Wyobraźmy sobie pięcioletniego chłopca Maćka. Albo nie, żeby było mniej stereotypowo – dziewczynkę Zosię. Zosia jest już dumnym „starszakiem”. Miła, rezolutna, aczkolwiek Mama powiedziałaby, że czasami bywa strasznym uparciuszkiem. Rodzice Zosi opiekują się nią na zmianę, a na stałe mieszka z Mamą. Tata wpada bardzo często, zabierając dziewczynkę na plac zabaw, czy do centrum handlowego na małe zakupy. A jako zwieńczenie dnia – obowiązkowe lody lub ulubiona gorąca czekolada z bitą śmietaną!
Czy to bajka, czy rzeczywistość?
Zosia od urodzenia była strasznym niejadkiem, co zrozumiałe – przysparzało rodzicom sporo zmartwień. Próbowali różnych sztuczek żywieniowych, jednak słysząc z ust Zosi kolejne „bleee”, szybko się poddawali. Za szybko. W rękach Zosi lądowała słodka „mleczna” bułeczka, jedna z nielicznych rzeczy, które dziewczyna wcinała z apetytem. No może za wyjątkiem kaszki biszkoptowej, którą rodzicielka dosładzała, bo „przecież nic dziwnego, że ona tego nie chce jeść, skoro to taka breja bez smaku”. Tak samo sprawa wyglądała z piciem. O wodzie nie było mowy! W grę wchodził jedynie sok, najlepiej multiwitamina. Początkowo rodzice rozcieńczali go pół na pół z wodą. Jednak, kiedy Zosia przestała pić z kubka-niekapka, przerzucili się na soczki w kartoniku ze słomką. No bo przecież „nie ma go już jak rozcieńczać”.
Słodkie antidotum
Dziewczynka jest strasznym śpiochem. Codzienne pobudki, skoro świt, by zdążyć na 7.00 do przedszkola, kończyły się praktycznie zawsze tym samym. Awantura, zszargane nerwy i płacz. Nie tylko Zosi. Mama też często cicho łkała w rękaw – z bezsilności i wyrzutów sumienia, że po raz kolejny nawrzeszczała na Zosię. Do czasu, aż znalazła sposób. Słodki sposób.
Budząc Dziewczynkę szeptała jej do ucha, że jak ładnie wstanie, to poda jej ulubione płatki czekoladowe na śniadanie. Poskutkowało. Córa wstawała już zdecydowanie chętniej. Ufff, co za ulga. Pozostał jeszcze jeden problem. Wyekspediowanie dziewczyny do przedszkola, za którym Zosia szczerze mówiąc nie przepadała. Tu Mama wymyśliła kolejny sposób – również słodki jak poprzedni – lizaka! I tak dziewczyna dzielnie lizała landrynkową truskawkę w trakcie porannej drogi do przedszkola. Osładzało jej to na tyle rzeczywistość, że o marudzeniu nie było już mowy.
Regulator bez bezpiecznika
Bez problemu mogłabym ciągnąć tę opowieść dalej, dodając kolejne przykłady tego, jak słodycze i inne przekąski pełniły rolę regulatorów emocji. Były nagrodą, pocieszycielem, kompanem a często i celem samym w sobie. W jej przypadku pojawiły się jako remedium na „trudne” sytuacje. Stały się sprzymierzeńcem rodziców w wychowaniu córki. Chociaż może zamiast „sojusznika” bardziej pasowałoby określenie konia trojańskiego, który w dłuższej perspektywie przyniesie więcej szkody niż pożytku.
Cukrowe statystyki
Za „naszych” czasów, czyli osób urodzonych w latach ’80, zaledwie 9% dzieci w wieku szkolnym miała nadwagę. Obecnie jest to już co 5 dziecko. Wskaźnik w ciągu kilkudziesięciu lat podniósł się do 20%, a trend jest cały czas wznoszący. Zaledwie ¼ z tych 20% to dzieci z problemami zdrowotnymi, których pokłosiem może być nadwaga. Nie trzeba być wybitnym matematykiem, żeby zauważyć, że to niewiele. Kto lub co ponosi w takim razie odpowiedzialność za te wyniki? Wiem, że bardzo nie chcecie przeczytać następnego zdania, ale tak jest prawda – MY rodzice odpowiadamy za otyłość wsród dzieci.
Łyżka dziegciu w basenie miodu
Wzorce jako przekazujemy naszym latoroślom (lub brak tych wzorców) są szalenie ważne. Prawdą jest, że dzieci w dużej mierze uczą się przez modelowanie, czyli obserwację i powtarzanie zachowań dorosłych. Jeśli więc sami spędzamy popołudnia na kanapie, jedząc ciastka i zapijając słodkim napojem gazowanym, to chociażbyśmy urządzili naszemu dziecku kilkanaście pogadanek jak ważny jest ruch i zbilansowana dieta – to po prostu nie wypali. Jeśli chcemy, żeby nasze dziecko było aktywne i zdrowo jadło, sami musimy tacy być. Tu nie ma miejsca na ściemę. Serio!
Efekt kuli śniegowej
Historia Zosi pokazuje, że słodycze mogą być nagrodą za dobre zachowanie. Środkiem, który nam rodzicom pomoże osiągnąć określony cel. Teraz będzie to wyjście do przedszkola, później odrobienie lekcji, a później? Apetyt rośnie w miarę jedzenia – dosłownie i w przenośni. O ile w przypadku pięciolatki lizak wystarczy, o tyle w przypadku piętnastolatki? Nie sądzę. Powiedzenie, że każdy kij ma dwa końce jest w tym przypadku na wskroś uzasadnione.
Na ławie oskarżonych w sprawie o otyłość, można posadzić nadopiekuńczość i chęć zrekompensowania „czegoś”. Takie dosłowne osłodzenie życia dziecku. Jest smutne, bo zgubiło ulubioną zabawkę? Lody! Miało zły dzień? Lody! Nuda? Lody! Prócz balastu kalorycznego, również balast psychiczny w postaci nierozwiązanych spraw i nieumiejętności radzenia sobie z emocjami. Również tymi trudnymi, jednak nieodzownymi w życiu absolutnie każdego. Bo bez nich nie jesteśmy w stanie się rozwijać.
„…niech pierwszy rzuci kamień”
Ja wiem, że olbrzymi asortyment słodyczy i półki uginające się od wszelakich smakołyków nie pomagają. Jako Mama dwóch amatorów jajek niespodzianek doskonale o tym wiem. Zdaję sobie również sprawę z tego, że kupienie wspomnianego już jajka jest łatwiejsze niż znoszenie na oczach sklepowego audytorium kilkunastominutowej histerii.
Oczywiście, chociaż byśmy bardzo chcieli, to nie unikniemy tego, że prędzej, czy później nasze dziecko pozna smak słodyczy, fast foodów i innego śmieciowego jedzenia. Nie obronimy kubków smakowych naszych latorośli przed uzależniającym smakiem glukozy, fruktozy czy benzoesanu sodu. Możemy jednak mieć realny wpływ na proporcje tych smaków w diecie. Tu znów zdrowy rozsądek kłania nam się w pas.
W tym szaleństwie jest metoda
Nic się nie stanie, jeśli zafundujemy dzieciakom (i sobie) raz na jakiś czas lodowe szaleństwo. Ale żeby to było RAZ i NA JAKIŚ CZAS. A nie codziennie albo i kilka razy dziennie. Coraz więcej sklepów, nawet tych osiedlowych, ma w swojej ofercie zdrową „przekąskową” żywność. Taką w stylu „grab and go”. Można? Można! Tylko trzeba chcieć spróbować przełamać schematy czy wejść w inną alejkę sklepową.
Poczytać etykiety, chwilę się zastanowić, przeanalizować skład. Oczywiście to kosztuje, przede wszystkim czas. Mniej więcej tyle samo, ile po raz enty przescrollowanie instagrama czy odświeżenie walla na fejsbuku w poszukiwaniu sensacyjek u znajomych 😉. Nieprzekonani?
Nawet na stacjach benzynowych pojawiły się kubeczki ze świeżymi warzywami pociętymi w słupki. Jeśli sami zaczniemy w podróży podchrupywać soczystą marchewkę zamiast słonego paluszka, mamy dużo większe szanse na przekonanie małego buntownika, że „zielone też jest ok”. Metodą małych kroczków i wytrwałością jesteśmy w stanie naprawić większość błędów żywieniowych, które JUŻ zdążyły się wkraść w nasze schematy.
Choć oczywiście byłoby zdecydowanie prościej, gdybyśmy „za niemowlaka” nie dosładzali tej kaszki i podawali słodkich soczków. Gdybyśmy do tych błędów po prostu nie doprowadzali. Im później dziecko pozna smak chipsów, tym lepiej. A w końcu i tak pozna.
Historia bez happy endu
Wróćmy jeszcze na chwilę do naszej Zosi i puśćmy wodzę fantazji. Choć scenariusz, który za chwilę przeczytacie jest niestety bardzo realistyczny. Czekoladowe płatki, lizaki, podwójne obiady (jedzone u Mamy, a potem i u Taty), soki i słodkie przekąski prędzej, czy później zbiorą żniwo. Zosia z drobnej dziewczyneczki zacznie obrastać w napędzane cukrem kilogramy.
W szkole zacznie mieć problemy na WF-ie, gdzie nie będzie nadążała za koleżankami. Może stać się powodem do różnych przytyków i docinek, bo pączusiowata Zofia przestanie „pasować” do grupy. Pojawią się problemy z akceptacją ze strony otoczenia, poczuciem osamotnienia i ostracyzmem społecznym. Jako nastolatka zmierzy się z presją kulturową, by być fit. Zbyt wygórowane oczekiwania mogą doprowadzić do zaburzeń odżywiania, bulimii, a także towarzyszących im zaburzeń emocjonalnych, czy depresji.
Jako dorosła Zofia szukająca swojej pierwszej pracy, na własnej skórze przekona się, że „jak cię widzą, tak cię piszą” i wymarzona posada w wydawnictwie przejdzie jej koło nosa. Stanie się ofiarą stereotypów, że osoby z nadwagą są leniwe, niezdyscyplinowane i mało ambitne.
Procent składany
A to „tylko” koszty psychiczne, w głównej mierze emocjonalne. Bardzo możliwe, że do tego czasu Zosia będzie już chorowała na nadciśnienie tętnicze, będzie miała problemy z kręgosłupem od wad postawy. Kiedy będzie chciała założyć rodzinę, może się okazać, że jej marzenia o bycia mamą będą miały odroczony termin realizacji z uwagi na zaburzenia miesiączkowania spowodowane otyłością. Te zaburzenia mogą niczym kula śniegowa obrastać w kolejne i kolejne. To historia zdecydowanie bez happy endu.
Żeby była jasność, jest to jedynie przykład, fikcja wymyślona na potrzeby tego artykułu. A do imienia „Zosia” nie mam żadnych uprzedzeń 😉. Jednak wspomniane już 20% (dzieci z nadwagą) to naprawdę dużo.
Przypomnijcie sobie o Zosi, zanim następnym razem Ty młoda Mamo dosłodzisz swojemu synkowi i tak słodką kaszkę na dobranoc. Albo Ty Tato kupisz swojej córeczce na odczepnego batonika, dla świętego spokoju…To niby takie małe nic nie znaczące szczegóły, jednak to właśnie one są lokatą, która będzie procentować w przyszłości.
A jeśli chcielibyście przeczytać mój wcześniejszy artykuły dotyczące wychowania to zapraszam tu (klik).
Stylizacje chłopaków – Happy go Lucky
Buty- Bobux