10 grudnia Roku Pańskiego 2016. Prawie 7 rano. Rodzi się Zygmunt. Razem z jego pojawieniem się na Świecie, prócz oczywistego lęku rodziców. Znać o sobie daje również obawa o dziecko setek, a może i tysięcy matek i ojców w całej Polsce śledzących jego losy w Internecie. Nic dziwnego – na Zygmunta czeka wiele zagrożeń, które mogą wpłynąć na zdrowie dziecka, z jego nieodpowiedzialnymi rodzicami na czele.
To nasze drugie dziecko.
Nie żebyśmy pozjadali wszystkie rozumy, ale co nieco o dzieciach już wiemy. W dodatku sami jeszcze niedawno byliśmy małymi grzdylami i coś tam pamiętamy. Bo Marta ma o 8 lat młodszego brata (pozdro Szwagros) i doskonale pamięta okres, gdy był mały. Mamy rodziny i znajomych z dziećmi. Bo jedyna babcia naszych chłopców, mama Marty, ma ogromną wiedzę opartą nie tylko na wychowaniu własnych dzieci, ale też na udzielonej pomocy niezliczonym młodym mamom w swojej okolicy, w trosce o ich dzieci. W dodatku zarówno ja, jak i Marta wychowywani byliśmy w stylu, który można nazwać kontrolowanym wyluzowaniem opartym na pewności siebie i opanowaniu naszych rodziców. Słowem – gdy się dzieciak walnie w łeb to przyłóż coś zimnego, a nie wydzwaniasz od razu i księdza i tomograf. Wychowanie go w mniejszym stresie może uchronić go od lęków i fobii, przekładając się negatywnie na jego stan zdrowia.
Początki były trudne, obawa o nasze dziecko była ogromna.
I choć przy Mieciu, przynajmniej z początku, mieliśmy delikatnie spięte pośladki w obawie związanej z nadciągającym macierzyństwem, rodzicielstwem, to już w szpitalu, obserwując sprawne położne miotające naszym pierworodnym wyszło, że dzieciak to nie laleczka z chińskiej porcelany. To się zgina, jest elastyczne i nawet całkiem wytrzymałe. Teraz Mieczysław ma blisko 3 lata i ma się bardzo dobrze. Bywało jednak różnie i nie raz mieliśmy pewne obawy.
Nie uśmiechał się, gdy miał dwa miesiące. „Może to być objaw autyzmu” – rzuciła od niechcenia pediatra. „Będę kochał jak swoje” – zażartowałem, mimo że Marta zrobiła się zielona. Teraz trudno o bardziej wesołe dziecko w okolicy. Tylko patrzeć, jak zrobią mu się zmarszczki mimiczne od nieustannego suszenia zębów.
Nie chodził, gdy miał 15 miesięcy co ponoć jest maksymalnym wiekiem podręcznikowym, w którym dziecko powinno chodzić. Gdy miał 16 „poszedł” i to tak, że złapałem go dopiero w monopolu pod blokiem, gdy kupował dla rodziców po Harnasiu. Nie spieszył się z dreptaniem, ale teraz praktycznie nigdy nie zalicza gleby. Potrafi spacerować po parku nieustannie 3 godziny i to w upalny dzień. Mały glut, a nie do zdarcia.
Maraton chorobowy za nami
Chorował od 3 dnia w żłobku. Na dzień dobry grypa żołądkowa. Potem co 3 tygodnie zapalenie oskrzeli albo płuc. Bodaj 8 antybiotyków w ciągu 10 miesięcy, w tym szpital. Ze 3 razy grany był ostry dyżur w środku nocy. A raz ostry dyżur stomatologiczny, gdy Miecio postanowił zaiwanić z impetem jedynką o brzeg wanny i się bidule obruszały. I ta jedynka, i ta wanna. Nebbud czyli wziewny steryd przeciwzapalny kupowałem w czasie infekcji na kanistry jak paliwo na stacji benzynowej. Z ulgą przyjęliśmy pierwszą zdobytą „sprawność” czyli literkę R na recepcie. „Astma wczesnodziecięca” – orzekł pulmonolog. Nebbud będzie na ryczałt. Zamiast pięciu dych kilka złotych. Może wreszcie coś odłożymy na remont – pomyślałem.
Pani pulmonolog dała nowe leki mające na celu poprawę stanu zdrowia dziecka. Do jadłospisu wjechał Montelukast. Dziecka nie poznawałem. Kiedyś byłem z kumplami na Beach Party w Sopocie. Takie tam wixy w plenerze. Myśmy w piątkę pili, a pozostałe 35000 ludzi brało dropsy w rytm muzyki techno i zielonych laserów. No i ten obrazek tripujących zombiaków przypomniał mi się, gdy obserwowałem Miecia. Źle spał, był nerwowy, płaczliwy, nawet nieco agresywny. Odstawiliśmy ten biały proszek, choć tatuś zostawił sobie parę saszetek na jakieś party. 😉 Pani pulmonolog zmieniła lek. Pani pediatra dorzuciła jeszcze swój. Do tego oczywiście cały czas witamina D. Blisko 12 miesięcy bez antybiotyku! (Tu winszuję mamie, która pierwsza napisze w komentarzu, że jej dziecko „to w ogóle nie wie co to antybiotyk”). Chyba jedna tylko mała infekcja przez prawie rok i to rok spędzony w żłobku.
Nie piszę jednak tego, aby pochwalić się sukcesami rozwojowo-zdrowotnymi naszego pierworodnego. Piszę to po to, aby uzmysłowić wam, że tylko przy pierwszym dziecku mieliśmy sporo zakrętów, problemów czy drobnych obaw.
Obawa związana z macierzyństwem
Co do samych obaw o dziecko były jeszcze takie tematy jak karmienie piersią i obawa czy się uda. Udało się, a teraz jak wiecie, kolejny dziedzic w naszej rodzinie rozpoczął swoją „mleczną drogę”. Potem była decyzja o odstawieniu Miecia. Poszło gładko, a pomogła babcia izolując nocami małego od Marty. Od urodzenia szczepiliśmy niemal na wszystko. Raz czy dwa był niewielki stan podgorączkowy. Poza tym bez jakichkolwiek powikłań.
Z ciekawostek były też oczywiście „pierwsze słoiczki”, słoiczki vs sama ugotuję, była kwestia słodyczy, nosidełka aka wisiadełka, bujaczka, chodzika, mycia zębów, stawiania baniek, kąpieli, fotelika samochodowego, wózka, wkładek ortopedycznych, korzystania przez dziecko z tabletu i telewizora i parędziesiąt innych problemów. A… kurde… zapomniałbym… Był też GLUTEN! No tak, bez tego nie było mowy o zdrowym stanie dziecka.
Zwrócicie uwagę, że przez szacunek dla waszych zwojów mózgowych nie wspomniałem nawet o przełamaniu, rzucaniu uroku i czerwonych nitkach. A mogłem! Doceńcie to proszę.
Wiele z powyższych problemów albo my poruszaliśmy na blogu, albo wy poruszaliście w swoich komentarzach. Czasem było rzeczowo co zawsze cieszy. Często jednak problemy opisywane w komentarzach poruszane były w atmosferze napięcia, przerażenia, żeby nie powiedzieć histerii, a myśl i wiedza jaka za tym szła urągała szacunkowi do innych czytelników i kazała zastanawiać się, czy ludzkość oby na pewno zmierza we właściwym kierunku, czy matury nie zdaje się dziś zbyt łatwo, i czy nie powinno być jakiegoś cenzusu IQ gdy podłączają delikwenta do Internetu. Zdecydowana część internautów powinna pokonać swoje lęki i fobie, zduszając je w zarodku.
Przykłady przesadnych obaw o zdrowie dziecka
Wrzucamy fotkę Zyzia w bujaczku – z miejsca pojawia się temat napięcia mięśniowego. To nic, że dzieciak poleży godzinę na dobę. Problem rozdmuchany przez wzorcowe Matki Polki jakby miał tam leżeć miesiąc i dostać odleżyn. Fotka ze słoiczkiem – „Karmisz dzieciaka tym gównem?” – pytają. „Ja wyłącznie sama gotuję. Nie mam zaufania do tego syfu” – dodają. Z tym gotowaniem to całkiem chwalebne, ale czy masz zaufanie do producenta warzyw, które kupujesz? Wiesz czym pryskał i czym podsypał? A może badałaś glebę? Fotka Miecia w nosidełku aka wisiadle. Istna śmierć dla bioder. Ortopedyczne seppuku. Tylko, czy to może zaszkodzić, jeżeli Mieczysław skorzystał z tego maksymalnie 15 razy w życiu i za każdym razem nie dłużej niż przez godzinę? Krem do opalania dla dziecka? Przecież ma ten paskudny składnik prosto z paliwa do silników rakietowych!!
Co z tego, że na ostatnim miejscu w składzie w charakterze domieszki do innego składnika. Producent musiał wymienić na etykiecie, ktoś inny to przeczytał i teraz po forach pędzi lotem błyskawicy informacja, że taki czy inny krem szkodzi dzieciakowi jakby żył na hałdzie promieniotwórczych odpadów.
Oczywiście to wszystko bierze się z jak najbardziej pozytywnej i zrozumiałej obawy o zdrowie i dobrostan swojego dziecka. Skąd się bierze jednak sama obawa? Z braku zaufania. A wiecie skąd się bierze brak zaufania? Z braku wiedzy. A brak wiedzy to brak pewności siebie. Brak pewności siebie to permanentny stres. Stres to nerwy i jak nic mamy wspomnianą wcześniej histerię.
Oczywiście sama wiedza jeszcze nic nie znaczy.
To trochę jak z komputerem. Nie wystarczą same dane. Musi być jeszcze odpowiedni procesor, który je przetworzy za pomocą wcześniej napisanych instrukcji, czyli programu. Słowem zdobycie wiedzy nie wystarcza, bo można jej zwyczajnie nie rozumieć i błędnie używać. Oczywiście również sama zdobyta wiedza może być błędna. I tu chyba pojawia się największy problem. W obecnych czasach często nie potrafimy odróżnić prawdy od fałszu, gdy jest nam on przekazany pod płaszczykiem quasi profesjonalnych badań, niby sprawdzonych informacji i pseudonaukowej wiedzy. Dodatkowo sytuacji nie poprawia moda na podejrzliwość, doszukiwanie się spisku, globalne oszustwa i inne czarne wołgi. A gwoździem do trumny jest wybiórczość przekazywanych informacji, czyli wyrywanie wygodnych dla nas informacji z szerszego kontekstu.
To wszystko wpuszczone do sieci razem w ludźmi powoduje powstanie zabójczej mieszanki, gdzie wśród mądrych i rzeczowych informacji można znaleźć najbardziej kuriozalne bzdury.
A te w połączeniu z ludzkim uwielbieniem dla plotki i sensacji, w zgodzie z zasadą prymatu złych informacji nad dobrymi, rozprzestrzeniają się jak tyfus chociażby po blogach i forach dyskusyjnych dla rodziców. Ci z kolei bezkrytycznie przyjmują to jako pewnik i dalej rozsiewają tę zarazę niewiedzy.
Potem biedna, umordowana, ale ciągle przejęta swoją rolą jaką powierzyła jej natura Matka Polka, natyka się na taką bzdurę. Jedną drugą, dziesiątą, setną i tysięczną. Przyswaja ją, rozsiewa dalej, a że niekiedy jeszcze błędnie łączy fakty z życia własnego i swoich bliskich, z bzdurami jakie wyczytała, jej macierzyństwo zostaje naznaczone wszechogarniającą obawą o dziecko, jego zdrowie. A to nie do końca rozsądne. Nie idźcie tą drogą. Życie jest prostsze niż się wydaje.
Założę się, że będą tacy, którzy z tego tekstu zapamiętają tylko nazwy leków Miecia.
[ad name=”Pozioma responsywna”]
Boże, jak to wszystko trafnie jest opisane 🙂 nie mogę znieść tych Matek Polek i wiecznego oceniania. Względem swojej osoby ciągle przyjmuje fale krytyki na klatę, a potem wsadzam głęboko w d. 🙂 mam tylko(!!!! Według niektórych to taki młody wiek) 24 lata i rocznego synka Beniamina (co to już polskich imion nie ma? Skrzywdzilas go) i o zgrozo szczepie (zobaczysz,będzie miał autyzm) usypia mi na rekach (będziesz go bujać do 18-stki, sama sobie jesteś winna) karmię mm (robisz mu krzywdę,będzie chorował itp, a mało kto zapyta czemu taka decyzja! Czemu? Bo wolę go karmić mm niż pozwolić by matka… Czytaj więcej »
Ostatnie zdanie najlepsze 😉
Musze przyznać, że z dużym dystansem podchodziłam do Waszego bloga, z wielona rzeczami się nie zgadzam i sama postępuje często inaczej. Mimo to obserwuję, cały czas czytam i szanuje Wasz sposób życia, wychowywania i przede wszystkim szczerość i dystans.
A ten post jest świetny – Polska to chyba jedyny kraj w którym sieje się taką panikę wśród rodziców, zarówno przez lekarzy jak i innych rodziców. A przeciez rodzicielstwo jest fajne! 🙂 szkoda życia na ciągły rodzicielski stres.
cheers!
Jan. Świetny wpis. Tak, jestem jedną z tych osób, które zapamiętały nazwy leków, bo nebbud to nasz kompan od kilku lat. Ja mam te same choroby tylko w dawce podwójnej, lekki katar a z tego zawsze zapalenie płuc lub oskrzeli. Moja dwójka dzieci właśnie przeszła na leczenie astmatyczne. I mój młodszy dostał montelukast jest bardziej nerwowy i źle śpi. Mógłbyś powiedzieć na jaki lek pani pulomonolog zmieniła wam go?
Niestety w naszym kraju panuje taka choroba jak ból du.y.. Nie wiem czy komentarze są pisane ponieważ autorki czują się mądrzejsze od Salomona czy dlatego ze im cos nie wychodzi i próbują swoimi radami uratować kogoś innego. Spięcie dotyczy wszystkiego do zupki po filmiku o okresach zycia cycków. Z reguły nie czytam komentarzy bo szkoda czasu. Ale nienawiść, zazdrość i zawiść międzyludzka jest namacalna. Nie każdy musi miec to samo zdanie na każdy temat ale po co od razu rzucać blotem?
Wiecie co przeraża najbardziej? ja to widzę dopiero teraz, po ponad 7 latach za granicą. przeraża to, że Polska to jest kraj mega hipochondryków. tutaj się tylko gada o chorobach i złym wpływie czegoś na coś. w telewizji same reklamy lekarstw. Lekarstwa można kupić nawet w kiosku i drogerii, obok czekoladek i podpasek. wizyty u specjalistów to sposób na spędzenie wolnego czasu. nie ma się co dziwić, że taki terror przy małych dzieciach panuje. to jest choroba społeczna – wymyślać sobie choroby. obyście przetwali w tak nienaruszonym stanie, Superstylerzy. tego Wam z całego serca życzę. Nie zachorujcie na hipochondrię jak… Czytaj więcej »
Podzielam twoje zdanie w 100% od jakiegos czasu zauwazylam ze to co kiedys nazywalo sie instynktem macierzynskim teraz zostalo u rodzicow wyparte przez internet. Z przerazeniem slucham jak rodzice dzisiaj zeby posadzic dziecko na nocnik szukaja informacji kiedy mozna je posadzic… czasami zastanawiam sie czy gdyby tym mamuskom wylaczyli internet na miesiac, umialyby wychowac swoje dzieci???
Uwielbiam takie zdroworozsądkowe podejście. Mam dwójkę. Córka ma 3 lata, syn niecałe 8 miesięcy. I kilka dni temu pediatra kazała spróbować dawać mu słoiczki, skoro ugotowanymi przeze mnie obiadami pluje i nie chce jeść (chociaż córka rąbała aż miło). Dałam te słoiczki, i je, i mu smakuje, i jakoś żyje. A jak słyszę, a jeszcze nie siedzi, a nie chodzi, a na basen z nim nie poszłaś, to mnie trafia. Moje dziecko, mój sposób na wychowanie, a reszta niech się zajmuje swoimi problemami.
A na co zamieniliscie montelukas? My jesteśmy na tym ‘cudownym’ proszku.
Ok, generalnie się zgadzam i też czasem mam dość ciągłego straszenia, że coś może zaszkodzić dziecku. Ale jednak cenię sobie, jak ktoś zwróci mi uwagę, że coś robię nie tak, bo czasem zwyczajnie o tym niewiem. Tak było z wisiadlem i cieszę się, że dzięki czyimś- nadgorliwym moze -komentarzom, nie kupiłam tego badziewia 😀
Każdy wychowuje jak chce i uważam,że to jego sprawa! Tak naprawdę wszystko w jakimś stopniu szkodzi,na Boga mamy XXI w nie dajmy się zwariować…urodziłam hymn mimo 12 h na porodowce,a właściwie wyjeli Zuzie kilka dni po Ur.Zyzia mam te same problemy i bolaczki…uważam,że komentowanie czyjegoś stylu życia ,sposobu bycia czy wychowywania dziecka dla osoby na poziomie jest iście nie stosowne. Jak coś mi się nie podoba,nie oglądam,nie komentuje,nie hejtuje…bo po co?
Pozdrawiam 😊
Identyczne podejście ma mój mąż😉Niedługo po raz pierwszy zostaniemy rodzicami i czytając Waszego bloga czy obserwując Was na instagramie na luzie podchodzę do zmieniającego się dla mnie świata 😉 artykuł świetnie napisany Pozdrawiam
Jak zawsze w punkt 👍nie da się uciec od wielu rzeczy dzisiaj, sory taki mamy klimat. Jak tak popatrzeć, to wszystko jest nie zdrowe i wszystko nam szkodzi nawet i oddychanie bo w powietrzu tyle syfu. Ja tam jestem zawsze zdania, że wszystko jest dla ludzi, tylko z głową. A to , że ona niektorym służy tylko do watpliwej dekoracji, to co poradzisz.
Jestem z Wami od niedawna bo nieco ponad rok, lubię Wasz styl i przekaz, bez nadmiernego lukru, ściemy oby tak dalej. Pozdrawiam ciepło i ślę duuużo pozytywnej energii ✌ niech Wam zawsze świeci słońce😎☀
“Oczywiście sama wiedza jeszcze nic nie znaczy. To trochę jak z komputerem. Nie wystarczą same dane. Musi być jeszcze odpowiedni procesor, który je przetworzy za pomocą wcześniej napisanych instrukcji, czyli programu” <3 Pięknie napisane 😀 Zaczęłam Was czytać niedawno, bo dopiero gdy urodził się Zyzio. Byłam wtedy w tym samym tygodniu ciąży co Marta i bardzo trzymałam za Was kciuki! Od tamtej pory zaczęłam śledzić Wasze losy i... nie mogę się oderwać 🙂 Jesteście super! Nie zaglądam w żadne inne "parentingowe" miejsca, bo gorączki dostaję jak czytam głupoty, które są tam czasem powielane... Dobrze, że są w sieci jeszcze ludzie… Czytaj więcej »
Uwielbiam posty #tatanowejery ❤
Btw…….
O co chodzi z tą czerwoną nitką? Bo moja teściowa miała takie zapędy, żeby takową przywiazac do wózka. . Ale szybko byłam ją słowem, że nie chce takiego badziewia ☺
Dobry tekst! Właśnie dużo ludzi szerzy zabobony. Teraz jestem na końcówce ciąży i najlepszym tekstem jest to że dużo osób nie wierzy mi że będzie córka, “za dobrze wyglądam jak na dziewczynkę”. Myślę że w każdej rodzinie w której pojawia się dziecko są obawy, a lekarstwem na nie często są opinie lub zdanie innych, wielu rodziców zapomina że powinno się to weryfikować. Trzeba czasami ruszyć szarymi komórkami-przrciez to nie boli ☺️
Żeby było więcej takich ludzi jak Ty Zuzia… Podczas porodu nasłuchałam się tylu zabobonów, oczywiście jak to ja, robiłam odwrotnie (wszystkie zabobony obalone) niestety to nic nie dało, po urodzeniu Zosi obcinając czerwoną nitkę z wózka usłyszałam od teściów “Ty nie wiesz co robisz, zauroczysz swoje dziecko i zobaczysz, będziesz tego żałować” minęło półtora miesiąca, nie żałuję, chociaż wiem, że gdy Zosia będzie ząbkować, będzie płakała na pewno przeze brak czerwonej nitki… Przed porodem usłyszałam, że mam się nie godzić na użycie kleszczy i próżnociągu, bo kolezanki sąsiadki koleżanki syn poddusił się przez to (co za absurd) nie komentowałam, powiedzialam… Czytaj więcej »
Pisz częściej 🙂
Ja jako mama dziecka z przewlekla niewydolnoscia nerek czesto posilkuje sie internetem… musze sprawdzac co je moje dziecko, gdyz inaczej moja siedmiolatke bedzie czekal przeszczep w blizzszym terminie. Mimo to, doskonale rozumiem co masz na mysli. Nawet wychowujac dziecko chore, przyjmujace tyle tabletek dziennie ile ma lat, staramy sie podchodzic do tego z dystansem. Corka wie, ze jest chora I raz na trzy miesiace moze zjesc np czekolade. Lekarze ustalili, ze toksyny zdaza sie zneutralizowac. W ten dzien mala najczesciej piecze z nami czekoladowe muffinki I dostaje kinder jajo. Niezdrowe? Tak… chora? Jasne, ale ma 7 lat, przeszczep I tak… Czytaj więcej »
Boski post, uśmiałam się z rana 🙂 No i niestety, to o czym piszesz to sama prawda. Ale może cieszmy się, dostrzegając jasne punkty w tym szaleństwie, bo jednoznacznie świadczy ono o tym, że dopadły nas problemy pierwszego świata: wyszukujemy u swoich bliskich choroby w internecie, tam też najchętniej się leczymy, zastanawiamy się czy lepiej szczepić czy może nabić kabzę wstrętnych koncernów i takie tam 😉
W końcu jakiś głos rozsądku. 🙂
Uwielbiam czytać twoje teksty, z humorem, i ironia do pewnych rzeczy.
P.s. ja mam pierwsze dziecko ale też nie cierpię jak mnie ktoś poucza, lub wyszukuje się w moim dziecku czegoś nieprawidłowego. Mam swój rozum, by odróżnić co szkodzi a co nie 🙂
Uwielbiam czytać twoje teksty, pisz częściej ☺️
A już się bałam, że jestem ostatnią nierozhisteryzowaną matką na ziemi. Dobrze, że w naszym kraju są jeszcze normalni ludzie, którzy wiedzą, że gluten nie jest trucizną, szczepionki nie zabijają, słoiczki są ułatwianiem sobie życia, a nie pójściem na łatwiznę.
Szczerze współczuję rodzicom, którzy zamiast cieszyć się z macierzyństwa, czytają te internetowe farmazony i zamartwiają się tym, że chusteczki nawilżane mają ropę naftową 🙂
Będę częściej tu zaglądać! Fajny mądry post, dziękuję, uśmiałam się 🙂
Ps
Później będzie tylko gorzej, zobaczycie!
“Wasze to tylko na basen chodzi?! :O a pianino, balet, rusunek techniczny, masterszef junior?! NIC WIĘCEJ?!
Haha usmialam sie najbardziej z tej koncowki o lekach heh… znam kilka mam które maja fiola na tle wymyslania chorob swoim dziecia tego jaka krzywda bedzie czekac je jak pojdzie dodo przedszkola bo nauczycielka to tez czlowiek moze miec zly dzien i wyladowac sie na dziecku… wszystko jest zle, smoczki sa zle, kupne zupki sa zle,chusty noebespieczne bo ci mlze dzoecko przeciez wypasc albo soe chista odwiaze. Dziecko ma kroste na twarzy to jiz napewno jest powazna alergia…. sama mam twraz drugie dziecko. Corka starsza ma 4,5 roku a mlodsza 4 tygodnie. I jakbym miala tak przrzywac i panikowac tp… Czytaj więcej »