Próbuję sobie przypomnieć jak to było, kiedy nie było dzieci? Mam masę wspomnień z tamtego czasu. Trudniej mi jest przypomnieć sobie jaka ja byłam, kiedy nie było dzieci. Mam wrażenie, że to był ktoś zupełnie inny. Że to był ktoś, z kim dziś z chęcią umówiłabym się na kawę i powspominała stare dobre czasy… Czy dogadałybyśmy się bez słów? Mam pewne wątpliwości…Jakie są początki macierzyństwa?
Bycie mamą od czterech i pół roku uświadomiło mi jedną, bardzo ważną rzecz.
To niesamowite, że będąc nią tak długo, ciągle nachodzą mnie nowe refleksje i przemyślenia. Na niektóre z nich potrzebowałam więcej czasu, na inne wciąż jeszcze czekam. Ostatnie z nich wręcz mnie olśniło. Dopóki nie miałam dzieci macierzyństwo wydawało mi się czymś łatwym i intuicyjnym. Nikt nie robił wokół tego jakiegoś specjalnego zamieszania. Rodzice zdawali się mieć zawsze receptę na wszystko i odpowiedź na każde pytanie. Jako dziecko czułam się bezpieczna. Świat, w którym żyłam spuścił na trudy macierzyństwa zasłonę milczenia. A otoczenie i ludzie wokół, którzy budowali obraz macierzyństwa dawali ułudę idealnego świata, spełnionej mamy i prawie nigdy niepłaczącego dziecka.
Kojarzycie ten obrazek z reklam pieluszek, kremów i zabawek? Początki macierzyństwa wydawały mi się takie piękne i wzniosłe. Decydując się na dziecko miałam przed oczami tylko i wyłącznie taki obraz bycia mamą. Myślę, że to jeden z powodów, przez który tak bardzo odchorowałam macierzyństwo na początku. Ciągle myślałam: coś jest ze mną nie tak. Przecież jako mama powinnam wiedzieć wszystko, rozumieć każdy płacz mojego dziecka, wiedzieć kiedy jest głodne i dlaczego gorączkuje. A ja miałam totalną pustkę w głowie. Czułam się gorsza, wybrakowana. Tak jakby ktoś nie wgrał mi na czas odpowiedniego oprogramowania. Z biegiem czasu zaczęłam zauważać wokół mnie inne mamy, które również boksują się z macierzyństwem, które również są przygniecione przez początki macierzyństwa. Walczą z niewyspaniem, którym trudno jest zaakceptować brak niezależności. Które źle znoszą to, jak ciąża rozprawiła się z ich ciałem. Wcześniej ich nie widziałam.
Może ich nie szukałam, a może ich sygnały przed urodzeniem dziecka nie były dla mnie czytelne.
Rozmowy z mamą.
Bardzo dużo dała mi też rozmowa z moją Mamą, która dopiero w moim dorosłym życiu przyznała się do tego, że nie zawsze wiedziała, że nie zawsze czuła się pewnie, że nie zawsze przepełniało ją szczęście. Nigdy nie słyszałam o problemach Rodziców. Oni nigdy mnie w to nie angażowali. Dopiero po latach dowiedziałam się, że mortadela w cieście na śniadanie w niedziele wynikała z braku kasy w domu. A mi się wtedy wydawało, że to jest totalny wypas – bo tak mi to przedstawiała Mama, a z jej rekomendacjami nigdy nie dyskutowałam. Dopiero po latach dowiedziałam się, że czasami się o nas bała, choć nigdy tego nie pokazywała. Były w naszym sąsiedztwie mamy, które na rozwalone kolano swojego dziecka reagowały podobnie, jak ich pociecha czyli płaczem. Moja Mama zawsze zachowywała zimną krew. Taką twarz ubierała dla mnie, żebym ja się mniej bała.
Kiedy mając siedem lat pokaleczyłam sobie całą twarz na rowerze powiedziała: “Będzie dobrze, tylko nie patrz w lustro”. 😉 Ale kiedy miałam pół roku i złapałam ospę to w takim stresie wybiegła z domu, że nawet nie zauważyła, że w mieszkaniu zostawiła ciotkę, którą zamknęła na klucz. Bała się i martwiła tak, jak ja teraz się martwię i boję. To dodaje mi otuchy, bo wiem, że nie jestem taka ostatnia i najgorsza. Szkoda tylko, że nam, matkom, nie wypada pokazywać tego lęku na zewnątrz. Nie wypada nam pokazać, że czegoś nie wiemy, że czujemy się bezradne. Czynimy tym samym ogromną krzywdę sobie, bo same tłamsimy te wszystkie złe emocje oszukując innych, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. To nie fair. Ani wobec nas samych, ani wobec innych mam, które nasz nieustający uśmiech wpędza w wyrzuty sumienia.
Mój Baby Blues
Pamiętam popłoch wokół mnie, kiedy zaczęłam mówić i pisać o tym, jak mi było nie po drodze z emocjami, które pojawiły się po pojawieniu dziecka. „Nie mów tak, to nie wypada”. „Nie pisz, że jesteś nieszczęśliwa, masz dziecko! Nie wszyscy mają to szczęście.” „Nie radzisz sobie? Co z Ciebie za matka?” Pamiętam, jak kiedyś pod artykułem o “baby bluesie”, w którym szczerze napisałam o tym, że musiałam poczekać na miłość do własnego dziecka, i że nie urodziłam jej na porodówce przeczytałam w komentarzu coś w stylu: „Szkoda mi Twojego syna! On kiedyś przeczyta ten artykuł i dowie się, że matka go nie kochała! Brawo”…
Zawsze kiedy podejmuję się czegoś nowego w życiu, lubię wcześniej poznać hipotetyczne zagrożenia. Porównałabym to do przygotowań do operacji. Kiedy lekarz jest w obowiązku poinformować o ewentualnych komplikacjach nawet jeśli występują w jednym na tysiąc przypadków. Wolałabym, żeby ktoś mnie przygotował do macierzyństwa te cztery lata temu, żeby ktoś mnie uprzedził, żeby ktoś szczerze powiedział mi o wszystkich zagrożeniach. Żeby ktoś wytłumaczył mi, że strach to normalne uczucie, którego nie powinnam się wstydzić, że bezradność wpisana jest w macierzyństwo i nie powinnam żyć z jej piętnem.
Długo wychodziłam z macierzyńskiego poczucia winy.
Z zazdrością patrzyłam na mamy z Internetu, którym wszystko szło jak z płatka. Niepotrzebnie się porównywałam, niepotrzebnie dążyłam do perfekcji, która okazała się złudzeniem.
Dziś żyje mi się lepiej wiedząc, że macierzyństwo to nie jest bułka z masłem, a początki macierzyństwa to nie są rurki z kremem. Łatwiej mi z myślą, że nie tylko ja nie miałam intuicji do tych wszystkich czynności przy dzieciach. Że mój instynkt macierzyński zaspał i nie obudził się na czas. Szkoda tylko, że nikt mi o tym nie powiedział wcześniej. Szkoda, że nikt nie miał odwagi wcześniej się do tego przyznać.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Zawsze zastanawialam sie, jak to jest mozliwe, że nie czuje sie miłości do własnego dziecka. W głowie mam tylko gwalty i wpadki.
A jednak jest inaczej 🙁 i to jest dla mnie jako matki przerażające. Życzę dużo miłości:*