Zyzio w grudniu skończył dwa lata. Kiedy porównuję go z Mieciem, widzę jak ogromną rolę w prędkości rozwoju malucha odgrywa starsze rodzeństwo i wprawieni w bojach rodzice. Zygmunt zdecydowanie szybciej uczy się nowych rzeczy, bo ma motywację w postaci brata, który potrafi już „prawie” wszystko. Widzę też, jak chłopcy różnią się między sobą. Miecio od początku jest niejadkiem, podczas gdy Zygmunt zjada absolutnie wszystko. Miecio nie przepadał za smokiem, podczas gdy Zygmunt jest od niego uzależniony. Stąd zadanie jakie ustaliliśmy sobie na najbliższy czas, to tzw. „odsmoczkowanie” Zygmunta – nauka samodzielnego jedzenia oraz dalsze odkrywanie nowych smaków.
Zdaję sobie sprawę, że z odstawieniem smoka będzie najtrudniej (niestety).
Robiliśmy już kilka podejść do tego tematu, niestety bez większych sukcesów ☹. Naszym małym zwycięstwem jest to, że Zyzio cały dzień, prócz drzemki, funkcjonuje bez smoka – jest mu on potrzebny wyłącznie na czas zasypiania. Ale też jeszcze nigdy nie udało nam się uśpić go bez smoka. Sposób na odsmoczkowanie podsunęła nam dentystka, ciekawe, czy słyszałyście o tym sposobie? Będziemy sukcesywnie odcinać po kawałku smoczka, zaczynając od czubka. Co ważne, bo próbowaliśmy tego podejścia, każde ucięcie smoka to dosłownie milimetr, góra dwa.
My za pierwszym razem ucięliśmy aż ¼ smoka, co wywołało niezłe zdenerwowanie u młodego 😉. Dlatego teraz będziemy ten proces przeprowadzać subtelniej, drobniejszymi krokami. Co ważne – dajemy sobie na to dwa miesiące. Podobno dobrze jest też odstawiać smoka podczas wyjazdów, w czasie kiedy dziecko wybite jest z codziennej rutyny i każda z czynności, nawet zasypianie jest dla niego nowością. Dobrze się składa, bo w najbliższym czasie planujemy jakiś wyjazd zimowy z chłopakami i wtedy z pewnością spróbujemy tego podejścia. Trzymajcie kciuki! Teraz kolejny temat: nauka samodzielnego jedzenia.
Kolejną kwestią jest nauka samodzielnego jedzenia.
Tu Zyzio radzi sobie całkiem nieźle, ale ostatnio staramy się go też uczyć bardziej precyzyjnego jedzenia sztućcami. Trochę poszukałam w sieci i znalazłam sztućce Obbabee (klik). Idealne do nauki samodzielnego jedzenia. Specjalnie wyprofilowane uchwyty, pomagają dziecku utrzymać kontrolę nad sztućcami. A do tego są w 100% bezpieczne, co z perspektywy nauki samodzielności jest kluczowe.
Nie wiem czy wiedzieliście, że nauka prawidłowego trzymania sztućców najpewniej zaprocentuje też w przyszłości – prawidłowym chwytem ołówka czy długopisu.
Dopiero przy Zyziu odkrywam przyjemność z gotowania dzieciom.
Dlaczego? Bo w końcu moje dziecko chce jeść to, co własnoręcznie przygotuję. Przy Mieciu to była orka na ugorze 😉 . Miecio jadł jedynie „mój” rosół, spaghetti z sosem, domowe frytki i kurczak w panierce. Zyzio je WSZYSTKO. Od kotletów przez zupy, po ośmiornicę i krewetki w tempurze ( kto oglądał ostatnio InstaStories, ten wie o czym piszę). Dlatego teraz staram się jak najczęściej przygotowywać mu własnoręcznie jedzenie. Nawet jeśli przygotuję coś sobie, a Zyzio zjadł już wcześniej obiad, to resztę tego co przygotowałam pakuję w woreczki, pudełka i zamrażam. Ot, taka sprytna jestem 😉! Dlatego zaczęły przydawać mi się różnego rodzaju akcesoria do przechowywania jedzenia. Bardzo fajnym rozwiązaniem są woreczki Cherub Baby. Są to saszetki wielokrotnego użytku, z wygodnym strunowym zamknięciem i jeszcze wygodniejszą opcją podania dziecku (nakrętka podobna do tych jakie znamy z gotowych musów czy deserków dostępnych w sklepach).
Tu możecie zobaczyć jak dokładnie wygląda taki zestaw (klik). Jako, że Zyzio jest ogromnym fanem zup w każdej postaci, często zamykam je w tych woreczkach. Zamrażam albo trzymam w lodówce, a kiedy Zyzio ma ochotę na coś dobrego, po prostu podgrzewam zawartość i podaję mu specjalnie nakręcaną na zaworek łyżeczką. Nie muszę tej zupy nawet przelewać do naczynia. Lenistwo? Nie! To ogromna wygoda w sytuacjach, kiedy jesteśmy poza domem. Ponadto mam też dodatkowy zestaw do podgrzewania czy schładzania woreczków. Są to takie saszetki, w które wkłada się woreczek z jedzeniem, a one w kilka sekund albo schładzają albo podgrzewają jedzenie. Pomyślcie o tym, jak przydatne jest to w trakcie zimowych spacerów.
Sama łyżeczka też jest sprytna 😉, bo jest wykonana z plastiku, który pod wpływem temperatury zmienia kolor.
Dzięki czemu mamy pewność, że dziecko nigdy nie poparzy sobie buzi zbyt gorącą zupą (kiedy łyżeczka staje się żółta – jedzenie jest zbyt ciepłe). Cały system korzystania z woreczków jest prosty i intuicyjny. Idealny dla rodziców, którzy często podróżują z dzieckiem albo tak jak my mają szkraba, który jest nieustannie głodny i ciekawy nowych smaków. Co ważne – wszystkie elementy zestawu wykonane są z materiałów wolnych od BPA.
Jedyną kwestią, w której w analogicznym wieku Miecio prześcignął Zyzia, było samodzielne picie z normalnego kubka.
Miecio tę zdolność opanował do perfekcji kiedy miał 14 miesięcy i nigdy nie potrzebował żadnych niekapków czy butelek. Można powiedzieć, że z karmienia piersią płynnie przerzucił się na szklankę. Z Zyziem już tak różowo nie jest. Dlatego jednym z pierwszych etapów odstawiania smoka, było zrezygnowanie z butelki ze smoczkiem. Ten etap mamy już za sobą. Przestawiliśmy się na dwa rozwiązania przejściowe: niekapek i słomka. Jednak, żeby ograniczyć ilość zalanych wodą czy mlekiem rzeczy, zdecydowaliśmy się na gumowe, uniwersalne nakładki na szklanki lub kubki. Które prawie z każdego naczynia są w stanie zrobić niekapek lub „butelkę” ze słomką. Uwielbiam takie proste rozwiązania, ponieważ świetnie organizują codzienność z dzieckiem i sprawdzają się w każdej sytuacji, a poza tym pozwalają przystosować przedmioty codziennego użytku na potrzeby dziecka. Tu macie link do tego zestawu (klik).
Doceniam bycie mamą po raz drugi, bo widzę też ogromną zmianę w sobie. Nie frustruję się tempem, w jakim moje dziecko odkrywa świat. Cieszę się każdą zdobytą umiejętnością i celebruję każdy, nawet najmniejszy krok w stronę samodzielności.
Jak udało Wam się ograniczyć smoczek w ciągu dnia? Mój syn ma 1,5 roku i w żłobku smoczek odkłada do szafeczki ale w domu jak tylko smoczka nie widzi to jest taki wrzask i taki bunt, że głowa mała 🙁 już sama nie wiem co robić
Odstawiłam córce smoczek jak miała 1.5 roku. Pojechaliśmy do babci na wieś i po drodze zgubiliśmy smoka a nie wzięłam zapasowego. I udało się 🙂
Ja też odcinałam smoczek, nie minął nawet tydzień i Młody się odsmoczkował. Życzę sukcesu.
W jakim czasie udało się zakończyć przygodę ze smokiem? Mnie właśnie czeka takie wyzwanie 😊