Mam taką szufladkę w mózgu. Jest schowana za trzecim zakrętem w dziale przyjemności. Przez całe swoje życie gromadzę w niej rzeczy bezwzględnie dobre i przyjemne tylko po to, by teraz, kiedy jestem mamą, zaszczepić do nich miłość w moich dzieciach. Co to takiego? Moje ulubione gry, ale też smaki dzieciństwa. Zapraszam. 🙂
Memory
Pamiętam moje pierwsze karty Memory. Dostałam je od mojej pediatry w ośrodku zdrowia w miejscowości, w której się wychowałam. Karty były materiałem reklamowym jakiejś firmy farmaceutycznej z Niemiec i przyszły do naszej wsi w wielkiej paczce „z darami” z Zachodu. Karty były pięknie wydane, wykonane z grubej tektury, z bardzo kolorowymi obrazkami, których próżno było szukać w polskich książkach dla dzieci z końca lat 80-tych. Sięgając wspomnień z dzieciństwa, pamiętam, jak robiłam furorę tymi kartami Memory. Nie tylko tym, że je miałam, ale też tym, że jako dziecko byłam niepokonana w tej grze. Miałam niezwykłą zdolność do zapamiętywania położenia poszczególnych kart.
Co ciekawe, ostatnio rozmawiałam z Jankiem o tej grze i okazuje się, że on jako dziecko też był w niej niezrównany do momentu, kiedy nie prześcignęła go o parę lat młodsza kuzynka. Jak się okazuje, kilkuletnie dzieci są w tej grze najlepsze. Ostatnio spróbowałam zarazić Miecia miłością do niej, aby i on kontynuował tradycje rodzinną. Powoli zaczyna chwytać jej zasady, więc jeszcze kilka miesięcy i będzie w niej ekspertem.
Bierki
Na to u Miecia jeszcze za wcześnie, ale ja już przebieram nogami w miejscu myśląc o tym, jak będą wyglądały nasze bierkowe wieczory we czwórkę. Pamiętam jak jako mała dziewczynka grałam w bierki z rodzicami. Jakież to były emocje. Kilka kolorowych patyczków potrafiło poróżnić naszą rodzinę i doprowadzić emocje do wrzenia. Pamiętacie?
Puzzle
Na któreś urodziny dostałam od koleżanki puzzle z krajobrazem, składające się z 1000 elementów. Generalnie niebo, strumyk i las. Pamiętam, że samo posegregowanie elementów na kolory zajęło mi i mojej mamie kilka godzin. I co? Nigdy ich nie dokończyłyśmy. Tak to jest jak do składania małych elementów siadają dwie kobiety z poważnymi wadami wzroku. A tak zupełnie poważnie: uwielbiam i zawsze uwielbiałam puzzle. Przekazując dzieciom wartość jaką dają puzzle, Miecio od pół roku również jest ich ogromnym fanem. Ostatnio udało mu się złożyć obrazek z 68 elementów i zrobił to zupełnie sam. Ma to po mnie. Na bank!
Klocki
Te małe kolorowe, plastikowe klocki znanej duńskiej firmy potrafiły przyprawić mnie o palpitacje serca. W latach dziewięćdziesiątych moich rodziców było stać jedynie na małe pudełeczka z tymi cudownościami. Część dostałam w spadku po kuzynie. Doskonale pamiętam Święta, na które mój brat dostał od Mikołaja duży zestaw prawie oryginalnych klocków Lego. 😉 To był statek piracki. Pudło było wielkości mojego brata. Problem w tym, że klocki do siebie nie pasowały i niektóre z nich nasz tato musiał łączyć… młotkiem. Jakież to było absurdalne! Za to utkwiło to na dobre w moich wspomnieniach z dzieciństwa.
Miecio od małego dostaje zestawy klocków. Jest ich ogromnym fanem. Co ciekawe, Zyzio też je bardzo lubi. Geny? Z pewnością.
Deskorolka
Bo rower miał każdy. Nie każdy górala, ale przynajmniej składak. Ale deskorolka to było coś, do czego długo wzdychałam, zanim to dostałam. Mieliśmy jedną z moim bratem na spółkę. Nigdy nie opanowałam jazdy na niej, ale co poszpanowałam z deskorolką pod pachą na dzielni to moje – nikt nie wymaże tych wspomnień z dzieciństwa. Jakież było moje rozczulenie, kiedy Miecio pokazał mi ostatnio deskorolkę na obrazku i rzucił krótkie: „Kupić! Miecio będzie jeździł!”
Bajki ze szklanego ekranu
W czasach mojego dzieciństwa dziecięce hity kinowe pojawiały się zdecydowanie rzadziej. Jeśli raz na rok wychodziła jakaś nowość, to było coś. No chyba, że było tego więcej, tylko na moją wieś nie wszystko docierało. W bibliotece mieliśmy wypożyczalnie kaset VHS. Raz w tygodniu chodziłam tam z mamą i za 6 zł wypożyczałyśmy jakąś bajkę na dwa dni. Pamiętam też, że pierwszy raz w prawdziwym kinie byłam na „Królu Lwie”. Ale się wtedy spłakałam. Jakież to były emocje. Rozpływam się, kiedy Miecio z zainteresowaniem ogląda „101 dalmatyńczyków” czy „Toy’s Story”. Nie mogę się doczekać wspólnego oglądania przygód przyjaznego duszka „Kacpra” albo chociażby „Piotrusia Pana”. Cudownie jest wrócić do tych dziecięcych historii.
Słodkie przyjemności, czyli moje ulubione słodycze z dzieciństwa
Nasze mamy nie czytały skrupulatnie składów i etykiet zanim coś nam podały. Zdawały się na intuicję i przede wszystkim starały się sprawić nam przyjemność. Dziś, w dobie świadomego rodzicielstwa, baczniej się wszystkiemu przyglądamy i cenzurujemy każdy produkt, który chcemy podać dziecku, przekazując mu odpowiednie wartości odżywcze. Są jednak smaki, które chciałabym, by moje dziecko poznało, bo uważam, że są w rozsądnych ilościach warte każdego szczęśliwego dzieciństwa – niezapomnianego smaku dzieciństwa. Co to takiego?
Oranżada w proszku
Nie próbowałam jej już bardzo dawno, a doskonale pamiętam jej smak z dzieciństwa i to, jak musowała na języku. Uważam, że to taki „must have” każdego dzieciństwa. Nigdy nie piłam jej w wersji rozcieńczonej, zawsze wysypywałam na język i czekałam, aż sama się rozpuści. Z pewnością przyjdzie czas, że kiedyś i Miecio pozna jej smak.
Andruty
Czyli tak zwany opłatek z kiosku. Kupowałam go namiętnie w szkolnym sklepiku. Pamiętam, jak jego kawałki przyklejały się do podniebienia. Niby nic wybornego, a jednak jego jedzenie wciągało. Miecio bardzo lubi andruty i są w naszym domu taką małą przekąską. Ja nazywam je zdrowymi chipsami i sama lubię je sobie podjadać.
Guma rozpuszczalna
Wolałam ją zdecydowanie bardziej od balonówki, która męczyła szczękę. Poza tym nie umiałam robić balonów. Za to guma rozpuszczalna to było coś. Pamiętam paczki z Niemiec, które przywoziła ciotka. Były pełne gum MAOAM, które wtedy nazywałam „Małomam”. Faktem było to, że ta moja nazwa idealnie do nich pasowała, bo nie lubiłam się nimi dzielić. Pamiętam, że były bardzo owocowe, słodkie, na początku twarde, a później przyjemnie rozpuszczały się w buzi i nie zalepiały zębów. Do dziś je uwielbiam i do dziś smakują dokładnie tak samo, jak prawie 30 lat temu – ach ten niezapomniane smaki dzieciństwa. Najbardziej lubię smak coli, który w czasach mojego dzieciństwa był rarytasem. Co ciekawe Janek w dzieciństwie też lubił je najbardziej. Miecio spośród różnych słodkości najchętniej wybiera właśnie gumę rozpuszczalną. Zgadnijcie, jaki smak lubi najbardziej? 😉
Słonecznik
Pamiętam te letnie wieczory na ławce, przed blokiem. Siadałyśmy z koleżankami całą paczką, a każda z nas na kolanach miała ogromny kwiat słonecznika z pestkami. Pamiętam jakie czarne były po tym paznokcie. Dziś można kupić łuskany słonecznik, ale to nie to samo. Na szczęście na bazarkach latem, w dalszym ciągu można kupić kwiaty słonecznika z pestkami. Gdy Miecio będzie starszy z pewnością nauczę go łuskania. Takie smaki dzieciństwa to ja rozumiem.
Eklerki, ciepłe lody i ptysie – słodkie dzieciństwo w skrócie
Pamiętacie te pyszności? Ileż to miało cukru w cukrze! A jakie to było dobre! Najlepsze! Za dobre oceny w szkole dostawałam jedno z tych pysznych ciastek. Teraz bardzo ciężko je dostać. Na szczęście jakiś czas temu odkryłam w Warszawie cukiernie z takimi pysznościami. Kiedy tylko znów zrobi się ciepło wybierzemy się z Mieciem na degustację.
Kiedy sobie wspominam czasy mojego dzieciństwa, to mam wrażenie, że to wszystko działo się w jakiejś odległej galaktyce. Wielu rzeczy już nie ma i to dobrze, bo chyba nikt nie tęskni za wyrobem czekoladopodobnym, po którym mdliło, za gumą do żucia udającą papierosa czy za pistoletami na kapiszony dostępnymi w każdym wiejskim sklepie. Są jednak takie rzeczy, za którymi się tęskni i stanowią niezapomniane smaki dzieciństwa. Mam nadzieję, że mimo iż żyjemy w zupełnie innych czasach, uda mi się zaszczepić do nich miłość u naszych chłopców. Takie działanie pozwala kultywować rodzinne tradycje, a także przekazać dzieciom cenne wartości – radość płynącą z beztroskiego dzieciństwa. A wy w czym chcielibyście rozkochać swoje dzieci?
Troszke mniej zdrowe andruty bo z masą z mleka w proszku 😍ale na Święta obowiązkowo 😁
Puzzle rowniez sa moja miłość z dzieciństwa i mojego starszka tez od kilku tygodni ☺ a do tego taniec, calymi dniami tanczylam jak bylam mala i franek ma tak samo, tylko wlaczyc mu muzykę. W przyszlym roku pojdzie na swoje pierwsze zajęcia taneczne, bo jak powtarza nasza niania szkoda zmaronawac takiego wyczucia rytmu ☺ i w zime obowiązkowo łyżwy mimo ze ma tylko 3 lata pierwsze lekcje za nami 😊
Jakie to prawdziwe. Jakiś czas temu miałam praktyki w klasie 3 szkoły podstawowej. Zapytałam dzieciaków czy wyjdziemy przed szkołę i pobawimy się w podchody. “A o co w tym chodzi?” . Dzisiejsze dzieciaki spędzają na “podwórku” zdecydowanie mniej czasu niż nasze pokolenie. Andruty,bierki, klocki, brak czasu na obiad w czasie wakacji bądź ferii, zjeżdżanie z górki na workach z sianem, guma turbo, przysmak swietokrzyski i inne smaki i zabawy z dzieciństwa. Jak ja się cieszę , że jako dziecko 3/4 swojego życia spędziłam na podwórku z resztą dzieciaków. Zabawa w chowanego do momentu aż mama siła do domu nie zaciągnie…… Czytaj więcej »
Zdecydowanie gry planszowe!
Oranzada w szklanych butelkach, woda z syfonu 😍
Ooo tak memory było ekstra. Miałam z pięknymi zdjęciami zwierzaków😊😊dodałbym jeszcze Vibovit wylizany z papierka😋 i Monopol grany po kilka dni z przerwami na jedzenie i spanie 😂fajnie że są wspomnienia 😊