Jakiś czas temu pisałam wam o tym, że zabraliśmy Miecia ze żłobka. Była to dla nas piekielnie trudna decyzja. Szczególnie teraz, kiedy teoretycznie powinien pójść do przedszkola. Robimy rok przerwy. Zyzio podrośnie i okrzepnie. W opiece nad chłopcami pomoże nam niania z prawdziwego zdarzenia. Taka co to narysuje i wytnie motyla, zrobi poranną gimnastykę, zabierze na basen i zaśpiewa piosenkę po angielsku. Jeśli czytałyście ten tekst (klik) to wiecie, że zabranie Miecia ze żłobka niezwykle go rozwinęło. Zawsze będę zdania, że wszystko to za sprawą nieograniczonego kontaktu z rodzicami, który Miecio ma już od dwóch miesięcy. Jak więc minął nam ten czas i co robiliśmy w ramach organizacji czasu dla naszego dziecka?
Kreatywna zabawa i inne sposoby na spędzanie czasu z dzieckiem
Przede wszystkim to my musieliśmy obudzić w sobie kreatywność. Z pomocą przyszła nam lista 36 zabaw (klik), które spisała nam nasza czytelniczka i przedszkolanka Marta Nosek. Te zabawy dla dzieci były dla nas punktem wyjścia. Zaczęliśmy dumać w jaki inny sposób moglibyśmy urozmaicić Mieciowi czas z nami w domu. Zamiast jednak zgadywać, po prostu zapytaliśmy Miecia. I tak do codziennego kanonu dołączyły dwugodzinne spacery do parku i na plac zabaw. Do tego codzienne lepienie z ciastoliny i kolorowanie. Raz na jakiś czas zasłanialiśmy wszystkie okna w salonie, odpalaliśmy rzutnik i oglądaliśmy bajki Lego na dużym ekranie. Odważyliśmy się też zabrać Miecia na pełnometrażowy film do kina. Oczywiście na Auta 3 – bo to jego ulubiona seria bajek. I wyobraźcie sobie, że wytrzymał cały seans, łącznie z reklamami (czyli jakieś dwie i pół godziny).
Kupiliśmy puzzle, bo okazało się na naszym wyjeździe na Mazury, że Miecio jest niezły w te klocki. 30 elementowe puzzle składa zupełnie samodzielnie, spoglądając na obrazek. Naszym błędem było to, że wcześniej nie zapytaliśmy, co też Miecio najchętniej robił w żłobku. Teraz już to wiemy. Nasz dom stał się placem zabaw i to dzięki kreatywnie spędzonemu nemu czasowi, który dzieliliśmy z dzieckiem. Łóżko stałą się bazą, salon torem przeszkód, a balkon tarasem z mini basenem.
Czego potrzeba dzieciom do szczęścia?
Okazało się, że dzieciom do szczęścia prócz atencji, wcale nie potrzeba wiele. Dowodem na to niech będzie nasza wyprawa tramwajem na Dworzec Centralny. Pojechaliśmy tam odebrać wujka Atima. Ależ to była frajda: kasowanie biletu, liczenie przystanków, później chodzenie podziemiami no i w końcu sam dworzec z ruchomymi schodami i ogromnymi pociągami. Do dziś Miecio wspomina to z wypiekami na twarzy. Wystarczyło dziecku poświęcić trochę więcej uwagi i pomysł na kreatywną zabawę pojawił się sam.
Najprostsze rzeczy sprawdziły się u nas najlepiej
Bardzo zależało nam na kilku dniach wypoczynku w jakimś pięknym miejscu. Na wyprawy zagraniczne z dwójką małych dzieci jestem jeszcze za cienka w uszach. Poza tym Zyzio ostatnio trochę chorował. Stwierdziłam, że jeszcze się najeździmy po świecie. Na wspólną wyprawę wybraliśmy miejsce dobrze nam znane z zeszłego roku (byliśmy tam już dwukrotnie) – Hotel SPA Dr Irena Eris Wzgórza Dylewskie. Mamy porównanie z innymi miejscami i jeszcze nigdzie nie znaleźliśmy miejsca z tak bogatą ofertą atrakcji i zabaw dla dzieciaków, które są wliczone w koszt pobytu. Na miejscu spotkałam koleżankę, która spędzała tam wakacje z całą swoją rodzina (dziećmi, siostrami i mamą). To takie miejsce gdzie każdy z nas się odnalazł.
Co najbardziej nam się podobało?
Zyziowi podobały się długie i niespieszne spacery oraz ogromne łóżko w pokoju. Mi i Jankowi podobała się przyjemna odmiana od naszego miejskiego zgiełku i 60 metrowego mieszkania. Sam fakt, że nie musieliśmy po sobie sprzątać i zmywać powodował, że czuliśmy się jak w niebie. Znacie to?
A Mieciowi? Mieciowi podobało się wszystko: jazda na koniu, spacery, codzienne kąpiele w basenie, wypasiony plac zabaw, przygotowywanie babeczek z szefem kuchni, puszczanie baniek, rysowanie, śpiewanie piosenek w sali zabaw. Bo tam jest taka sala zabaw, która wygląda jak przedszkole, są minimum dwie animatorki dla dzieci, które są do dyspozycji gości od 10 do 18. Wiecie, że Miecio jednego dnia sam poprosił żebyśmy go tam zaprowadzili i zostawili, bo chciał się bawić z dziećmi? Pani animatorka zabaw dla dzieci poprosiła tylko o nasz numer telefonu i kiedy Miecio chciał do nas wrócić zadzwoniła po nas. Było też wieczorne ognisko z legendami Warmii i Mazur. To było drugie ognisko w życiu Miecia, a ja po raz kolejny uświadomiłam sobie, że takie najprostsze atrakcje robią na dzieciach największe wrażenie.
Miecio nas zaskoczył!
Miecio, nasz niejadek, obsunął nawet całą kiełbasę (nie zdążył jej upiec – taką miał na nią ochotę). I choć pierwsze dwa dni były dla nas trudne, bo nasze dzieci musiały się zaaklimatyzować w nowym miejscu, a Miecio przechodził samego siebie w byciu niesfornym, to cały wyjazd wspominamy bardzo dobrze. Co ważne – z tych wakacji Miecio będzie miał już pierwsze wspomnienia. Zeszłorocznych raczej nie pamięta. Dlatego cieszę się, że mogliśmy mu zapewnić takie zwyczajne-niezwyczajne atrakcje w postaci kreatywnie spędzonego czasu.
Nasza codzienność zmieniła się nie do poznania.
Po pierwsze obecnie nic nie ogranicza nas czasowo. Dlatego leniuchowanie do dziesiątej weszło w krew całej naszej czwórce. Staramy się każdego dnia celebrować wspólne posiłki. Ciągle uczymy się z Jankiem pracować w dziecięcym zgiełku. Nie jest to proste, ale przecież nikt nie obiecywał nam, że życie z dwójką dzieci to bułka z masłem. Po raz kolejny udowodniliśmy sobie, że wszystko się da. Trzeba być tylko odpowiednio zdeterminowanym i w głowie poukładać sobie priorytety, tak by nie zapomnieć o poświęcaniu uwagi swoim dzieciom i wspólnych zabawach.
Będę z wami zupełnie szczera.
Kiedy dwa miesiące temu usłyszałam od Pani Doktor, że zaleca zabranie Miecia ze żłobka, miałam łzy z oczach. Nasza codzienność była wtedy taka uporządkowana, a my, choć żyliśmy w pędzie, mieliśmy czas na wszystko. Początek wyglądał tak, jakby tornado przeszło przez nasze życie. A dziś, tak sprawnie to sobie poukładaliśmy, że nasza codzienność jest dokładnie taka, jaką ją sobie wymyśliliśmy. Chyba znaleźliśmy przepis na to, co robić, gdy dziecko nie chodzi do żłobka czy przedszkola. 😉
Na zakończenie, można więc powiedzieć, że teraz jesteśmy rodzicami 24 godziny na dobę.
Towarzyszymy naszym chłopakom w każdym ich większym i mniejszym kroku. A do tego prowadzimy bloga, który pochłania nam masę czasu. Mamy czas na ciepłą kawę i półgodzinną kąpiel (raz w tygodniu). A do tego nasze dzieci jeszcze nigdy nie były tak dopieszczone obecnością rodziców. Okazuje się, że można mieć ciastko i je zjeść.
[ad name=”Pozioma responsywna”]