Mam takie jedno bardzo smutne wspomnienie z dzieciństwa, które do dziś przyprawia mnie o dreszcze na całym ciele. Widzę w nim moją mamę, której łzy jak grochy spływają po policzkach. Słyszę płacz mojego brata w oddali. Ich pobyt w szpitalu wspominam do dziś. Czuję bezradność, bo jako dziesięciolatka nie miałam pojęcia, jak mogłabym pomóc.
Myślałam, że mojej mamie pęknie serce
Mój brat mając dwa latka zachorował na rotawirusa. Taki niby pryszcz, przecież wiele dzieci przez to przechodzi. Niestety bardzo szybko się odwodnił i wylądował w szpitalu, w izolatce. A izolatka w mrągowskim szpitalu to był pokoik dwa metry na dwa. Brata podłączono do kroplówki, a mamie podano lekarski metalowy taboret. Kiedy przyszła wieczorna pora pani doktor zapukała przez szybę do mamy wywołując ją z sali: „Musi już pani iść do domu. Zamykamy na noc oddział.” Mój brat instynktownie w mig zrozumiał sytuację. Resztkami sił zaczął błagalnie płakać, by mama nie zostawiała go samego na noc. Niestety musiała. Ja czekałam na mamę na korytarzu przed oddziałem.
Przez szklane drzwi widziałam jak dziarskim krokiem zmierza w moją stronę, a po policzkach płyną jej łzy. Słyszałam płacz mojego brata wydobywający się z izolatki na samym końcu tegoż korytarza. Myślałam, że mojej mamie pęknie serce. Całą noc nie spała. Z samego rana, kiedy jeszcze było ciemno pojechała do szpitala. Weszła do dyżurki i oznajmiła lekarzowi, że choćby ją mieli siłą wyprosić, to ona się nie da. Zadziałało. Przez kolejne trzy dni mama siedziała z bratem na oddziale dzień i noc. Specjalnie napisałam „siedziała”, bo o śnie nie było mowy. W maluteńkim pokoiku mama siedziała na metalowym, okrągłym taborecie, oparta o małą umywalkę. Po kilku dniach wróciła do domu umęczona, niewyspana, cała „połamana”, ale niezwykle szczęśliwa, bo z moim bratem na rękach.
To był ciężki czas
Pobyt dziecka w szpitalu to zdecydowanie moje najgorsze macierzyńskie doświadczenie. Dziś doskonale wiem, co wtedy czuła moja mama. Taki pobyt w szpitalu, choć z pozoru może wydawać się błahostką, szczególnie jeśli dziecku nie zagraża żadne bezpośrednie niebezpieczeństwo, jest po prostu straszny. Rozbija życie rodzinne, wyrywa nas z dotychczasowego funkcjonowania i umieszcza w bliżej nieokreślonej rzeczywistości, w której czas odmierzany jest zmianą kroplówki, podaniem leków czy mierzeniem temperatury. A w tym wszystkim najgorsze są noce. Światło wdzierające się z korytarza nie pozwala zasnąć. Płaczące dzieci tak dobitnie przypominają gdzie dokładnie jesteśmy.
Niewygodne krzesełko, materac na podłodze lub karimata nie dają szans nawet na pół godziny odżywczego snu. W najlepszym wypadku trafi się trzeszcząca leżanka, której zazdroszczą inne umęczone mamy. Znam to aż za dobrze, bo dokładnie rok temu spędziłam z Zyziem prawie trzy tygodnie w szpitalu. To były najtrudniejsze momenty bycia mamą. Ja, zawsze tryskająca energią, pełna zapału do życia miałam ochotę wyć do księżyca z bezsilności. Tęskniłam za Mieciem, za wygodnym łóżkiem, za normalnym życiem. Tylko dla Zyzia starałam się trzymać fason. Co ciekawe, kiedy dostaliśmy skierowanie do szpitala wcale nie panikowałam, nie byłam przerażona, bo już wcześniej leżałam tam z Mieciem.
Ale czas i to, że Zyziowi przez kilkanaście dni się nie poprawiało zrobił swoje. Żadnej mamie nie życzę takich doświadczeń. To takie chwile, w których nasza matczyna moc przestaje działać. Dlatego kiedy tylko słyszę, że jakaś znajoma mi mama leży w szpitalu z dzieckiem, to gnam na pomoc, dzwonię ze słowami otuchy, staram się wspierać.
Wspaniała inicjatywa
Jakiś czas temu marka Pampers zaproponowała nam zaangażowanie w pewien wyjątkowy projekt. Z Pampersem lubimy się nie od dziś. Prócz tego, że jesteśmy stałymi użytkownikami ich pieluszek jak miliony innych rodzin, mieliśmy już przyjemność brać udział w ich innej, niezwykle poruszającej i wspaniałej akcji. Polega ona na wsparciu oddziałów neonatologicznych polskich szpitali specjalnymi, najmniejszymi, niedostępnymi w normalnym obiegu pieluszkami dla wcześniaków. Temat niezwykle nam bliski, bo choć Zygmunt specjalnie mały się nie urodził, to nawet najmniejszy rozmiar pieluszek Newborn siegał mu do… pach. :).
Dziś chciałam Wam opowiedzieć o najnowszej akcji marki Pampers realizowanej we współpracy z Fundacją Polsat, w której mamy ogromną przyjemność brać udział. Otóż, kupując teraz produkty Pampers w sieci Kaufland pomagacie w tworzeniu przestrzeni dla rodziców czuwających przy dzieciach na oddziale pediatrycznym w Szpitalu Zachodnim w Grodzisku Mazowieckim. Wiem, że to kropla w morzu potrzeb, ale przez taki oddział przewija się cała masa mam z dziećmi (dane ze szpitala – rocznie na tym oddziale jest leczonych ok. 1100 – 1200 dzieci). Przerażonych, zestresowanych i zmęczonych mam. Każda odrobina snu i odpoczynku to ogromny zastrzyk energii i pozytywnego myślenia, które w takich sytuacjach jest tak bardzo potrzebne. Z pewnością są wśród Was rodzice dzieci, które były pacjentami tego szpitala.
My całą naszą czwórką wspieramy tę inicjatywę i już wkrótce wybieramy się zobaczyć, jak taki oddział wygląda. Spodziewajcie się relacji na blogu. Mamy nadzieję, że już niedługo w całej Polsce pojawią się takie oddziały dziecięce z godnym miejscem dla rodziców. A tymczasem gorąca prośba do Was o dołączenie do akcji!
Bardzo Was lubię! Dlatego ten zawód bloger influencer jest (zrobil sie) potrzebny. Możecie trafic w te przestrzeń gdzie tvn i polsat nie sięgnie. Fajnie jest obserwowac jak z czegos co mialo byc strice rozrywką wyrasta pewnie społeczny drogowskaz. Wysyłam wam tłustego kciuka w górę!
Nie mam dzieci, ale chyba kupię tylko po to żeby wesprzeć oddział w moim rodzinnym mieście 🙂 Gdybyście potrzebowali wskazówek dotyczących Grodziska to chętnie pomogę!
Pamiętam jakby to było wczoraj, chwilę kiedy moja 3-tygodniowa córka musiała zostać w szpitalu na 8 dni i ten moment kiedy z ust Pani doktor usłyszałam „w naszym szpitalu dzieci zostają na noc same a o godzinach odwiedzin dowie się Pani na oddziale” i tak, byly to 3 godziny dziennie gdzie mógł przy niej być tylko 1 rodzic wiec z tatą zmieniliśmy się co 30 minut… Moje serce wtedy pękło na pół. Zaraz jadę po pampersy mam nadzieję że pierwszy szpital w Gorzowie oznacza następny w Zabrzu…