do końca mają wpływ na kierunek tych zmian. Dowiedzieli się jednak dużo o sobie. O tym, że on potrafi być wspaniałym tatą choć jego własny był jedynie ojcem. Że ona może wytrzymać bez zakupów pół roku i korona jej z głowy nie spada. Że on potrafi śpiewać kołysanki, i że zapamiętuje ich melodie. Że ona potrafi podnieść na duchu wtedy kiedy oboje nie wierzyli w to, że kiedyś jeszcze będzie dobrze. To ich scaliło, choć musieli walczyć o siebie nawzajem. Wiele razy on lub ona wpadali w przepaść czarnowidztwa, z którego tylko to drugie było w stanie wyciągnąć. Docenili to co mają. Pokochali to co dostali. Od losu. Od siebie nawzajem. Coraz częściej zamiast „muszę” mówią „chcę” i to w “Projekcie Dziecko” uważają za największy sukces. Przyzwyczaili się do nowej codzienności. Oni ją nawet pokochali. Choć jeszcze kilka tygodni wcześniej wątpili w swój projekt. Na ponad dwuletnie przejścia patrzą z sentymentem i wzruszeniem. Wielu emocji i uczuć doświadczyli pierwszy raz. Niektórych być może już nigdy nie zaznają. Poznali się jak łyse konie, ale Trzeciego znają tak na pół gwizdka. Dlatego on ich tak fascynuje. Każdy dzień z nim jest jak pudełko z nieznaną zawartością. Polubili takie nowe życie. To wszystko powoli zaczyna grać. Już za chwilę wrócą do starego życia. Ona pójdzie do pracy. On znów zanurzy się w projektach. Wiedzą, że nic nie będzie takie samo, choć wracają na stare śmieci. To nowe bywa trudniejsze i bardziej skomplikowane, ale ma wielki sens. Najważniejszy projekt ich życia dobiega końca. Oni tak to czują. Czy są zadowoleni? Są z siebie naprawdę dumni. Z Trzeciego też. Wypatrują zresztą już kolejnego…
Marta
Kocham modę i kolor – zresztą z wzajemnością! Nic, co kobiece, nie jest mi obce. Poruszam różnoraką tematykę – począwszy od kosmetyków, przez modę i trendy, a skończywszy na tematach „większego kalibru”, jak chociażby psychologia, czy parenting. Moim konikiem są włosy. Uwielbiam je czesać, stylizować, upinać i wiązać na nich chusty. Jestem mamą dwójki chłopców – Mieczysława i Zygmunta, szaleńczo zakochana w Janku a z wykształcenia? Studiowałam seksuologię sądową i kliniczną. Jeśli coś robię, to na 100%. Gdybym miała opisać się w kilku słowach? Kreatywna, artystyczna dusza, która jednak nie traci kontaktu z ziemią 😊. Na co stawiam przy prowadzeniu bloga? Na wiarygodność i autentyczność - bez tego nie wyobrażam sobie pisania dla Was. A! I gdybyście szukali – jestem rocznik ’85 😊.
Świetny felieton ! Bardzo mi sie podoba treść, konstrukcja i dawka humoru ! Dobra jesteś! Studiowałas dziennikarstwo? Ja tak i trochę mi tego brakuje…jednak nadrabiam u Ciebie Martus 🙂
Pierwszy raz u Ciebie -Was i już Was uwielbiam:) super wpis – lecę czytać następne:) gratulacje i pozdrawiam.