Do okresu ciąży i czasu karmienia piersią przyrosło bardzo dużo stereotypów. Jeśli miałabym je określić jednym stwierdzeniem to byłoby: nie wolno! No bo przecież zarówno w ciąży, jak i podczas karmienia piersią nie wolno pić kawy, opalać się, jeść surowego mięsa, farbować włosów, malować paznokci, jeździć z zapiętym pasem, przechodzić pod sznurkami od prania, czy leczyć zębów ze znieczuleniem. Sprawdzilam w Google i okazuje się, że siedem razy częściej wyszukujemy hasło: “czego nie wolno w ciąży” niż “co wolno w ciąży”… Możesz wszystko matko!
I żeby była jasność:
To nie jest tak, że ja się teraz mądrzę, ponieważ sama w ciąży martwiłam się o te wszystkie sprawy. Mało tego, zapisywałam skrzętnie pytania i wątpliwości w notatniku w komórce, a później czytałam jedno po drugim mojemu lekarzowi prowadzącemu. Miałam to szczęście, że trafiłam na bardzo wyluzowanego i rozsądnego lekarza, który zawsze ze stoickim spokojem i lekkim zaśpiewem odpowiadał: Ależ Pani Marto! Pewnie, że Pani może. Zresztą wszystko Pani może! I te słowa kieruję do wszystkich młodych, świeżo upieczonych brzuchatek i mam. Serio dziewczyny! Możecie wszystko. Grunt to umiar. No może z małą gwiazdką dla używek typu alkohol bo temu sprzeciwiają się wszystkie współczesne medyczne źródła. Ja od samego początku po urodzeniu Miecia jadłam wszystko i bacznie obserwowałam dziecko. Raz go wysypało po tym jak zjadłam ogórki kiszone. Wiedziałam, że to ogórki, bo była to jedyna nowa rzecz tego dnia w moim jadłospisie. Nie chodzi o to żebyście teraz zasiadły do stołu i zaczęły jeść po kolei tatara, sushi i zapiły to czterema filiżankami kawy. Chodzi o to żebyście same sobie niepotrzebnie nie robiły ograniczeń. Spróbujcie i obserwujcie…
Warto pamiętać, że prócz tego, że jesteśmy mamami…
…jesteśmy też bytami zupełnie oddzielnymi od naszych dzieci. Dlatego nie warto na własne życzenie stawać się niewolniczką własnego dziecka. W końcu wszyscy chyba zgodzą się ze mną, że szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko.
I tak w nawiązaniu do najczęstszych wątpliwości młodych mam:
– po urodzeniu Miecia miałam 8 zębów do leczenia. Wszystkie wyleczyłam ze znieczuleniem oczywiście wcześniej informując dentystę, że karmię piersią.
– w ciąży farbowałam włosy, bo nie wyobrażam sobie by chodzić z odrostem na pół głowy. Ale dzisiejsze farby to zupełnie inna bajka w porównaniu do tego co było kiedyś.
– piłam kawę w ciąży i piję ją teraz karmiąc piersią. Nie miałam przerwy nawet przez chwilę. Pije czarną, mocną kawę bo tylko taką lubię. Maksymalnie wypijam trzy dziennie. Po większej ilości mną telepie. 🙂
– jadłam sery pleśniowe, sushi i surowe mięso, ale baczniej zwracałam uwagę na ich pochodzenie. Do tego by nie rezygnować z tych przyjemności przekonała mnie Pamela Druckman w fenomenalnej książce „ W Paryżu dzieci nie grymaszą”, w której opisuje, że Francuzki ani myślą rezygnować z serów pleśniowych i innych przyjemności.
– jeździłam zapięta pasami. Mało tego: w 8 miesiącu zdawałam egzamin na prawo jazdy, zapięta klasycznie w pasy. Instruktor kazał mi tylko podpisać świstek, że robię to na własną odpowiedzialność.
– zaczęłam trenować sześć tygodni po cesarskim cięciu. Oczywiście otrzymując wcześniej zielone światło od lekarza prowadzącego. Od razu zaczęłam ćwiczeniami na brzuch, który wymagał największej interwencji. Możesz wszystko!
– jadłam ostre, jem ostre i będę jadła ostre. Ale też z umiarem. No bo przecież są kuchnie, jak na przykład meksykańska, w której ostrość to podstawa. I co? Myślicie, że meksykańskie mamy przerzucają się na schabowego z mizerią na czas karmienia piersią? Nie wydaje mi się…
Mogłabym tak wyliczać w nieskończoność.
Ale nie o to w tym wszystkim chodzi. Ważne jest to, żeby zmienić nastawienie. Żeby każda z nas myślała też o swoich potrzebach i zachciankach, a nie tylko o swoim dziecku. Szczególnie jeśli to, na co mamy ochotę, w żaden sposób im nie zagraża. Zatem droga matko: macierzyństwo nie musi być pasmem wyrzeczeń. Możesz wszystko, tylko z rozwagą i umiarem.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Martuś wszystko co napisałaś jest prawdą, potwierdzam ręcami i nogami jako osoba, która też farbowała, kawę piła, sushi jadła (miałam nawet w ciąży sushi zachcianki i bunkrowałam zamawiane na wynos rolki w lodówce przed mężem nie dlatego, że bałam się surowego mięsa, ale dlatego, żeby nie wiedział że mam tak drogie ‘hobby’ – bo potrafiłma zamawiać codziennie :D). Jest tylko jedna rzecz, która ogranicza matkę – zdrowie dziecka. Dlatego kiedy okazało się, że Fif ma nietolerancję biała mlecznego i jaj totalnie musiałam zmienić dietę (na obrzydliwie makaronowo-bułkowo-mięsną, bo kiepsko znosił też większość warzyw i prawie wszystkie owoce – masakra!) i… Czytaj więcej »
Ilona. Doskonale wiem o czym piszesz. Zdrowie dziecka to podstawa. Jak tylko Miecio poszedł do żłobka i zaczął nam chorować poczułam się jak w potrzasku. Z jednej strony tak niesamowicie było mi szkoda tego, że takie małe dziecko się męczy z drugiej ja czułam się jak w więzieniu. Niby wróciłam do pracy ale ciągle siedziałam na zwolnieniu. Na szczęście teraz wszystko idzie ku dobremu. Miecio nabiera odpornosci . Masz rację, że zdrowie dziecka determinuje to jakie będzie nasze macierzyństwo. Piąteczka!
Świetny tekst! Ja jestem obecnie w 8 miesiącu ciąży i chodzę do dentysty a jak! Przed ciążą miałam wszystko wyleczone, a na jednej z kontroli w połowie ciąży okazało się, że 5 zębów jest do zrobienia.. stwierdziłam, że nie będę czekać, aż mnie zaczną boleć zaraz po porodzie bo wtedy będę miała ważniejsze rzeczy na głowie 😉 Jeżeli chodzi o zachcianki to niestety mnie dopadła cukrzyca ciążowa i przysięgam, że gdyby nie zdrowie dziecka to usiadłabym na podłodze z czekoladą w ręku i płakałabym jedząc ją kawałek po kawałku….