Pomyślicie, że mi się ulało. Być może… Najpewniej tak się właśnie stało. Przemierzając Instagram trafiłam na profil młodej, zadbanej, pięknej #InstaMamy. Z premedytacją napisałam tylko o wyglądzie, bo na Instagramie na pierwszy rzut oka tylko to da się ocenić. Ładna mama, przystojny tata i synek. Typowa polska rodzina? Nie do końca. Po miejscach, które odwiedzają i po przedmiotach jakimi się otaczają określiłabym, że żyją raczej ponad średnią krajową. Po gadżetach i opisach wywnioskowałam, że to ludzie raczej z tych podążających za trendami, żyjący bardzo świadomie. Jej obserwatorzy? Niecałe pięć tysięcy. Komentarze? Wyłącznie od znajomych, co można wywnioskować z kontekstu rozmowy. Jakie jest nieperfekcyjne macierzyństwo?
Wszystko źle
Pośród wielu zdjęć z podróży, codziennego życia, czy takich upamiętniających życie rodzinne znalazłam jedno, które przykuło moją uwagę. Tata dziecka trzymający je w nosidełku. Dokładnie tak samo jak Janek na tym zdjęciu tytułowym. Czyli wszystko ŹLE! Nie dość, że wisiadło, to jeszcze dziecko wsadzone w złą stronę. Rozwinęłam komentarze. Wszystkie z wyjątkiem jednego odnosiły się do tego że albo piękne miejsce (zdjęcie zrobione nad jeziorem), że dziecko tak szybko urosło, że tatuś na schwał. Był tylko jeden komentarz, który odstawał od pozostałych. Kto siedzi trochę w tym cyberświecie, ten pewnie domyśla się, co tam było napisane.
Iwona, tak nazwijmy dziewczynę od „innego” komentarza napisała, że to straszne co ten tata robi temu dziecku, że tu dzieje się ogromna krzywda i nikt na to nie reaguje, że kręgosłup dziecka z pewnością jest już rozwalony w drobny mak, i że w sumie od takiego wisiadła to od razu na wózek inwalidzki. Na końcu dodała, że to wszystko w dobrej wierze, bo jej dziecko też kiedyś było w czymś takim noszone, ale akurat ono miało ogromne szczęście i nic mu się nie stało, ale z relacji innych mam wie, że było o krok od tragedii. Sprawdziłam: ani komentująca nie obserwowała komentowanej, ani odwrotnie. Panie prawdopodobnie nie znały się nawet z Internetu. Gratuluję #InstaMamie, autorce zdjęcia, że nie wdała się w dyskusję, że nie dała się sprowokować, a może zwyczajnie nie zauważyła komentarza. Ja wycięłabym w pień.
Czułam, że muszę być najlepsza
Kiedy byłam w pierwszej ciąży miałam takie poczucie, że muszę się przygotować najlepiej jak tylko potrafię do macierzyństwa. Chciałam kupić wszystko, co tylko mogłoby mi się przydać. Najlepiej firmowe, atestowane, słowem najlepsze. Tak też było z nosidełkiem. W sklepie, w którym kupowaliśmy wózek pani poleciła nam ten model. Zgooglałam, przeczytałam, wydawało się być okej. W Internecie znalazłam zdjęcia dzieci noszonych w tymże nosidełku na wszystkie strony świata. Dlaczego o tym piszę? Bo chcę, żebyście znali podłoże tej historii. Te wszystkie durne, przypieprzające się komentarze płyną z jednej, bardzo głupiej i jakże błędnej tezy. Te wszystkie #DyleMadki zakładają, że ci rodzice, a wśród nich jestem też ja kupując złe nosidełko, zły termometr, zły fotelik zamierzają zrobić swojemu dziecku krzywdę i to z premedytacją. To my, następczynie mamy małej Madzi. Chcemy skrzywdzić nasze dzieci, więc wydajemy gruby hajs na to, co szkodliwe i złe.
Gdybym wiedziała to co dziś wiem, to w życiu nie kupiłabym tego nosidełka.
Ale nie wiedziałam. Mało tego, nosiłam w nim Miecia kilkanaście maksymalnie dwadzieścia parę razy. Więcej się nie dało, bo chłopak nie lubił tej formy transportu. Może podskórnie przeczuwał. Dziś zdrowy jak rydz z chęcią ogląda zdjęcie taty z małym sobą przyczepionym do niego niczym obraz do ściany na jednym gwoździu. Zygmuntowi kupiliśmy nosidło. Takie prawilne, co to nie zabija tylko zbiera punkty zajebistości u największych ekstremistek. Noszony był więcej niż Miecio, ale też nie za dużo, bo nasze dzieci nie przepadają za takim uwiązaniem. Ich sprawa. Czy to oznacza, że Zyzio miał lepszy start? Czy Mieczysławowi należy się rekompensata ze utracone korzyści i przypuszczalne szkody?
Nieperfekcyjne macierzyństwo. Takich tematów nad którymi #DyleMadki nie potrafią przejść obojętnie jest całe mnóstwo.
Kojec, smoczek, butelka, czapeczka, skarpetki, odpieluchowywanie, pasta z fluorem, składy kosmetyków. A gdzie w tym wszystkim jest nieperfekcyjne macierzyństwo, które jest ostatnio tak modne na Instagramie i Facebooku? Zewsząd atakują nas slogany: “Prawdziwe macierzyństwo nie musi być perfekcyjne!” Serio? Ktoś w to jeszcze wierzy? Zawsze kiedy przyznaję się do tego, że mam dość moich własnych dzieci, bo doprowadzają mnie na skraj rozpaczy czytam: „nie możesz tak, ciesz się że masz dzieci, inne nie mają”. Kiedy pokazuję, że oglądają bajki czytam: „oni ciągle przed TV, szkoda mi ich”. Kiedy pokazuję jak jedziemy samochodem, a Miecio w foteliku siedzi w kurce czytam: „czy ty chcesz go zabić?” ZAWSZE kiedy wchodzę z kimś takim w dyskusję w kolejnych okienkach rozmowy czytam: „jesteś osobą publiczną”, „musisz dawać wzór”, „powinnaś być przykładem”.
A czy ja jestem jakąś Internetową wyrocznią? Wzorcem macierzyńskiego metra? Mam dopisek obok nazwiska niczym główny inspektor sanitarny? “Marta Lech-Maciejewska – podsekretarz stanu i główna/naczelna/generalna matka kraju”.
Nieperfekcyjne macierzyństwo i internet, który jest przeogromnym bagnem.
Szambo pełne fekaliów. Im dalej idziemy w las, tym więcej jest patologii. Patostreamy, patoinfluencerzy, głupie filmiki gdzie ludzie jedzą pizzę posypaną ziemią z kwiatków, człowiek, który kupuje najdroższego szampana i wylewa go do zlewu nagrywając to. Chłopak przebiera psa za pająka, a jego film ma miliony wyświetleń na Youtubie. A w tym wszystkim jesteśmy my. #InstaMatki, od których wymaga się bóg wie jakiej perfekcji, niezwykłej precyzji i postępowania według wyśrubowanych norm. Wychodzisz poza schemat? Już Ci współczuję…
Bardzo walczę o to, byśmy jako kobiety, matki mogły żyć po swojemu.
Wyśmiewam absurdy, wbijam kij w mrowisko. Żebyśmy mogły kochać swoich facetów po swojemu, żebyśmy mogły realizować swoje pasje i marzenia, żebyśmy mogły wychowywać swoje dzieci w spokoju i cieszyć się małymi wychowawczymi sukcesami. To jest dla mnie nieperfekcyjne macierzyństwo i nieperfekcyjne życie. Bo narazie mało jest w tym szczerości, a bardzo dużo pozerstwa. Jest zalew zdjęć z udawanym bałaganem, z mamami, które choć bardzo by chciały, to nie mogą przyznać się do słabości. Takimi, które nawet jeśli dają dziecku smartfona to tylko na 5 minutek. 😉 A wystarczyłoby zając się swoim własnym podwórkiem. Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził. Internet jest idealnym przykładem na to przysłowie.
Siedzisz w domu z dzieckiem? Źle, bo nie masz żadnych aspiracji. Wracasz do pracy po kilku miesiącach? Źle, bo pewnie nie kochasz swojego dziecka i mogłaś go sobie w ogóle nie robić. Pokazujesz tylko ładne zdjęcia? Źle, bo przecież tak życie nie wygląda. Pokazujesz słabe strony macierzyństwa? Źle, bo to znaczy, że sobie nie radzisz, a co gorsza straszysz te, które dzieci jeszcze nie mają. W Internecie nie ma złotego środka. Próżno go szukać w internetowym przepisie na macierzyństwo, czy na szczęśliwy związek. Im szybciej to sobie uświadomisz tym lepiej.
Nie lubię memów, ale ostatnio jeden z nich wyjątkowo mi się spodobał.
„Nie możesz sobie poradzić z wychowaniem dziecka? Wyobraź sobie, że nie jest Twoje.” Jak wychowywać cudze dzieci każdy wie. I ten przykład w Internecie można odnieść do wszystkiego, bo tu każdy jest specjalistą od cudzego życia i każdy zna przepis na cudze szczęście… Szkoda, że doradzając innym najgorzej radzą sobie ze swoim własnym, ale to jest historia na oddzielny artykuł.
A wszystko to i tak jest nieważne.
To nosidełka, chodziki, piorące orzechy, ekopieluchy i smoczki z kauczuku. Najważniejsze jest to, na ile wystarczy nam zapału. Znam całą masę przykładów mam, które tak bardzo chciały być mamami idealnymi, że po kilku latach zupełnie straciły zapał. Wypaliły się jak człowiek w korporacji. Bo macierzyństwo to też jest praca. To sztafeta, w której siły trzeba rozłożyć proporcjonalnie. Warto o tym pamiętać na początku. A nasze dzieci w dorosłym życiem będą najlepszym sprawdzianem na to, czy dobiegłyśmy do końca.
Przesłanie na koniec
Życzyłabym nam drogie #InstaMamy więcej pokory i umiejętności dopuszczenia do siebie myśli, że są na świecie ludzie, którzy chcą żyć inaczej niż my i mają do tego święte prawo. Dopóki komuś nie dzieje się jawna i bezsprzeczna krzywda nie mamy prawa wchodzić komuś z butami w jego życie, szczególnie, jeżeli nie prosił o radę, ocenę, o wyrażenie zdania. Bardzo często widzę na Instagramie zdjęcia bardzo odbiegające od naszego stylu życia. A to dziecko wtryniające siatę słodyczy, a to dzieciątko w chodziku, a to malutkie dziewczynki z przekutymi uszami. Co z tym robię? Nic. Bo to nie jest moje życie. I ja to rozumiem. A Ty?
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Droga Marto. Piszesz, że nie chcesz i nie oczekujesz komentarzy od innych dotyczących Twojego życia, ale piszesz też, że gdybyś wiedziała, że nosidełko jest niedobre, to byś dzieci w nim nie nosiła. Ale skąd miałabyś się dowiedzieć, że jest niedobre, gdyby wszyscy milczeli? Sama miałam takie wisiadło i szczerze, do dziś żałuję, że nikt nie zwrócił mi uwagi, że jest szkodliwe, bo faktycznie mamy teraz problem z nóżkami. Piszesz, że się nie wtrącasz w życie innych. A może jakaś matka nie wie, że chodzik jest szkodliwy, że dzieci nie powinny być zapinane w kurtkach w fotelikach, że maluch może spędzać… Czytaj więcej »
Dokładnie, chodzi o wyczucie, którego w Polsce 90% radzących mamusiek nie ma. Poza tym gdzie jest granica? Dla Ciebie godzina przed TV to może być za dużo, dla kogoś innego 3 godziny to będzie mało. Chcesz innym narzucać swoje zasady? Chyba każdy wie (choć mało kto to robi), że jak ojciec tłucze rodzinę, to trzeba to zgłosić. Ale to jest łamanie prawa. Za to słodycze łamaniem prawa już nie są. A szczepionki? Tyle tu osób do zgłoszenia, że głowa mała, bo przecież to łamanie prawa i zamach na nasze bezpieczeństwo. Sama widzisz, ile tu różnych trudnych kwestii. Ty byś chciała,… Czytaj więcej »
Tak poza tematem to Miecio cudnie wygląda w tym nosidle😄😍 a takie moje przemyślenie jest takie, że mimo że nie ma mojego dziecka w internecie też mi się obrywało od ciotek i innych, że dziecko z rana pije “zimną” wodę, zamiast herbaty z cytryną, że nie chodzi w kapciach, że ma pajacyk ze stopami. I o ile to pokolenie nie pisze takich komentarzy pod zdjeciami. Jednak pokolenie młodsze które teoretycznie powinno trzymać sztamę z nami nie powie, bo to troche wstyd tak prosto w oczy, bo każdy robi po swojemu. Wyżyje się potem w internecie, bo to nie w prost,… Czytaj więcej »
A ja się zastanawiam, gdzie jest granica wpierdalania się, a uświadamiania, przekazywania wiedzy? Czy może to tylko kwestia sformułowania? Bo bardzo dużo rodziców, tak, nie tylko samych mam, robi coś, praktykuje po prostu z niewiedzy.
Też rzygam.. u mnie ideałem jest i bedzie to dwie potworne istoty – teściowie. Ileż piany można bić o nie swoje dziecko. Mieli szansę wychowywać swoje trzydzieści parę lat temu, teraz walczą o moje. Walczą, dosłownie. Pojąć tego nie mogę, bo toczę wojnę z teściami bo mylą się im role. Przecież jak mama czy tata mówi nie to babcia i dziadek wręcz przeciwnie, po kryjomu. Takim to mogłabym rzygać na twarz wręcz. Teściowo i teściu, poczytajcie sobie, moze natraficie na mój komentarz to wiedzcie, że wy jesteście takimi właśnie instamatkami do których właśnie jest ta piana. Tylko że instamatka to… Czytaj więcej »
A mi się wydaje, że niektóre (oczywiście są też takie, które myślą tak jak w poście) mamy komentują takie zdjęcia właśnie by uświadomić te, które pozornie robią dobrze i nie wiedzą po prostu. Czy takie mamy też nie są wtedy właściwie wdzięczne za cenną uwagę/radę?
Oj nie zgadzam się z artykułem. O ile skarpetki, smoczek czy nawet TV wielkiej krzywdy nie zrobią to zły fotelik czy wisiadło to już kwestia bezpieczeństwa i zdrowia a nawet życia dziecka. Sama napisałaś że przy pierwszym dziecku po prostu nie wiedziałaś że wisiadlo jest złe. Może taki komentarz na insta lub FB uswiadomilby Ci zagrożenie. Nikt idealny nie jest i cale szczęście ale w niektórych przypadkach za nieidealnosc można zaplacic wysoka cene