Szczepienia. Na co szczepić dzieci? Dawno nie było tego gorącego tematu na blogu. Wracam do niego, bo raz na jakiś czas dostaję pytania, czy szczepimy, na co szczepić dzieci, itp.Ostatnio napisała do mnie w tej sprawie kuzynka, świeżo upieczona mama. Teraz ona, podobnie jak my kiedyś, została rzucona na głęboką wodę macierzyństwa. Zewsząd zalewana natłokiem informacji nie wie, które z nich są tymi, za którymi warto podążać, i w które warto wierzyć. Na co szczepić dzieci? My szczepimy naszych chłopaków na wszystkie rekomendowane przez naszych lekarzy pediatrów szczepienia. Szczepiliśmy ich również na pneumokoki i meningokoki. Poniżej 5 historii, które utwierdziły nas w przekonaniu, że to jedyna słuszna droga.
Pierwsza historia – szkoła rodzenia
Pamiętam ekscytację, która towarzyszyła mi podczas każdej wizyty w szkole rodzenia. Zaczęliśmy tam chodzić mniej więcej w 35 tygodniu ciąży z Mieciem. Każde kolejne zajęcia, każdy kolejny tydzień przybliżał nas do najważniejszego dnia w naszym rodzinnym życiu. Cieszyliśmy się i baliśmy się tej niewiadomej, która wciąż była przed nami. Niektóre tematy już wtedy spędzały nam sen z powiek (jak na przykład pierwsza kąpiel – choć dziś wydaje się to absurdalne), a z niektórych nie zdawaliśmy sobie nawet sprawy.
Jednym z nich był temat szczepień. Ten wykład w naszej szkole rodzenia prowadziła sama ordynator neonatologii ze szpitala, w którym miałam rodzić. Nigdy nie zakładałam, że mogłabym nie szczepić dziecka, bo z własnego dzieciństwa pamiętam, że rodzice szczepili mnie na wszystko – łącznie z nadprogramowym, odkleszczowym zapaleniem opon mózgowych i mózgu. W moim domu szczepienia nigdy nie były tematem do dyskusji. Oczywistym było, że dzieci się szczepi w trosce o ich zdrowie i tyle. Dopiero Pani Ordynator zaczęła tłumaczyć nam wszystkie aspekty kolejności i ważności szczepień. Pamiętam, że razem z Jankiem na tym wykładzie zadaliśmy najwięcej pytań. Chcieliśmy mieć pewność, że decyzja, którą podejmiemy będzie tą najsłuszniejszą. Pamiętam też, że po wykładzie podeszliśmy do Pani Doktor i zapytaliśmy na co dokładnie szczepić, odpowiedziała: jeśli tylko udźwigniecie to finansowo, to szczepcie na wszystko, co zarekomenduje wam lekarz pediatra.
Druga historia – punkt szczepień
To było jedno z ostatnich szczepień Zyzia na meningokoki. Przyszliśmy na umówioną wizytę do przychodni. Szybka wizyta u pediatry, żeby sprawdzić, czy wszystko gra przed szczepieniem i po 15 minutach utknęliśmy w kolejce do gabinetu szczepień. Mieliśmy szczęście, bo trafiliśmy na nasze ulubione panie pielęgniarki, zawsze miłe, uśmiechnięte i rozmowne.
Musicie wiedzieć, że przegadanie Janka jest nie lada wyczynem, a jednej z nich się to udało. Od słowa do słowa, zaczęliśmy rozmawiać o kolejce, w której wcześniej spędziliśmy dwa kwadranse. „To po tej informacji o odrze” – powiedziała ta bardziej wygadana. „Proszę, państwa! My teraz mamy taki ukrop w pracy, przez to co podają w mediach. Nawet najwięksi przeciwnicy zaczęli szczepić i przychodzą do nas ze strachem w oczach” – kontynuowała. „Ale nas to w sumie cieszy, bo przecież tu chodzi o zdrowie tych wszystkich bąbli” – dodała druga. „Kochani! My tu teraz mamy takie kolejki, dziś to jest nic. Szczepionki się powoli w hurtowni kończą”.
Janek, wiedząc jak bardzo temat szczepionek rozgrzewa ludzką wyobraźnię zapytał: „No to skoro Panie tak często szczepią, to ja mam kontrowersyjne pytanie o NOPy. Tyle się o nich czyta w Internecie. Często się tu u Was zdarzają?” Ta mniej wygadana spojrzała na Janka i z przejęciem odpowiedziała: „Dużo szczepimy, to się czasami zdarzają, nie często, ale się zdarzają. Tak raz z pół roku.”
Odpowiedz pielęgniarki nieco nas zaskoczyła.
Do tej pory nie znaliśmy bowiem nikogo, kto osobiście spotkałby się z NOPem. Znaliśmy wyłącznie historie z Internetu, o których wiarygodności nie jest w stanie powiedzieć nam nikt, i których autorzy momentalnie urywali dyskusję, gdy prosiło się ich o twarde dowody w postaci dokumentacji medycznej. Zrobiło się poważnie, więc Janek postanowił dopytać: „A ciężkie to były przypadki?”. „Większość to zaczerwienienie skóry, gorączka, a kilka razy zdarzyła się też opuchlizna w miejscu podania szczepienia. Na szczęście we wszystkich przypadkach wszystkie objawy ustąpiły po krótkim czasie.” – wyjaśniła pielęgniarka.
Trzecia historia – przedszkole
Jakiś czas temu w jednej z warszawskich dzielnic zmarło dziecko. Chłopczyk w wieku przedszkolnym. O tej sprawie mówiły nawet media. Zmarł na sepsę meningokokową. Jak się później okazało nie był na nią szczepiony. Znamy tę historię z nieco innej strony – od naszego kolegi, którego córka również chodziła do tego przedszkola.
Pamiętam, jak opowiadał mi o strachu, który wówczas jemu towarzyszył. Chłopiec jeszcze w czwartek był w placówce, a w sobotę zmarł. Rodzice mimo zapewnień personelu, że w przedszkolu jest bezpiecznie, przez pewien czas nie puszczali tam swoich dzieci. No ale kiedyś trzeba było. Wobec wszystkich dzieci została zastosowana chemioprofilaktyka, w przedszkolu przeprowadzono ozonowanie, ale strach pozostał. Strach i pustka, którą trzeba było jakoś dzieciom wytłumaczyć. Małym dzieciom, dla których takie sprawy są po prostu niepojęte. Znajomy mówił, że przez jakiś czas przychodził psycholog i rozmawiał z dziećmi na temat tego, co się stało. Oni w domu też rozmawiali z córką, choć sami do końca nie wiedzieli, jak to wówczas odpowiednio wytłumaczyć.
Czwarta historia – szpital
Jakiś czas temu dołączyliśmy do akcji zbierania książek dla dzieci, dla jednego z podwarszawskich szpitali. Pewnie część z Was pamięta tamtą akcję. Pojechaliśmy zawieźć książki do szpitala osobiście i wtedy poznaliśmy również ordynatora oddziału dziecięcego. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie poznaliśmy tak charyzmatycznego, energetycznego, kompetentnego i oddanego swojej pracy lekarza. Całym sobą był w tym, czym się na co dzień zajmował. Sprawiał wrażenie, że żyje życiem dzieci przebywających na oddziale. To taki typ lekarza, który swoją charyzmą i pewnością siebie jest w stanie uspokoić nawet najbardziej rozemocjonowaną mamę. Właściwy człowiek, na właściwym miejscu. Rozmawialiśmy chyba z godzinę.
Już nawet nie pamiętam, jak zeszliśmy na temat szczepień.
Pamiętam za to, jak opowiadał o kolejkach rodziców ustawiających się pod jego gabinetem z pytaniami: szczepić, czy nie szczepić. A jeśli tak, to na co szczepić dzieci. Opowiadał o dzieciach niesczepionych, przywożonych z sepsą na oddział. O lęku rodziców i mobilizacji personelu. To właśnie wtedy usłyszeliśmy że 80% zachorowań na meningokoki (u dzieci do 1 r.ż) jest wywołanych właśnie przez szczep B. Szczep, na który nasi chłopcy są zaszczepieni. Na pytanie jak jemu często zdarzają się NOPy odpwiedział, że po przeszło dwudziestu latach praktyki zawodowej NOP przytrafił mu się dwa razy.
Raz to była niewłaściwie podana szczepionka (za płytko) co skończyło się ropniem. Za drugim razem dziecko miało upośledzoną odporność i szczepionka wywołała niegroźne drgawki. Po przebadaniu dziecka ustalono indywidualny harmonogram szczepień, a dziś już nastoletnia pacjentka jest po wszystkich szczepieniach i jest w 100% zdrowa.
Piąta historia – święty spokój- na co szczepić dzieci?
Lubię takie dni jak dziś. Miecio wraca z przedszkola, siadają wspólnie do kolacji z Zyziem i opowiadają sobie, jak minął im dzień. Później często razem oglądamy albo czytamy bajki. Lubię wieczorne przytulaski przed snem. Uwielbiam wszystkie 7 buziaków, które dostaję od Miecia na dobranoc. Codziennie prosi mnie, żeby Negreska obudziła go rano w jego łóżku. Kocham każdą z tych zwyczajnych chwil i szalenie je doceniam. Nie zamieniłabym ich na nic innego. Wiem, że w życiu czeka na chłopaków cała masa zagrożeń. Czasami na samą myśl skręca mnie w żołądku, na co dzień więc odpędzam te myśli. Ale robię też wszystko, by uchronić ich przed tymi zagrożeniami, na które mam realny wpływ. Tak, szczepię moje dzieci również dla mojego wewnętrznego spokoju. Tego spokoju, który tak bardzo kocham, i który jest dla mnie pochwałą życia rodzinnego.
Fajnie, że szczepisz dzieci, bo dbasz o nie. Mam nadzieję, że również z mężem się z tego powodu doszczepiacie na wszystko, co rekomenduje lekarz, by nie być realnym i najbliższy zagrożeniem dla własnych dzieci. Pozdrawiam!
Oczywiście! W zeszłym roku oboje przyjęliśmy po 5 szczepionek, w tym te, które należy odświeżyć. Gdybyś nas czytała dokładnie, wiedziałabyś o tym. 🙂
Ja mam kilka takich historii: dwa lata temu dziecko znajomej zmarło na sepse, dziewczynka miała 8mies, wnuczka znajomej mamy też miała sepse, dziecko dzięki błyskawicznej interwencji odratowano. W tamtym roku w Lublinie, gdzie mieszkam dziecko zmarło na serotyp C.
Kurcze.. ja nie mialam szczescia w tym temacie z lekarzami, ktorych spotkalam. Wiedzialam,że nie udźwignę wszystkich szczepień i chciałam wybrać te najważniejsze. Niestety lekarze w zasięgu odcinali się od opiniowania (a np temat żłobka poruszali baardzo chętnie). No ale jakos tak już u nas jest, że wielu lekarzy boi się doradzać, bo nie wiedżą, czy im się to czkawką nie odbije. A ja wtedy też nie miałam siły na wyważanie drzwi…