Czasem myślę sobie, że połowa naszego życia, naszej aktywności, to różnego rodzaju rytuały. Jedne wykonujemy z namaszczeniem, ciesząc się każdą ich chwilą, do innych nie przykładamy specjalnej uwagi, lecz mimo to czujemy potrzebę, by te codzienne rytuały były częścią naszego życia. Nie wiem, czy się zgodzicie, ale zarówno moje obserwacje jak i osobiste doświadczenia pokazują jedno. Ludzie, którzy mają pewne zwyczaje, o które dbają z należną uwagą, pieczołowicie je kultywując, mają bardziej jakościowe życie, cechują się lepszą organizacją, kulturą, ogólnym obyciem. Dziś poczucie bezpieczeństwa i siła rytuałów.
Siła rytuałów
Brak rytuałów czy to w przypadku dzieci, czy nas rodziców, kojarzy mi się z życiem, które jest byle jakie i niepoukładane. A to nie nasza bajka, dlatego naszym chłopcom od małego wpajamy różnego rodzaju rytuały. A że dzieci uwielbiają powtarzające się co jakiś czas czynności i poczucie bezpieczeństwa u nich się z tym wiąże, nie jest to specjalne trudne i pozwala zorganizować ich małe życie w spójną całość, mającą swój rytm dobowy, tygodniowy czy roczny.
Oto (NIe)codzienne rytuały naszych dzieci.
Posiłki – rytuały dziecięce na poranek, obiad i kolację
Przyznaję, że nie zawsze udaje nam się zjeść razem. Prawdę mówiąc, jest to nawet trochę niewykonalne. Na dzień dzisiejszy typowy poranek SuperStylerów wygląda tak, że o czwartej z minutami rano budzi się Zygmunt, wypoczęty, rześki, gotowy do zabawy. Z Martą stajemy na głowie, żeby zasnął i dał pospać chociaż do siódmej. Dziś dla przykładu, gdy się obudził i przez godzinę nie chciał zasnąć, wsadziłem go do bujaczka i jedną nogą zwisającą z łóżka bujałem czterdzieści pięć minut, aż zasnął. W tym czasie przyśnił mi się biały szkwał na Śniardwach. Ja w rowerze wodnym walczę o przetrwanie – jedną nogą pedałując pod wiatr, a drugą sterując mocząc ją w wodzie. Ponownie obudził się ze mną około ósmej.
Ja zmęczony po szkwale, a on wiadomo – kwitnący. Wstaliśmy i poszliśmy na kawę. Rano priorytetem jest u nas kawa i Zygmunt, ale bardziej kawa. Jak mawiał nieodżałowany Robin Williams – wspaniale pobudza mózg i okrężnicę. Następnie posiłek otrzymuje Zygmunt. Żarte jest to dziecko, więc długo to nie trwa. Następnie posiłek zjadamy my z Martą i czasem dołącza Mieczysław, gdy fartownie obudzi się razem z nami. Z reguły jednak lubi dłużej pospać, a my z uwagi na humory Panicza, wolimy go nie budzić bez powodu. Wszak szczęśliwe dziecko to szczęśliwa mama i tata, czy jakoś tak.
Obiady i kolacje, szczególnie w weekendy, staramy się jeść razem. Wadą jest to, że nie mamy ustalonej godziny, ale zaletą to, że każdy je to co lubi. Posiłek to ma być przyjemność. Oczywiście nie oznacza to ciastek z kremem, ale rodzaj zupy można przecież wybrać i na to zawsze Mieciowi pozwalamy. Dzięki temu, że często dajemy mu wybór, chłopak jest konkretny, zdecydowany i z byle powodu nie zmienia zdania. W ten sposób uczy się on w dzieciństwie przyzwyczajeń, które mogą zaprocentować w przyszłości. Budujemy nimi poczucie bezpieczeństwa.
Spacer
O ile pogoda na to pozwala, jest codziennie. W tygodniu chłopcy chodzą na spacery z nianią, a w weekendy z nami. Spacery, jeżeli nie jest szczególnie zimno, zawsze trwają półtorej do dwóch i pół godziny, także po spacerze z reguły jest posiłek i sen. Choć nie zawsze. To już zależy od chłopców. Zygmuś kima sobie w swoim rytmie co jakiś czas w ciągu dnia, a Miecio ostatnio sam nauczył się mówić, że chce położyć się spać i odpocząć.
Spacer zawsze uzgadniamy z Mieciem. Pytamy, gdzie chciałby pójść, sugerujemy kilka miejsc i mały może wybrać. W końcu spacery są dla chłopców, a nie dla nas. My mamy swoje treningi. Co ciekawe, Miecio nigdy do specjalnie utuczonych nie należał, ale odkąd zmieniliśmy wózek na model bez dostawki, Mieczysław codziennie pokonuje kilka dobrych kilometrów na własnych krótkich nogach, co zdecydowanie pozwoliło mu zadbać o jego trzyletnią sylwetkę małego Adonisa. Ma więcej energii, lepszy apetyt i lepiej sypia. Taki rytuał dla dziecka w postaci codziennych spacerów z pewnością przekłada się na jego zdrowie oraz kondycję.
Kąpiel
Jak wiecie, u nas ten rytuał nie występuje codziennie, ponieważ czasem robimy chłopcom dzień dziecka szczególnie, jeżeli wiemy, że nie ubrudzili się, spocili, a za oknem nie ma upałów. W każdym razie kąpiel, to u nas najbardziej skomplikowany zwyczaj pielęgnowany przez nasze dzieci. O ile Zygmunt nie ma jeszcze swoich przyzwyczajeń, o tyle Miecio ma ich całe mnóstwo. Po pierwsze kąpiel musi być z zabawkami. Najlepiej, żeby to były resoraki. Do tego w kąpieli musi być „pianka” oraz tabletka barwiąca wodę. Z każdym razem Miecio wybiera inny kolor po krótkim namyśle.
Kąpiel potrafi trwać i godzinę, a potem jest szybkie mycie, ręcznik i piżama. Z radością obserwuję Mieczysława, który podejmuje samodzielne próby mycia głowy i ciała. Jest nadzieja, że w dorosłym życiu nie będzie sprawiał przykrości swoim aromatem innym ludziom, szczególnie latem, w publicznym transporcie zbiorowym.
Przewijak
To rytuał i przyjemność dla dziecka, z której starszy syn już wyrósł, a młodszy jest w jej apogeum. Zmiana pieluchy, przebieranie, czy wycieranie po kąpieli, to zawsze doskonała okazja do żartów, zabaw, gilgotek i poznawania świata, nawet w ten sposób kształtujemy poczucie bezpieczeństwa u naszego młodszego syna. Zygmunt jest teraz w takim okresie, że cokolwiek leży na przewijaku, musi być sprawnie pochwycone, obejrzane i wsadzone do buzi.
Dlatego zużyte pieluszki od razu lądują na podłodze, poza jego zasięgiem.
Jak wiecie do kąpieli i pielęgnacji używamy jednej serii kosmetyków, czyli Baby Dove. Odkąd włączono u nas ogrzewanie, gdy tylko mamy wrażenie, że skóra Zygmunta nieco się przesuszyła, stosujemy balsam z tej serii. Marta używa go również do masażu, który Zygmunt uwielbia, a który mama wykonuje mu co jakiś czas
Baja
Bajki to u nas też rytuał. Są wieczorem i w nagrodę. Czasem również w dzień, gdy pogoda za oknem nie zachęca do spacerów i gdy arsenał puzzli, kart memory, plastycznych zabaw i chemicznych doświadczeń uległ wyczerpaniu, a każdy z chyba dwustu resoraków dokładnie objechał całe mieszkanie.
Bajki są u nas realizowane na dwa sposoby: albo czytane, albo w postaci filmów. Staramy się nauczyć Miecia bacznego słuchania czytanych książeczek, jak również oglądania pełnometrażowych filmów, co nie ukrywam, całkiem dobrze się udaje. Miecio coraz częściej potrafi dość długo słuchać czytanej bajki lub obejrzeć cały, pełnometrażowy film. Jak wiecie, już kilka miesięcy temu bez problemu pochłonął w kinie całe Auta 3 nie nudząc się ani przez chwilę, a ostatnio był z nianią na Minionkach i też obejrzał je z wypiekami na twarzy.
Drapanie po pleckach
Jeżeli ktoś zapyta mnie kiedyś o cechę Marty u Miecia i moją u Zyzia, to wymienię drapanie. Marta uwielbia po plecach i tę cechę odziedziczył po niej Miecio. „Tata, dap” czyli „Tata drap” to klasyk każdego pokładania się na kanapie i usypiania. Chwilę po zgaszeniu światła Mieczysław podciąga koszulkę na plecach i każe się drapać. Uwielbia to, jak zresztą cała Rodzina Maciejewskich. Dlatego nieraz już drapałem na dwie ręce – i Martę, i Miecia naraz. Poczucie bezpieczeństwa, dzięki takiemu drapanku gwarantowane.
Z kolei Zygmunt to mój człowiek. Mam takie jedno miejsce, gdzie uwielbiam być drapany. Jak już skończycie o nim myśleć, to dodam tylko, że jest jeszcze drugie takie miejsce i to jest właśnie głowa. Słowem dwa najważniejsze elementy każdego faceta. Uwielbiam być drapany i głaskany po głowie. Odpływam wtedy, relaksuję się, zasypiam. Zygmunt ma tak samo i to wspaniała cecha, bo gdy zostaliśmy ostatnio sami, podczas wyjazdu Marty do Berlina, wystarczyło wieczorem chwilę pogłaskać Zygmusia po głowie i facet odpłynął. Ach te geny…
Jak widzicie nasze dzieciaki mają swoje liczne nawyki i rytuały, które wpływają na kształtowanie poczucia bezpieczeństwa. A jakie mają Wasze szkraby?