Jestem bardzo wzruszona i niezwykle dumna. Pierwszy raz w życiu zostanę matką chrzestną. Narodziny dziecka to wyjątkowy moment. W mojej rodzinie to ogromne wyróżnienie, bo do chrzestnych zawsze przykładało się ogromną wagę. Z biegiem czasu ta rola zaczyna mieć społecznie coraz mniejsze znaczenie, ale są rodziny takie jak moja, w których w dalszym ciągu ta funkcja nie ogranicza się wyłącznie do dawania prezentów na urodziny i święta. Osobiście dorastałam w przeświadczeniu, że jakby coś się działo, na moją Chrzestną zawsze mogę liczyć. Dlatego tak bardzo cieszę się i jednocześnie stresuję powierzoną mi rolą. Ale w tej historii jest jeszcze jedna ważna kwestia. Otóż Mama Feliksa, mojego przyszłego Chrześniaka, jest moją kuzynką. Najbliższą mi z całego kuzynostwa, choć była nas cała pokaźna gromadka. Swego czasu mieszkałyśmy nawet ze sobą. Dodatkowo łączy nas to, że obie mamy tę samą Chrzestną. Niezły zbieg okoliczności, co?
Jestem pod ogromnym wrażeniem Mamy Felka, że tak dojrzale i świadomie podchodzi do swojego pierwszego macierzyństwa. Że nie miota się i nie stresuje zanadto. Słucha intuicji i cieszy się każdym dniem z synkiem. Trochę jej tego zazdroszczę, bo ja za pierwszym razem tak nie potrafiłam. Narodziny dziecka dla mnie były czymś stresującym. Obserwując ją naszła mnie taka refleksja, że każde kolejne macierzyństwo przeżywamy świadomiej, piękniej i spokojniej. Ostatnio spotkałam pewną spełnioną mamę trójki dzieci, z czego najmłodsze ma obecnie pół roku. Z ogromnym entuzjazmem i szczęściem wypisanym na twarzy, polecała mi trzecie dziecko. Powiedziała zdanie, które bardzo utkwiło mi w pamięci, że trzecie macierzyństwo jest takie w 100% dla mamy. Że przeżyła je najbardziej świadomie i tak… pięknie. I choć ja na razie nie planuję trzeciego dziecka, to takie historie są tylko potwierdzeniem mojej tezy.
A żeby debiutującym mamom było nieco lżej i żeby bardziej mogły cieszyć się macierzyństwem przygotowałam dziś kilka sugestii jako mama, która przechodziła przez to już dwa razy.
Po pierwsze: wrzuć na luz.
Trudne? Tak, wiem jak bardzo. Ale tylko wrzucając na luz, jesteś w stanie cieszyć się tym macierzyństwem. Szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy zewsząd atakują nas perfekcyjne mamy, mądre książki i teorie. Każda z nich chce nam „tylko” pomóc wychować dziecko. Im szybciej zrozumiesz, że nie ma idealnych mam, tym łatwiej będzie Ci czerpać radość z macierzyństwa. Dlatego radzę: wyluzuj! Nie przejmuj się tym, co mówi ci otoczenie. Nie daj sobie wejść na głowę teściowej, siostrze czy sąsiadce. Pamiętaj, że to ty jesteś tu najważniejsza. Ty i twoje dziecko. Nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.
Po drugie: ciesz się każdą chwilą- narodziny dziecka to piękna sprawa.
Z nieskrywaną zazdrością patrzę na małego Felusia. Patrzę i zastanawiam się, kiedy ten czas zleciał. Przecież Miecio i Zyzio jeszcze chwilę temu też byli takimi kruszynkami. Ale ten czas ucieka! Pamiętam, jak będąc mamą za pierwszym razem modliłam się w duchu, żeby ten mały Miecio jak najszybciej dorósł. Żeby zaczął przesypiać całe noce, żeby zaczął chodzić. Dziś tęsknie za tamtym małym rozkosznym Mieciem. Przy Zygmuncie miałam więcej pokory, potrafiłam cieszyć się każdą nawet najtrudniejszą chwilą, bo…
Po trzecie: pamiętaj, że to wszystko minie.
Tych słów nie powiedział mi nikt. A szkoda. Pewnie byłoby mi łatwiej na początku. Niby taki banał, co? A tak ważne, żeby mama wiedziała, że kolki, nocne budzenie, skoki rozwojowe kiedyś miną. Mało tego, za częścią z tych rzeczy kiedyś jeszcze zatęsknisz. Zobaczysz…
Po czwarte: wszystko możesz, nic nie musisz.
Zawsze we wszystkim staraj się zachować zdrowy rozsądek. Mama Felka zapytała mnie kiedyś czy czytałam jakąś książkę o macierzyństwie i czy polecam jakąś? Przeczytałam jedną, dwie inne przejrzałam. Z perspektywy czasu uważam, że jeśli odczuwasz taką potrzebę, to czytaj do woli, ale w macierzyństwie nie ma czegoś takiego jak lektury podstawowe i nadobowiązkowe. Pamiętaj, że to jest twoje macierzyństwo i najlepiej będzie jeśli przeżyjesz je po swojemu.
Po piąte: lepsze jest wrogiem dobrego.
Nie daj zbytnio się ponieść macierzyńskim trendom. Chcesz prać w orzechach? Proszę bardzo. Chcesz nosić w chuście? Droga wolna. Ale nigdy nie utrudniaj sobie życia tylko dlatego, żeby mieć poczucie, że spełniasz czyjeś oczekiwania. U nas chusta się nie sprawdziła, bo wiązanie jej zajmowało nam zdecydowanie za dużo czasu, za to Tula? Rach-ciach i gotowe. Nie praliśmy w orzechach, a płyn do prania ubranek dziecięcych bardzo szybko zmieniliśmy na zwykły, bo skóra chłopaków dobrze na niego reagowała. Przy Mieciu miałam całą szafkę rozmaitych kosmetyków dziecięcych, niejednokrotnie pioruńsko drogich. Oddzielna oliwka do masażu i olejek do ciała. Gęsty balsam do ciała i rzadszy na cieplejsze miesiące. Trzy różne kremy na odparzenia, bo w Internecie nie znalazłam jednoznacznej odpowiedzi, który jest najlepszy. A przy Zygmuncie? Od samego początku używamy Baby Dove do mycia i pielęgnacji ciała. Kompleksowa seria kosmetyków, które zaspokajają potrzeby chłopaków. Dlatego taki sam zestaw podarowałam Felkowi. Niech chłopak ma na dobry początek, a jego mama niech nie zaprząta sobie tym tematem głowy.
Macierzyństwo to piękna sprawa. Szkoda, że czasami dostrzegamy to dopiero w trakcie, dając zapędzić się w kozi róg. Nadmiernie przejmując się opinią innych, goniąc za ideałem matki, którego nie ma, tracimy cenne chwile z dziećmi. A przecież one tak szybko rosną. Każda chwila jest na wagę złota.
oh, przyda się taka instrukcja! Akurat niedługo wypada termin porodu bliskiej mi osoby i chciałabym ją wesprzeć. Teraz już wiem czego unikać, a co może pomóc 🙂