Gdybym się bardzo postarała to byłby to najkrótszy artykuł w historii bloga. Zaczynałby i kończył się zdaniem: jeśli tylko kobieta czuje potrzebę, by partner był przy porodzie, to ten jest w obowiązku spełnić jej potrzebę. Koniec. Okazuje się jednak, że to co dla mnie jest normą i oczywistą oczywistością nie przez wszystkich jest tak odbierane. Mężczyzna przy porodzie. Jak to z tym jest? Tak czy nie? Skoro już zostałam wywołana do tablicy przez Pytanie na Śniadanie nieco rozwinę temat.
Nasi ojcowie mieli fajnie, co?
Za nich decydował system. Mężczyzna przy porodzie był zbędny. Panowie wstęp na oddział położniczy mieli surowo wzbroniony. Nie wiem, kto im to załatwił, ale mieli dobrze, co? 😉 A tak zupełnie poważnie. Nasze mamy nie miały wyboru. Rodziły same. Nie mogły liczyć na pomoc najbliższych w pierwszych chwilach życia dziecka. Ale też wtedy inaczej wyglądał kontakt mamy z dzieckiem w pierwszych dobach życia w szpitalu. Mama opowiadała mi, że przywożono jej mnie tylko na karmienie. Jechałam w takim dużym wózku z innymi dziećmi, a musicie wiedzieć, że sporo nas wtedy było, bo rodziłam się w wyżu demograficznym. Dam sobie rękę uciąć, że w tym wózku jeździły ze mną jeszcze co najmniej ze dwie inne Marty w tym samym czasie. 😉
Kiedy rozmawiam z mamą o tamtym okresie, to ona sama podkreśla, że kobiety nie miały wtedy wyboru, a mężczyźni też się raczej do pomocy nie kwapili. Nikt ich do tego nie przygotowywał, ale też nikt ich do tego nie zachęcał. Z góry zakładało się, że tematy porodu i pierwszych tygodni życia wraz z połogiem to temat tabu. Mężczyznom wstęp wzbroniony.
Ci „pomiędzy” mieli przerąbane
Później szpitale zaczęły się zmieniać. Ktoś tam poszedł po rozum do głowy i dopatrzył się pewnych błędów w tym, że dziecko nie ma nieprzerwanego kontaktu z matką od pierwszych chwil. Karmienie raz na trzy godziny to zdecydowanie za mało. Dzieci zaczęły zostawać przy matkach, a mamy same zaczęły zgłaszać personelowi, że są przerażone i sobie nie radzą. Naturalną konsekwencją tego wszystkiego było wpuszczenie odwiedzających na sale poporodowe. Hurra, prawda? No właśnie nie dla wszystkich. Głośno komentowało się pierwszych śmiałków, którzy decydowali się na obecność przy porodzie. Przecież tamci mężczyźni nie mieli zielonego pojęcia o tym, co ich czeka na porodówce.
Nie było filmów, a szkół rodzenia istniało tyle, co kot napłakał. Nie było kolegów, których przy piwie można by zapytać: “I co stary, strasznie było?”. Ci pierwszy mieli naprawdę przechlapane… Z historii lekarzy i położnych, którzy pamiętają tamten przełomowy czas wiem, że to było trudne dla wszystkich stron, bo tatusiowie nie mieli pojęcia jaka powinna być ich rola przy narodzinach. Krzątali się w nerwach, plątali pod nogami. Często nie byli mile widziani przez personel.
Nasi mężowie wiedzą nie mniej od nas…
… jeśli tylko wiedzieć chcą. Bo w dalszym ciągu są tacy, którzy tematu unikają jak ognia albo uderzając w nerwowy śmiech, albo błyskawicznie zmieniając temat na finał Ligi Mistrzów. Napiszę wprost: jeśli mój facet poproszony o to, by towarzyszył mi przy porodzie odmówiłby, to byłabym pewna jednego – wybrałam złego faceta. W tej historii nie ma dla mnie półśrodków. Co innego jeśli kobieta tego nie potrzebuje lub wręcz sobie tego nie życzy. Ale skoro robimy sobie to dziecko razem, skoro to ja, jako kobieta, męczę się przez dziewięć miesięcy z brzuchem, rozstępami, zgagą, bólem pleców, to zrób mi kochanie tę przyjemność i bądź ze mną na ostatniej prostej tej piekielnie trudnej drogi. Możesz?
Nasi partnerzy, ojcowie naszych dzieci, żyją w czasach, w których jeśli tylko chcą, mogą wiedzieć o porodzie wszystko. Mężczyzna przy porodzie jest zjawiskiem absolutnie powszechnym. Mają szkoły rodzenia, które stoją przed nimi otworem, mają kolegów, którzy przez to przeszli, mają Internet i Youtube (osobiście odradzam ;)) ale nade wszystko mają nas i nas mogą o wszystko zapytać. Bo tematy, które jeszcze dla naszych rodziców były tematami tabu, dla nas już nimi nie są. To może pogadajmy szczerze co?
A wszystko przez te durne obawy
Bo kto pyta nie błądzi. Najwięcej męskich obaw dotyczących udziału w porodzie wynika z ich niewiedzy, z filmów lub wybujałej wyobraźni. Bo prawda jest taka, że nawet jeśli mężczyzna boi się widoku krwi to gwarantuję Wam, że może być obecny przez (prawie) cały poród na sali i nie zobaczy grama krwi.
A jeśli boi się, że zobaczy co się dzieje TAM z jego żoną i odechce mu się seksu na zawsze? Tak wiem, są takie przypadki. Omawialiśmy je na studiach. Ale jeśli tylko z położną ustalą, że ma tego wszystkiego nie widzieć, to gwarantuje Wam: nie zobaczy. W najgorszym wypadku zostanie wyproszony na kilka ostatnich chwil z sali. Tyle. Poza tym do mnie ten argument zupełnie nie przemawia. Chłopie! Zdecydowałeś się ze swoją partnerką na dziecko. Poród i to, co dzieje się z kobiecym ciałem w trakcie to pikuś. Lojalnie uprzedzam, że czeka Cię jeszcze nawał pokarmu, sflaczały brzuch, rozstępy, wory pod oczami i pewnie niejedna łza. Skoro już przy porodzie wymiękasz, to co będzie dalej?
Poród to nie tylko te kilka chwil, które zawsze widzimy na filmach.
Pani chwilę prze, trochę postęka cała zlana potem i po chwili dziecko jest na świecie. Pierwsze dziecko zazwyczaj rodzi się dłuuuugie godziny. I właśnie wtedy potrzebna jest pomoc partnera. Nie położnej czy mamy, ale partnera, przyszłego ojca, który pogłaszcze po plecach, opowie żart pomiędzy skurczami, puści na Youtubie ulubioną piosenkę z pierwszego tańca. Zrobi pamiątkowe zdjęcie, a jak będzie trzeba zawoła położną, która (uwaga i tu zaskoczenie) nie siedzi z rodzącą cały czas na porodówce. To długie godziny, które w samotności trwają wieczność. Dlatego jesteś tam tato potrzebny!
Oś czasu, którą przedstawiłam w tym krótkim tekście wyznacza kierunek tego, jak zmienia się rola taty w dniu, kiedy dziecko przychodzi na świat. Temat porodu przestaje być tematem tabu, a jeśli ktoś jeszcze w to nie wierzy, to polecam obejrzeć komedię (wątpliwie) romantyczną „Wpadka”, w której w jednej ze scen z porodu pokazana jest główka dziecka przechodząca przez krocze. Przesada? Dla mnie zdecydowanie, ale ciekawe jak na takie sceny w filmach będą reagowały kolejne pokolenia.
A Wy co na ten temat sądzicie? Mężczyzna przy porodzie na tak czy na nie? Czekam na wasze komentarze.
[ad name=”Pozioma responsywna”]