Wiecie co najbardziej wstrzymywało mnie przed decyzją o pierwszym dziecku? Przede wszystkim groźba tego, że w moim życiu zmieni się wszystko. Że będę musiała zmienić priorytety, spoważnieć, że będę tęsknić za pewnymi rzeczami. Napisałam także artykuł o tym, co bym zrobiła gdybym matką nie była (klik), do czego chętnie bym wróciła. Bo przecież matka musi być poważna, stonowana i zawsze akuratna, a macierzyństwo to taka poważna rola. Czas na szaleństwa się skończył… Dowiedzcie się sami, za co się krytykuje matki i jakie ma się wobec nich oczekiwania oraz o tym, jak zostałam mamą jedyną w swoim rodzaju. 😉
Nie wygłupiaj się dziecko!
Od zawsze wymagano ode mnie powagi. Chwalono, gdy wykazywałam się dojrzałością większą niż ta, wynikająca z mojego wieku. Dość wcześnie powierzano mi opiekę nad moim dużo młodszym bratem. Słowem: odkąd pamiętam wymagano ode mnie powagi i niebywałej odpowiedzialności. Nagradzano mnie za bycie dorosłą w środku mojego dzieciństwa, zupełnie jakby mieli oczekiwania wobec dorosłej kobiety, a nie dziecka.
Stara malutka
Chcąc przypodobać się otoczeniu, bardzo szybko obrałam gębę dorosłego człowieka w dziecięcej skórze. Lubiłam przebywać w otoczeniu dorosłych, brać udział w dyskusjach. Czytałam dużo mądrych książek, z których prócz pojedynczych słów, nie rozumiałam prawie nic. Nawet ubierałam się dużo poważniej niż wskazywałby na to mój wiek. Podbierałam mamie z szafy marynarki z poduszkami na ramionach i buty na obcasie. Tak bardzo chciałam być dorosła. Tak było do czasu…
Buntu nie było
Bo choć bunt nastoletni ominął mnie szerokim łukiem, to dopiero w życiu studenckim zwyczajnie wyluzowałam. Zaszalałam. I z tym szaleństwem było mi do twarzy. Zaczęłam robić rzeczy świadomie nieprzemyślane, zupełnie niezaplanowane i w końcu poczułam, że żyję. A to życie nareszcie miało pełen wachlarz smaków. Od słodkiego, przez kwaśny, po gorzki. Życie stało się różnorodnie pyszne i bez notorycznych oczekiwań wobec kobiety, jaką wtedy już byłam.
Kryształowi rodzice
Zaczęłam spotykać się z Jankiem, a nasz związek zaczął zmierzać w bardzo poważne rewiry. Podobało mi się to, bo zyskałam poczucie bezpieczeństwa u boku osoby, którą kochałam. Na początku o dzieciach rozmawialiśmy tylko w kontekście negowania tego tematu. Później stał się nam on obojętny, aż w końcu pojawiło się pragnienie sprawdzenia jak to jest być mamą i tatą. Ale było jedno poważne “ale”… W głowie miałam obraz moich poważnych i stonowanych rodziców, którzy przenigdy nie wydali się przede mną z jakimkolwiek problemem. Dla mnie zawsze byli kryształowi. Ludzie bez wad, bez większych problemów. Dopiero później, będąc bardziej świadomą widziałam jak skrzętnie chowają w sobie obawy i strach o różne rzeczy.
Obserwowałam jak bardzo starają się być dla nas przykładem do naśladowania. Nie było w tym szaleństwa, ani mowy o jakiejkolwiek improwizacji – moja mama czuła, że po prostu jej nie wypada taką być. Nie chciałam być rodzicem, bo stwierdziłam, że takie życie jest po prostu do szpiku kości nudne.
Macierzyństwo po mojemu
A później przyszedł szalony plan: robimy dziecko. Decyzja podjęta po wypiciu dwóch butelek dobrego Cabernet Sauvignon, po trzech tygodniach przerodziła się dwie kreski na teście. Trzeba przyznać: skuteczność mieliśmy niezłą. Czas mijał, brzuch rósł, a ja odwlekałam moment, w którym miałam stać się poważną, stateczną matroną. To zdecydowanie nie był mój czas na takie zmiany. Chciałam być mamą, ale nie chciałam się nią czuć.
Zamiast Pani Matki – Matka Wariatka
Wymyśliłam sobie alternatywny plan. A co jeśli po prostu stanę się kompanem zabaw dla mojego własnego dziecka? Będę jeszcze bardziej szalona niż wcześniej? Czy przez to będę gorszą matką? Czy wręcz stanę się matką nieidealną? A może właśnie będzie zupełnie odwrotnie. W końcu dostałam szansę, by odbić sobie moje nad wyraz poważne dzieciństwo. By dać upust niewykorzystanej wcześniej, dziecięcej wyobraźni. By nadrobić zaległości z dzieciństwa. Skorzystałam.
W żłobku mają ubaw. Macierzyństwo.
Kiedy przychodzę w różowych włosach i podartych spodniach do żłobka, a zmieniając Mieciowi buty na kapcie mówię mu głosem „Czesia”, że go kocham, pani dyrektor śmieje się pod nosem. Trochę się peszy, a trochę ją to bawi. Mnie tylko bawi. Całe to macierzyństwo bawi mnie okrutnie. To wspólne skakanie po kałużach z Mieciem. To wspólne śpiewanie piosenek w parku na całe gardło. Wymyśliłam sobie macierzyństwo na własnych zasadach, teraz robię na nie patent i hoduję sobie kolejnego kompana do wspólnych zabaw. Jest szansa, że przez kolejne kilka lat nikt mi nie zabroni być dzieckiem. Mam na to papiery i dwóch świadków, z czego jeden w brzuchu. Znalazłam sposób na moje macierzyństwo i już wiem jak sobie z nim radzić.
Matko! Tobie nie wypada!
Mam to szczęście, że żyję w miejscu oraz czasach, które są liberalne wobec moich matczynych wybryków. Czasami tylko jakaś starsza pani pokiwa z oburzeniem głową, że „czego to ludzie nie wymyślą”. A ja dziś wiem, że mój wymysł współczesnej matki to najlepsza hybryda cech, które znalazłam w sobie. Które odkryłam w sobie z wiekiem. Do dziecięcej beztroski czasami trzeba dorosnąć i to wcale nie świadczy o tym, że jestem matką nieidealną czy wariatką. Czy matce nie wypada? Ja się tym w ogóle nie przejmuję.
Kiedy więc rano ubieramy się do żłobka bez zażenowania wciskam się w jeansy z postaciami z kreskówek. Będzie o czym rozmawiać z Mieciem przy śniadaniu.
Kto mi zabroni? Macierzyństwo na moich zasadach!
My matki mamy to do siebie, że uwielbiamy oceniać. Komentujemy zachowania innych matek, krytykujemy je za każde, najmniejsze przewinienie. Do czego to prowadzi? Tylko do pogłębiania i tak niemałego poczucia winy. A przecież każda z nas mogłaby przeżyć macierzyństwo na własnych zasadach i sobie z tym doskonale poradzić. Komu to wadzi?
bluza i spodnie: Bizuu
buty: 3i
choker: Zozo Design
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Komu wadzi? O Paaaniii… Wielu. Mało tego! Jeżeli odstajesz od reszty to zdecydowana większość społeczeństwa ma ochotę cię tu przyciąć, tam docisnąć, a tutaj wyprostować tak, abyś idealnie mieściła się w idealnie (a jakże!) skrojone pudełeczko z napisem “rodzic”. Najlepiej jeszcze dobrze zawiązać kokardę, a nie- lniany sznurek, aby na pewno nic nigdzie nie wylazło. Tutaj nawet nie chodzi o jakieś mega odstawanie- wystarczy inne spojrzenie na świat. Trochę więcej luzu niż u innych. Ciut więcej odwagi. I to jest przepis na to jak podpaść społeczeństwu 🙂 Dobrze być świadomym rodzicem. Wiedzieć gdzie jest ta magiczna granica, po przekroczeniu której… Czytaj więcej »
super! Jestem za. Śpiewam dziecku na spacerze i w sklepie. Korzystam z zajęć dla dzieci tak aktywnie jak one. Przeżywam intensywniej dzieciństwo, bardziej niż moja córa. Swoich tak młodych lat nie pamiętam, to mam okazję zapamiętać 😉